Teraz mają imiona Jaś i Małgosia i tak jak w bajce braci Grimm, są dziećmi, tyle że lisimi. Pierwsze dwa miesiące ich życia to nie bajka, tylko horror.
Inspektorzy Stowarzyszenia Otwarte Klatki w czasie kontroli przeprowadzonej za zgodą właściciela na lisiej fermie w Kiełczewie koło Kościana zauważyli, że samiczka nie ma dwóch tylnych łap, a jej brat jednej. Hodowca wyjaśnił, że okaleczyła je matka. Maluchy z odgryzionymi łapami zostały pozostawione same sobie, wegetowały w klatce na metalowej kracie. W myśl zasady - jak przeżyją, to będzie z nich jeszcze futro, padną, trudno. Pomoc weterynaryjna to zbędny wydatek, zwiększający koszt produkcji.
Historia Jasia i Małgosi ma dobre zakończenie, maluchy nie podzielą losu 300 tysięcy lisów zabijanych co roku na polskich fermach w imię żenującej ludzkiej zachcianki.
Inspektorzy wrócili i zabrali lisie rodzeństwo. Wystąpili też do wójta o wydanie decyzji o czasowym odbiorze zwierząt.
Hodowca w liście otwartym zamieszczonym w internecie napisał : "historia parki młodych lisów rzeczywiście jest koszmarna i uważam ją za osobistą porażkę. Jest to jednak przypadek odosobniony".
Właściciel fermy wytknął przedstawicielom Otwartych Klatek, że umożliwił im kontrolę, a oni potem wtargnęli na jego teren i bezprawnie zabrali zwierzęta. - W czasie kontroli zaleciliśmy włożenie deski na dno klatki, żeby zwierzęta mogły się poruszać, żeby kikuty nie grzęzły w otworach kraty. Po dwóch tygodniach kiedy wróciliśmy, nawet to nie było zrobione - oburza się Paweł Rawicki ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Ostatecznie mężczyzna zrzekł się okaleczonych lisków. Badania weterynaryjne wykazały stan zapalny kikutów, przetokę ropną, nadmiernie rozrośniętą tkankę kostną w wyniku niewłaściwego gojenia urazu, grzybicę i świerzbowce. Samiec miał ponad 40 stopni gorączki i szmery w sercu. Zwierzęta są leczone, ale grożą dalsze amputacje.
Na razie przebywają w domu tymczasowym. Śpią wtulone w siebie, wyniesione na trawę zaczęły instynktownie kopać. To było poruszające, przyznają wolontariusze - żyjąc na metalowej kracie przecież nie miały możliwości nauczyć się tego.
Nie oddamy hodowcom!
Z końcem sierpnia Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych zaproponował Otwartym Klatkom przejęcie Jasia i Małgosi oraz pokrywanie wszystkich kosztów leczenia.
Obrońcy zwierząt odpowiadają: "Brzmi to jak kiepski żart. Oczywiście nie oddamy lisków w ręce organizacji reprezentującej przemysł, który co roku zabija setki tysięcy tych zwierząt. Jaś i Małgosia, które zabraliśmy z fermy w Kiełczewie, nie są odosobnionym przypadkiem, lecz symbolem tego, co się dzieje na wszystkich fermach lisów w Polsce i na całym świecie. Nie da się prowadzić tej hodowli w humanitarny sposób. Jeśli posiadają Państwo środki na pomoc dwóm lisom, proszę je wpłacić jako anonimowy datek na rzecz jakiejkolwiek organizacji działającej na rzecz ochrony zwierząt".
"Cena futra"
Otwarte Klatki w raporcie "Cena futra. Rzeczywistość polskich ferm futrzarskich", który ukazał się w 2011 roku, ujawnia szereg przypadków lekceważenia przepisów dotyczących utrzymania zwierząt i norm sanitarno-epidemiologicznych. To materiał opracowany na podstawie dwuletniego śledztwa prowadzonego na 52 fermach lisów, jenotów i norek, który zawiera bogatą dokumentację fotograficzną i filmową obnażającą gehennę zwierząt hodowanych dla zaspokojenia ludzkiej próżności.
Ceną luksusowego towaru są okaleczenia fizyczne i psychiczne skazańców w futrze. Skutki zamknięcia na małej powierzchni to agresja - pogryzienia, samookaleczanie, przypadki kanibalizmu, deformacje kończyn, apatia, stereotypia, czyli mechanicznie wykonywane i powtarzane zachowania, np. bieganie bez przerwy w kółko, skakanie na kraty, gryzienie krat. Rany nie są dezynfekowane, do tego dochodzą nie leczone choroby oczu, uszu, jamy ustnej.
Chcą zakazu hodowli
Autorzy raportu przypominają, że lis w warunkach naturalnych przemierza dziennie nawet kilkadziesiąt kilometrów, jego terytorium sięga 20km kw. Na fermie zgodnie z polskimi normami wegetuje w klatce o wymiarach: 50 cm wysokości, 60 szerokości i 90 cm długości, na podłożu z drucianej kraty.
W połowie sierpnia organizacja ochrony zwierząt PETA wystosowała do prezydenta Andrzeja Dudy pisemną prośbę, by w ramach prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej rozpoczął proces wprowadzenia w Polsce zakazu hodowli zwierząt na futro. W Europie w Wielkiej Brytanii, Austrii i Słowenii fermy futrzarskie są już zakazane z powodu systematycznego znęcania się nad zwierzętami. Chorwacja, Holandia oraz Bośnia i Hercegowina też już zatwierdziły zakazy prowadzenia ferm futrzarskich z obowiązującymi jeszcze okresami przejściowymi.
Obecnie w Polsce dla futra zabija się prądem lub przez zagazowanie prawie 10 milionów norek, 300 tys. lisów i 3 tys. jenotów. Polska stała się drugim po Danii krajem o największej hodowli futrzarskiej w Europie.
W przeciwieństwie do czasów jaskiniowych, nie musimy obdzierać zwierząt ze skóry, żeby ochronić się przed zimnem. Nie musimy, ale chcemy, bo takie są ludzkie fanaberie.
O ile przypadki znęcania się nad psami i kotami u większości z nas rodzą współczucie i oburzenie, to z empatią wobec cierpienia zwierząt hodowlanych mamy problem.
Dzięki śledztwu Otwartych Klatek nie sposób powiedzieć "nie wiedziałam".
Jaś i Małgosia - dwa okaleczone liski pewnie poruszą niejedno serce i sumienie. Patrząc w ich oczy obyśmy potrafili zobaczyć cierpienie 300 tys. lisów zabijanych w Polsce na futro.
Magda Hejda
[email protected]