Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nożownik spod Gorlic stanął przed sądem

Krzysztof Sakowski
Krzysztof Sakowski
- Nie pamiętam - powtarzał w kółko przed sądem Zbigniew W. oskarżony o zabójstwo zięcia. W Nowym Sączu ruszył wczoraj proces 55-latka, który w lipcu 2009 roku w Woli Łużańskiej (pow. gorlicki) podczas awantury domowej ugodził nożem Jacka K. Rana okazała się śmiertelna.

Teraz oskarżonemu grozi dożywocie. Do tej pory nie przyznawał się do zabójstwa. - Widzę jednak, że zaprzeczanie w dalszym ciągu nie ma sensu. Przyznaję się, bo tak wynika z oskarżeń - mówi Zbigniew W.
Śledczy oskarżyli również żonę nożownika o próbę zatarcia śladów zbrodni. Kobieta nie przyznaje się do winy. Grozi jej do pięciu lat więzienia.

Zbigniew W. awanturował się z zięciem od lat. - Dobrze to mu nie życzyłem, lecz nigdy przez głowę mi nie przeszło, by go zabić - mówi oskarżony. Twierdzi, że Jacek K. był leniem, pijakiem i nierobem. - Znęcał się fizycznie nad moją córką i trójką swoich dzieci. Nie szukał pracy, a jak już co zarobił, to zaraz przepił - opowiada.

W piątek 10 lipca 2009 roku teść z zięciem znów wzięli się za łby. Zaczęło się od wyzwisk. - Wyszedłem do sklepu. Wypiłem jedno piwo. Potem jeszcze szklankę wina i chyba kolejne piwa przy pracy w lesie. Wróciłem do domu i chciałem robić sobie jedzenie. Jacek nagle stanął w drzwiach i zaczął na mnie krzyczeć, że elewacja źle zrobiona. Dokładnie już nie pamiętam - opowiada Zbigniew W. - Smarowałem chleb masłem. Pamiętam tylko tyle, że nie wytrzymałem i popchnąłem Jacka. Być może to ja uderzyłem nożem, bo tak wynika z oskarżeń, ale tego nie pamiętam - dodaje.

Padł tylko jeden cios. Zadany rzeźnickim, 33-centymetrowym, nożem, którego wcześniej Zbigniew W. używał do uboju cieląt i świń. - Ojciec mnie nauczył dawno temu, jak się zabija zwierzęta - wyjaśnia. - A jakie, pana zdaniem, mogą być następstwa uderzenia człowieka nożem w okolice klatki piersiowej? - pytał podczas rozprawy sędzia Bogusław Bajan. - No... skaleczenie, krwawienie - wyliczał oskarżony. - A śmierć ? - dopytywał sędzia. - No, chyba tak... - padła odpowiedź.

Chwilę po zdarzeniu do mieszkania weszła Anna W., żona oskarżonego. Zawiadomili pogotowie. W tym czasie Anna W. umyła ciało Jacka K., wytarła podłogę i wyczyściła nóż. - Ale nie zrobiłam tego, żeby zatrzeć ślady. Tylko dlatego, że czekaliśmy na pogotowie i był nieporządek. Ja myślałam, że karetka zabierze Jacka do szpitala i go uratują - wyjaśnia. Nie uratowali. Jacek K. się wykrwawił.

- Jak wchodziłam do domu, usłyszałam od męża: "Chyba ch...a zabiłem" - zeznaje Anna W. - Wcześniej widziałam z podwórza, że się szarpią. Jacek podnosił koszulę i wołał: "Choć weprej ten nóż". Już jak dotarłam do mieszkania, zobaczyłam, że Jacek leży. Ja nie wyciągałam noża z jego brzucha. Nóż, którego używamy do bicia świń, leżał na zlewie. Cały we krwi. Złapałam i odruchowo go umyłam - dodaje.
W czasie odczytywania zeznań żony Zbigniew W. siedział ze spuszczoną głową. - Żałuję tego czynu, który jest mi zarzucany w akcie oskarżenia. Będę tego żałował do końca życia - mówi oskarżony. Dziś odbędzie się kolejna rozprawa w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska