Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O co pytają maluchy z domu dziecka przy Alei Pod Kopcem?

Redakcja
Ania Maj, 23-letnia studentka, długo dojrzewała do wolontariatu w domu dziecka. To była świadoma decyzja
Ania Maj, 23-letnia studentka, długo dojrzewała do wolontariatu w domu dziecka. To była świadoma decyzja Andrzej Banaś
Przychodzą tylko parę razy w tygodniu na dwie godziny. Niby nic takiego. A maluchy już po pierwszym spotkaniu zaczynają tęsknić i czekać na kolejne. Wypatrują ich w oknie. O wolontariuszach, którzy opiekują się w swoim wolnym czasie wychowankami domu dziecka przy al. Pod Kopcem - pisze Anna Górska.

Nie pożegnała się z Amelią. Psycholog powiedział, że tak będzie lepiej i dla niej, i dla dziewczynki. Posłuchała rady, ale niepokój pozostawał. Kilka tygodni po tym jak Amelia trafiła do nowej rodziny, Ania złapała się na tym, że zagląda do wszystkich cudzych wózków spotykanych po drodze.

Jakby szukała małej Amelii
- Podświadomie chciałam sprawdzić, czy faktycznie Amelia ma rodziców, czy dobrze się czuje, czy jest szczęśliwa- wspomina Anna.
Teraz Anna Maj, 23-letnia studentka zarządzania zasobami, tuli w ramionach dziewięciomiesięcznego Bartoszka. Chłopczyk jest w domu dziecka przy al. Pod Kopcem od urodzenia. Swojej mamy nigdy nie widział. - Za dużo czasu na zabawę nie mamy. Gdy przychodzę, akurat mu się zbiera na sen - śmieje się wolontariuszka Ania. Ale jednak nie spieszy się do domu.

- W łóżeczku śpi cały czas, niech też poczuje, jak to jest spać w ciepłych ramionach - szepcze dziewczyna, która po cichu nuci kołysankę. Decyzja o wolontariacie w domu dziecka nie była spontaniczna. Anna nosiła ten pomysł w głowie przez kilka lat. Musiała dorosnąć do tej, bądź co bądź, odpowiedzialnej decyzji. - Dorosłam, poczułam się gotowa, uwierzyłam, że dam radę i stało się - wspomina.

Gdy tata dowiedział się o pomyśle córki, chwycił się za głowę. - Aniu, inwestuj w siebie. Skończ spokojnie studia. To bardziej się przyda - namawiał. Bał się też, że córka psychicznie sobie nie poradzi. - Będziesz płakać - ostrzegał.

Będę, ale i tak nie zrezygnuję - odpowiedziała. Najpierw w domu dziecka odbyło się spotkanie, podczas którego osobom zainteresowanym udzielono wszystkich informacji, odpowiedziano na ich pytania i rozwiano wątpliwości. Po nim Ania wiedziała jedno, że chce opiekować się tylko najmłodszymi.

- Wybór młodszej grupy wiekowej wiązał się z moją obawą, czy sobie poradzę z problemami dzieci starszych, świadomych już swojej "nieciekawej" sytuacji - zdradza Ania. - Maluchy potrzebują czułości, ciepła, pieszczot. Te starsze tego wszystkiego, też, ale także odpowiedzi na trudne pytania, ciężkich rozmów o tym, co je spotkało i dlaczego. Bałam się, że nie będę w stanie im pomóc, że im czymś mogę zaszkodzić - nieprzemyślanym gestem, słowem.

Elżbieta Kaczor, dyrektorka domu dziecka, mówi wprost: - Wolontariuszem być trudno. Bo nie każdy w natłoku zajęć umie znaleźć czas na dodatkowe obowiązki. Banalne na pierwszy rzut oka pytanie: czy swój wolny czas chcesz poświęcić dla innych - okazuje się wbrew pozorom dość skomplikowane.

Jeśli tak, to wolontariusz musi sprecyzować, ile ma wolnego czasu, w jakich dniach i godzinach. Lepiej jest powiedzieć, że ma się czas w czwartek po południu czy każdego dnia do południa, niż że ma się dużo wolnego czasu. - Szukamy osób do systematycznej pracy wolontaryjnej, ze względu na duże przywiązanie dzieci do swoich nowych opiekunów - zaznacza Elżbieta Kaczor.

Bartosz jest jak anioł

Spokojny i cichy. Nie wymaga za wiele, cieszy się z tego, że ma obok siebie Anię. Tyle mu wystarcza. Nie to co Amelia. Ta blondynka miała charakterek. Żeby wywołać uśmiech na jej twarzy, wolontariuszka starała się tak, że lały się z niej siódme poty. Zawsze coś było nie tak: a to zabawa nie przypadła małej do gustu, a to kaszka nie smakowała.

- Miałam wrażenie, że ciągle mnie sprawdzała. Czy mam dość jej kaprysów, czy jednak jeszcze wytrzymam - wspomina Ania. - Zaciskała zęby i ani łyżeczki nie zjadała. Za chwilę w drugim pokoju wcinała już z wielkim apetytem. Ale karmiła wówczas Amelkę wychowawczyni z domu dziecka.

