- Mamy ustalony adres byłej prezes, ale w sprawie występuje ona jako świadek i musimy drogą dyplomatyczną wystąpić do ukraińskiego wymiaru sprawiedliwości o jej przesłuchanie - wyjaśnia Artur Szmyd, prokurator rejonowy w Nowym Sączu. O problemach pracowników Andremy zrobiło się głośno na początku ubiegłego roku. Blisko 80 szwaczek przez pięć miesięcy nie otrzymywało tam wynagrodzeń. Kiedy okazało się, że firma upadła, wiele tygodni zajęła walka o wydanie pracownikom dokumentów potrzebnych choćby po to, żeby zarejestrować się w urzędzie pracy. Dopiero wyroki sądowe zmusiły przedstawicieli spółki do wywiązania się z obowiązków pracodawcy. Nie dotyczyło to jednak wszystkich.
Nowy Sącz: zaćmy tutaj nie wyleczysz
- Kilkanaście osób do dziś nie dostało świadectw pracy. Nie mają nawet do kogo się zwrócić - mówi Mariola Szczecina jedna z pokrzywdzonych. - Koleżanki, które przed sądem pracy uzyskały korzystne wyroki, dostały wypłatę za trzy miesiące z funduszu świadczeń gwarantowanych. Za dwa kolejne firma nadal jest nam winna. Byli pracownicy Andremy są zaskoczeni decyzją prokuratora. - Nikt nas nie informował, że śledztwo ma być zawieszone, to dla nas szok - mówi Szczecina. Trwające miesiącami międzynarodowe procedury mogą - ich zdaniem - sprawić, że swoich praw nigdy nie wyegzekwują. Zobowiązania pracodawcy wygasają bowiem po trzech latach.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Grali w karty. W ruch poszedł scyzoryk**