Poszukuje on 25 osób do prowadzenia autobusów. Nie chce jednak przyjąć ludzi, którzy wcześniej pracowali u lokalnego przewoźnika i nie zgodzili się przejść automatycznie od 1 sierpnia do nowej firmy, aby nie stracić przysługujących im trzymiesięcznych odpraw.
Jednym z odesłanych do pośredniaka kierowców jest Jerzy Witkowski. W PKS Nowy Sącz przepracował 30 lat. Jeździł na długich trasach, do Wrocławia, Katowic, Nysy.
- Jeszcze kilka dni temu nadawałem się do pracy, a teraz nie spełniam wymogów? - dziwi się kierowca. Dyrektora Jana Popiołka, reprezentującego w PKS właściciela z Oświęcimia, dziwi z kolei postawa kierowców. Przypomina, że wiedzieli, jakie konsekwencje zrodzi odrzucenie propozycji nowego przewoźnika. Wybrali odprawy, więc przez 12 miesięcy nie mogą ubiegać się o pracę w PKS. - Pracodawca ma prawo stawiać takie warunki - potwierdza Teresa Połomska, wicedyrektor Sądeckiego Urzędu Pracy. - Nie możemy nikogo zmusić do zatrudnienia osób, które do niego kierujemy.
Obecnie w PKS Nowy Sącz pracuje 30 kierowców. Część stanowi grupa, która zrezygnowała z odpraw. Jest też sześciu kierowców z Oświęcimia i kilku właśnie przyjętych do pracy.
- Potrzebujemy 45, żeby zapewnić ciągłość przewozów - zaznacza dyrektor Popiołek. "Krakowską" zapewnił, że po kilkudniowych problemach z obsługą bieżących kursów, sytuacja zaczyna się normować.
- Owszem, ale kierowcy pracują po kilkanaście godzin dziennie, bo nie mają zmienników - sugerują zwolnieni z PKS. - Nic podobnego, wszystko jest w zgodzie z przepisami bhp - odpiera Popiołek.
Dyrektor MORD-u chce ograniczyć ruch "elek" Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!