Dobre serce siostry
Jedno z jej dzieci trafiło do rodziny zastępczej, drugie do pogotowia opiekuńczego. Kobieta mieszkała u znajomych. - W rzeczywistości byłam bezdomna, bo nigdy nie miałam stałego miejsca zameldowania - mówi pani Julita. Po latach syn, który osiągnął pełnoletność, pozwolił matce zamieszkać u siebie. Szczęście nie trwało długo. Znów pojawiły się długi. Lokal trzeba było opuścić.
- Nie mogłam pozwolić, żeby Julita błąkała się po ulicach i tak już wiem, że wcześniej sypiała po piwnicach i na dworcu - mówi Lucyna Kania, siostra pani Julity. - Przygarnęłam ją do siebie w ubiegłym roku. Ale ja też mam męża, nie możemy tak żyć na zawsze - podkreśla kobieta.
Mąż pani Lucyny, Łukasz, dodaje, że planują przeprowadzkę. W nowym mieszkaniu nie widzi już swojej szwagierki. - Uważam, że po to są mieszkania socjalne, żeby zamieszkały w nich osoby w tak trudnej sytuacji, jak Julita - podkreśla.
Kobieta wybrała się do urzędu, by prosić o przyznanie takiego lokalu już w 2012 r. Otrzymała odpowiedź odmowną. - W urzędzie lokalowym poproszono, bym podała adres korespondencyjny - relacjonuje pani Julita. - Podałam adres drugiej siostry. Wtedy kazali mi powiedzieć, jaki ona ma metraż. Nie wiedziałam, po co, ale podałam. Na tej podstawie stwierdzono, że mam odpowiednie warunki do mieszkania - kręci głową kobieta.
W urzędzie lokalowym usłyszeliśmy, że sprawa pani Julity jest beznadziejna. Wszystko przez uchwałę Rady Miasta, która mówi o tym, że o lokal socjalny starać mogą się jedynie osoby, które potrafią udowodnić, że przez ostatnie pięć lat przebywały na terenie miasta.
- Należy przez to rozumieć udokumentowane faktyczne zamieszkiwanie na terenie miasta w ciągu pięciu lat przed złożeniem wniosku. Musi to potwierdzić odpowiedni wydział urzędu - mówi Dorota Goławska, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej.
Panie prezydencie, litości
- Nie miałam stałego zameldowania - przyznaje pani Julita. - Ale przecież tu pobieram rentę, leczę się w przychodni, płacę podatki. To gdzie niby indziej miałam przez ten czas być, na Hawajach? - rozkłada bezradnie ręce. Sprawą pani Julity zainteresowaliśmy radnego Józefa Hojnora. - W tej sytuacji odbija się jak w zwierciadle prawdziwy obraz sądeckich urzędników. Słyszymy od nich deklaracje o pomocy i otwartości na problemy ludzi, a w sytuacjach, które wymagają interwencji, zachowują się bezdusznie - uważa Józef Hojnor.
Dodaje, że jego zdaniem pani Rosiek powinna otrzymać lokal socjalny w pierwszej kolejności. - Prezydent miasta ma możliwość w szczególnych przypadkach ustalić wyjątek od nieżyciowych przepisów i powinien to uczynić w tej sytuacji - zaznacza radny miejski.
W środę próbowaliśmy się dowiedzieć, jakie są szanse na to, że prezydent Nowego Sącza rozpatrzy sprawę pani Julity. W biurze prasowym usłyszeliśmy, że prezydent jest na ważnym spotkaniu. Odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Temat będziemy drążyć.
- Chciałabym tylko jakiś mały pokoik z niewielką kuchenką. To by mi w zupełności wystarczyło - mówi pani Julita. - Nie chcę być już od nikogo zależna. Ile można prosić rodzinę o pomoc? - wzdycha kobieta.
Napisz do autorki:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+