Zły dotyk na basenie
Choć ta historia jest naprawdę bulwersująca wyszła na światło dzienne przez zwykły przypadek. W grudniu 2016 roku wychowawczyni jednej z V klas (chodzą do niej dziewczynki) w Szkole Podstawowej nr 1 w Nowym Targu rozpoczyna godzinę wychowawczą. W jej trakcie mówi o pedofilii. Nagle rękę podnosi kilka dziewczynek. Stwierdzają, że wszystko, o czym właśnie mowa, robił z nimi niedawny katecheta - ks. Mariusz W. Molestowania miał się dopuścić podczas wycieczek, m.in. na basen, do parku linowego, czy w góry, gdzie zabierał dzieci z parafii.
Skrzywdził 9 dziewczynek?
O wszystkim szkoła poinformowała prokuraturę, a ta rozpoczęła śledztwo. Najpierw przesłuchano dzieci (początkowo aż 22 dziewczynki mówiły o tym, że padły ofiarą zboczeńca).
Później wezwano do prokuratury księdza. Ten musiał na przesłuchania dojeżdżać z Krakowa, gdzie przeniesiono go jeszcze zanim afera wyszła na jaw. Po pół roku duchowny usłyszał prokuratorskie zarzuty, ale dalej pozostawał na wolności. Jedyne co mu ją ograniczało to konieczność meldowania się co dwa tygodnie na komisariacie policji.
- W miniony poniedziałek oficjalnie zakończyliśmy jednak śledztwo w tej sprawie - mówi Józef Palenik, szef nowotarskiej prokuratury. - W ten dzień do nowotarskiego sądu trafił bowiem akt oskarżenia przeciwko księdzu. Zarzucamy mu iż dopuścił się „innych czynności seksualnych na nieletnich”. Grozi za to od 2 do 12 lat więzienia.
Jak dodaje Palenik, postępowanie w prokuraturze było długie i żmudne, bo każde zeznanie dzieci musiało odbywać się w obecności sędziego i biegłego psychologa. Ten miał stwierdzić, czy dziewczynki nie kłamią, opowiadając o tym, co je spotkało. Dodatkowo niektórzy rodzice nie chcieli współpracować z prokuraturą, wychodząc z założenia, że sprawi to ich córkom dodatkowy stres.
- Ostatecznie w akcie oskarżenia mamy zeznania 9 dziewczynek, które padły ofiarą „złego dotyku” - mówi Palenik. - Do przestępstwa miało dochodzić w okresie od czerwca 2014 do września 2016 roku. Poszkodowane dzieci miały wówczas od 9 do 12 lat. Biegli ustalili ponad wszelką wątpliwość, że dziewczynki opowiadając o tym co robił im ksiądz nie zmyślały - dodaje prokurator
Co na to sam ks. Mariusz W.? Duchowny nie przyznaje się do winy. Tłumaczy, że od kiedy został księdzem, zawsze był zaangażowany w duszpasterstwo dzieci. Zabierał więc maluchy działające przy kościele na różne wyjazdy. Dzieci go lubiły, więc się do niego przytulały. Jego zdaniem absolutnie nie było w tym żadnych podtekstów seksualnych.
Uwielbiał pracę z dziećmi
Linia obrony księdza opiera się też na tym, że przed wyjściem na jaw zarzutów przeciwko niemu był bardzo ceniony przez swoich zwierzchników. We wrześniu 2016 r. (trzy miesiące przed tym jak usłyszeliśmy o tym, że mógł krzywdzić dzieci) krakowska kuria przeniosła go (po 6 latach pobytu) z Nowego Targu do parafii Miłosierdzia Bożego przy os. Oficerskim w Krakowie. Tam dostał ważne zadanie opieki nad licznymi w parafii grupami dziecięcymi.
Gdy sprawa wyszła na jaw kuria odsunęła go od tych obowiązków i zakazała nauczania katechezy w szkołach. Mariusz W. cały czas jednak przebywa w krakowskiej parafii i prowadzi tam normalne msze. Jego zwierzchnik - proboszcz Zygmunt Kosek - kilka miesięcy temu powiedział „Krakowskiej”, że choć sprawę musi rozstrzygnąć sąd to on osobiście nie wierzy w winę księdza Mariusza. Jego zdaniem padł on ofiarą pomówień.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
<