Prawie rok spędziły z sobą: dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Zaprzyjaźniły się. Dzięki piłeczce, która stoczyła się ze zjeżdżalni. Amelka była zachwycona nowym odkryciem.To był ten przełomowy moment, gdy zaufała i polubiła Anię. A potem Amelię znaleźli nowi rodzice.

- To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Tak cieszyłam się, że moja dziewczynka będzie miała prawdziwy dom, rodzinę. Nie pożegnałyśmy się, psycholog powiedział, że tak będzie lepiej dla mnie i Amelii. Panowie w domu dziecka są bardzo potrzebni.

Bo ciocie są wszędzie: w kuchni, na sali, nawet dyrektor domu dziecka przy alei Pod Kopcem - Elżbieta Kaczor też jest ciocią.
- Dochodzi do tego, że wołają do rehabilitanta - pana Piotrka "ciociu" - śmieje się pan Jerzy. Dzieci przyzwyczajone są, że wokół siebie widzą same panie. Nie odróżniają mężczyzny od kobiety - dodaje.

Jerzy Siwak, który z wykształcenia jest inżynierem, to wolontariusz ze stażem, bo przychodzi do domu dziecka już ponad rok. Co wtorek i czwartek punktualnie o 15.30.

Pierwszy podopieczny: Sławek. Miał dwa latka. Nieufny i ostrożny. Musiał do Jurka najpierw się przyzwyczaić. - Zupełnie mnie nie zaskoczył. Też bym tak zareagował: przychodzi gość i nagle muszę go lubić, bawić się z nim, uśmiechać? Wcale nie. Na miłość trzeba sobie zasłużyć. Dzieci wiedzą co robią - uściśla wolontariusz.

Jurek starał się zyskać zaufanie Sławka dzień po dniu, krok po kroku. Okazało się, że chłopiec czeka na niego zawsze we wtorki i czwartki. Przeczuwał, kiedy wolontariusz ma się pojawić. Intuicja go nigdy nie zawiodła. - Kiedyś mnie zobaczył w oknie. Był przekonany, że za chwilę wpadnę do niego. Przebierałem się na innym piętrze i słyszę: tup tup. I widzę, że mój Sławek biegnie. Biedak zdenerwował się, że wujek mu zaginął - wspomina.

Głuptas jeszcze nie wiedział wtedy, że temu panu może spokojnie zaufać. Bo ten pan jak już postanowił, że będzie przychodził do maluchów, to na pewno z tej decyzji nie zrezygnuje. - Może padać deszcz, mogę mieć zły humor, ale dziecko tego nie wie. Ono czeka na wolontariusza, który zobowiązał się systematycznie je odwiedzać. Każde tłumaczenie będzie banalne w porównaniu z oczekiwaniem dziecka - mówi pan Jurek.

Pewnego razu Jerzy przyszedł, a Sławka już tam nie było. Szczęściarz z tego Sławka. Zabrali go do siebie dobrzy ludzie, zostali jego rodzicami. Ale zanim to się stało, Sławek musiał się nauczyć nie bać tramwajów i pociągów. Malec panikował na odgłos nadjeżdżającego pojazdu. Nie było takiej siły, która by zmusiła go do siedzenia na przystanku i słuchania tych potwornych dźwięków. O wsiadaniu do tramwaju nie było mowy. - Nie jestem rewolucjonistą, po prostu oswajałem go z tramwajami, tłumaczyłem, że są wokół nas, że są nam potrzebne - mówi wolontariusz.

Poskutkowało. Któregoś dnia podczas spaceru przechodzili obok stacji kolejowej. Właśnie za chwilę miał ruszać pociąg. - Jedziemy, Sławku? - zapytał pan Jerzy. Mały był tak szczęśliwy, że nawet nie zastanawiał się. - Tak wujku, jedziemy - szybko odpowiedział i skoczył do środka. Był dumny z siebie.

Skąd taki pomysł na wtorkowe i czwartkowe popołudnia? Pan Jerzy nie wie. Po prostu lubi dzieci i tyle. Nie dorabia do tego żadnej filozofii. - Zawsze lubiłem dzieci, wyniańczyłem wszystkie w rodzinie. Mam z tego ogromną frajdę. Chcę wierzyć, że dzieci też. Przynajmniej staram się , by tak było - zaznacza.

- A co wujek ma? - pytał Sławek za każdym razem, gdy pan Jurek przychodził do domu dziecka. Wolontariusz śmiał się i wyciągał z kieszeni lizaka albo ciasteczko. - A co wujek ma? - pyta teraz pana Jurka mały Krzyś.

PS
W ubiegłym tygodniu Ania dowiedziała się, że Bartosz, którym opiekuje się od kilku miesięcy, też niebawem trafi do rodziców adopcyjnych.

- Taki wymarzony prezent na nadchodzące święta - dla niego i dla nich - cieszy się Ania. Imiona dzieci zostały zmienione.

Każdy zainteresowany wolontariatem w domu dziecka może zadzwonić pod nr tel. 12 656 14 33.

Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska