Woda zanieczyszczona
Jan Bednarz mieszka na nowotarskim Kokoszkowie, kilkaset metrów poniżej schroniska dla bezdomnych psów. - Miesiąc temu zbadano wodę w mojej studni i okazało się, że są w niej bakterie coli. Podobne badania zrobił wcześniej mieszkający tuż obok schroniska inny sąsiad. Jemu również wyszły złe wyniki. On dodatkowo zbadał swoją ziemię, która również okazała się skażona bakterią coli - mów Bednarz. - Gdy cztery lata temu przeprowadzałem taki zabieg, wówczas było wszystko w porządku.
Mężczyzna uważa, że skażenie najprawdopodobniej pochodzi ze schroniska dla zwierząt. - Nie mam na to dowodów, ale wszystko na to wskazuje. Nic innego w okolicy nie mogło skazić wody - mówi Bednarz, który przedstawia się jako lekarz weterynarii.
Fekalia lądują w polu?
- Moim zdaniem ścieki wytworzone w schronisku dla zwierząt trafiać muszą do gleby, a potem przedostają się do wody m.in. w mojej studni - podejrzewa mieszkaniec Kokoszkowa.
Jego zdaniem schronisko produkuje zbyt dużo ścieków po psach w stosunku do tego, co wywozi (w tym rejonie miasta nie ma miejskiej kanalizacji, ani wodociągu). - Dziennie na psa w schronisku potrzeba wykorzystać ok. 10 litrów wody. To woda do picia, ale także do mycia zwierzęcia, czy spłukania boksu, w którym mieszka zwierzę. Przy ponad 400 psach, jakie obecnie przebywają w schronisku, to dziennie ok. 4000 litrów wody. Tymczasem schronisko ma zbiorniki na ścieki mieszczące ok. 80 tys. litrów. To oznacza, że za 20 dni pojemniki są napełnione po brzegi - wylicza Bednarz. - Nawet gdyby beczkowóz wywoził ścieki dwa razy w tygodniu, to i tak będzie miało.
Dlatego postanowił sprawę zanieczyszczenia zgłosić na policję, a także do sanepidu. - Ten pan przedstawił wyniki badań, które wykonał na własną rękę. Próbki nie były pobierane przez naszego pracownika. Poza tym nadzorem nad schroniskiem zajmuje się Powiatowy Inspektorat Nadzoru Weterynaryjnego, a nie my - mówi Jolanta Bakalarz, dyrektor sanepidu w Nowym Targu.
Urząd zrobił kontrolę
- Zweryfikowaliśmy, jak prowadzona jest gospodarka ściekowa w schronisku, zarówno jeśli chodzi o dokumenty, jak i w terenie - mówi Dariusz Jabcoń, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta w Nowym Targu.
Według naczelnika, kontrola nie wykazała żadnych nieprawidłowości. - To znaczy, że ilość wody pobranej do obsługi schroniska zgadza się z ilością wody oddanej do oczyszczalni ścieków. Powiem więcej, dokumenty potwierdzające odbiór ścieków zgadzają się z tym, co w rzeczywistości trafiło do oczyszczalni - mówi Jabcoń.
Atakuje bez dowodów
Zdaniem Kazimierza i Celiny Pawluśkiewiczów, który prowadzą schronisko na Kokoszkowie, ich sąsiad atakuje ich bez jakichkolwiek dowodów.
- U nas woda jest czysta. Wodę, którą wykorzystujemy w schronisku, pije nasza rodzina. I nic się nam nie dzieje - mówi pani Celina.
Jej mąż dodaje, że ma zbiorniki na ścieki, które regularnie wywozi i słono za to płaci. - Nie mam pojęcia, dlaczego sąsiad tak się uwziął - mówi Pawluśkiewicz. - Gdy przeprowadził się tutaj w 2000 roku, wiedział przecież, że działa tutaj schronisko - dodaje.
Jan Bednarz przyznaje, że wiedział o schronisku. - Ale wtedy było tam 30 psów, a nie ponad 400. W miejscu, gdzie nie ma kanalizacji i sieci wodociągowej, nie powinno się dawać zgody na tak duże schronisko - kwituje.
Pawluśkiewicze w najbliższym czasie zbadają swoją wodę pod kątem bakterii coli.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto