Upadł po kilku tygodniach burzliwej dyskusji o tym, czy radni powinni wydawać publiczne pieniądze na sprzęt komputerowy do własnego użytku, czy też poświęcić na ten cel część samorządowej diety.
- "Zwracam się z wnioskiem o zabezpieczenie w budżecie miasta na rok 2011 środków finansowych na zakup 23 laptopów dla radnych przyszłej kadencji" - pisze przewodniczący Czernecki w oficjalnym podaniu do prezydenta miasta Ryszarda Nowaka. Przekonuje, że inwestycja usprawni pracę rady i wyeliminuje konieczność kserowania materiałów na sesje.
Podobny argument rozważano już przed rokiem przywołując przykład sąsiedniego Tarnowa, gdzie problem laptopów również wywołał burzę. Wyliczono tam, że na zakup jednego przenośnego komputera trzeba wydać około 2,5 tys zł. Mnożąc to przez liczbę radnych, okazuje się, że trzeba zapłacić około 60 tys. zł. Tymczasem przygotowanie materiałów na jedną sesję dla radnego kosztuje kilkanaście zł. Przeliczając roczne opłaty, mnożąc przez 4-letnią kadencję, otrzymujemy kwotę nieco powyżej 26 tys. zł (przy założeniu, że w trakcie kadencji jest 55 sesji). To ponad połowę mniej niż wydatki poniesione na zakup sprzętu komputerowego.
Radni Platformy znów mają zastrzeżenia. Szykuje się polityczna batalia o laptopy. - Wierzę, że mieszkańcy miasta nie wybiorą prezydenta z PiS-u i jego kumpli radnych. To przykład arogancji lokalnej władzy i szastania pieniędzmi mieszkańców. Już teraz bowiem widać, co chcą nam zafundować w przyszłej kadencji. Radni Klubu PiS przez trzy i pół roku brali z kasy miasta po około 1800 złotych miesięcznie. Okazuje się, że to nie wystarczyło im na zakup laptopów - denerwuje się radny PO Robert Sobol. - Poza tym proszę sprawdzić, ilu z nich ma "zielone pojęcie" o działaniu komputera.