Dobitnie świadczą o tym informacje o przypadkach rezygnacji pielgrzymów z udziału w imprezie z obawy przed zamachami terrorystycznymi. Świadczy również mnogość „miejskich legend” powtarzanych sobie przez ludzi w autobusach i na towarzyskich spotkaniach: a to w centrum handlowym jakiś Arab miał robić zdjęcia (dlaczego on je robił?, pewnie dlatego, że szykuje zamach), a to inny śniady mężczyzna miał wykazywać się życzliwością wobec przypadkowych osób i ostrzegać ich: podczas Światowych Dni Młodzieży trzymajcie się od Krakowa z daleka.
Lipcowa impreza stała się tematem numer jeden w Krakowie, elektryzuje wszystkich mieszkańców. Tyle że coraz rzadziej dyskutuje się o niej w kontekście pięknego spotkania chrześcijan. Raczej mówi się o zagrożeniu terrorystycznym.
Strach się udziela. Sama miewam ostatnio koszmary, w których Kraków staje się celem terrorystów, a kiedy kilka tygodni temu zobaczyłam w sklepie odzieżowym w centrum Londynu inwalidkę w burce, która przeszukiwała wieszaki z fikuśnymi bluzkami (no po co jej te bluzki, skoro chodzi w burce!), zaczęłam obsesyjnie się zastanawiać, czy do jej wózka nie są przypięte materiały wybuchowe.
Ale STOP. W wyświechtanym zdaniu „o to właśnie terrorystom chodzi” jest dużo racji. Bo właśnie to są ich cele: żebyśmy się bali, żebyśmy sobie nie ufali, żebyśmy przestali uważać Europę za bezpieczne miejsce.
W zamachach w Paryżu i w Brukseli zginęły łącznie 164 osoby. Ale - nie relatywizując ohydy czynu terrorystów i dramatu ich ofiar - tyle samo osób ginie na europejskich drogach w ciągu dwóch dni. Tak samo jak uczymy się zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego, tak samo powinniśmy wiedzieć, jak reagować w przypadku zamachów. Uważajmy więc, ale nie popadajmy w paranoję, nie nakręcajmy siebie i innych. Przecież „o to im chodzi”.