Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"O. Mądel doznał upokorzenia, a jednak wiernie służy Kościołowi"

Marek Bartosik
Ojciec Krzysztof Mądel
Ojciec Krzysztof Mądel fot. Stanisław Śmierciak
Z Markiem Zającem, publicystą, który specjalizuje się w tematyce religijnej, rozmawia Marek Bartosik.

Czytaj także:

W klasztorze Jezuitów doszło do rękoczynów z udziałem o. Mądla. Swą gwałtowną reakcję na agresję starszego zakonnika tłumaczy traumą, jaka została w nim po molestowaniu przez księdza w dzieciństwie. Co to zmienia w Pana rozumieniu tego nowego konfliktu w Kościele i postawy ks. Mądla w życiu publicznym?
Oceniając sam incydent jesteśmy zobowiązani uszanować punkt widzenia ofiary molestowania. Odrzucenie jej traumatycznych przeżyć oznaczałoby wyrządzenie kolejnej krzywdy, zlekceważenie cierpienia. Bez zastrzeżeń przyjmuję wyjaśnienia o. Mądla. A jeżeli chodzi o ocenę jego ogólnej postawy, to unikałbym psychologizowania i tłumaczenia, że odreagowuje swe cierpienie krytyką Kościoła. Przeciwnie, nawet jeśli nie podzielam wszystkich jego przekonań, to podziwiam go jako kogoś, kto doznał upokorzenia od duchownego, a jednak przez tyle lat potrafi Kościołowi wiernie służyć.

Ta sprawa, czy też relacja ks. Lemańskiego o rozmowie z bp. Hoserem sprawiają, że coraz więcej dowiadujemy się o stosunkach w Kościele. Jest Pan zszokowany?
Należę do ludzi, którzy znają Kościół od kuchni. Widziałem jego święte, ale i grzeszne oblicze. Mojej wiary to nie podkopie. Domyślam się jednak, że dla wielu wierzących te wiadomości mogą być szokujące.

Zapalnikiem nowosądeckiego starcia była ponoć polityka. Nawet w klasztorze?
Od dawna ostrzegam, że Kościół w Polsce pozwolił się zarazić złymi emocjami politycznymi. A nasze życie publiczne jest brudne. Politycy żerują na nakręcaniu nienawiści. I to przenosi się na Kościół. Początek tego procesu widzę podczas wojny o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. To wtedy wielu ludzi Kościoła znowu zaatakował niebezpieczny wirus, który - jak się wydawało - zwalczono pod koniec lat 90.

Czy po nich jednak nie należałoby się spodziewać większej odporności?
Może, ale wirus trafił na osłabiony organizm. Pierwsza diagnoza zabrzmi banalnie, ale jest prawdziwa: brakuje nam Jana Pawła II. Dotkliwie odczuwamy pustkę po człowieku, który potrafił zdetonować konflikty, dobrać odpowiednie słowa. I miał autorytet, któremu wszyscy się podporządkowywali.

Oprócz o. Rydzyka.
Tak, ale w tamtych latach udawało się utrzymać Radio Maryja na marginesie. Teraz nadaje Kościołowi ton. Od 2 kwietnia 2005 r. nie ma silnego i rozsądnego autorytetu, który pokierowałby Kościołem. Nie jest on potrzebny wielu biskupom, którzy zasmakowali w niezależności. Jestem pewien, że w najbliższych latach nie wybije się w Polsce postać na miarę prymasa Wyszyńskiego czy kardynała Wojtyły. Tymczasem w życiu publicznym pojawiła się grupa polityków, którzy chcą zbić kapitał na prymitywnym antyklerykalizmie. Sukces Ruchu Palikota wywołał w Kościele przerażenie. I słusznie - tyle że wybrano fatalną strategię. Uznano, że znowu jesteśmy oblężoną twierdzą, więc najlepszą metodą jest nie tylko podwyższanie szańców, ale i atak. To wykorzystali politycy prawicy, którzy dla własnych interesów podgrzewają wojenną atmosferę i podrzucają Kościołowi hasła, że trzeba ostro kontratakować, piętnować, zakazywać, ekskomunikować.

Jakie wnioski wyciąga Pan z faktu, że zakazami publicznych wypowiedzi obejmowani są duchowni reprezentujący tzw. Kościół otwarty? Inni, wygłaszający kłamstwa o okupacji Polski przez Brukselę czy bzdury o zamachu w Smoleńsku, mogą pleść bezkarnie.
W kościelnym głównym nurcie, też w episkopacie, po śmierci Jana Pawła II nastąpiła zmiana jakościowa. Nasz Kościół w coraz większym stopniu staje się radiomaryjny. Z punktu widzenia Watykanu Polska jest dziś jednym z wielu krajów. Mało kto wie o naszych problemach. Za pontyfikatu Franciszka, pierwszy raz od dziesięcioleci, mamy jednak do czynienia z sytuacją, że nasz Kościół płynie w innym kierunku niż wyznaczany przez Stolicę Apostolską. Papież prezentuje duszpasterstwo miłosierne, niechętne wydawaniu wyroków, pełne poszanowania dla wolności człowieka. Odczytuje Ewangelię jako wezwanie do radykalnej miłości każdego bliźniego! Także tego, który myśli inaczej. To inny ton niż ten, jaki na ogół słyszymy w naszym Kościele.

Z drugiej strony to, co mówi papież, ośmiela niektórych w polskim Kościele do podejmowania jego tonu.
I żadna ekwilibrystyka ultrakonserwatywnych publicystów katolickich tu nie pomoże. Nie da się przenicować Franciszka na zwolennika przykręcania śruby. To prawda, że papież ośmielił wielu. Ale część naszego Kościoła nie okazała się gotowa do przyjęcia papieskiej logiki. Nauczanie Franciszka może spłynąć po nas w Polsce jak po kaczce.

Słowa papieża nie ośmielają żadnego z biskupów? Nikt nie broni duchownych, którym zamyka się usta. Dlaczego?
To, co powiedziałem, nie jest dowodem wypowiedzenia posłuszeństwa Watykanowi. Jednak wielu w polskim Kościele woli iść obok drogi, którą wskazuje papież. Pamiętajmy, że Franciszka wybrano w szoku po rezygnacji Benedykta XVI, a także w przekonaniu że Kościół wymaga odnowy. Kardynałowie, i ci liberalni, i ci konserwatywni, mówili właściwie jednym głosem, że Kościół potrzebuje wyjścia do ludzi i powrotu do Ewangelii.

Ale w polskim episkopacie to stanowisko nie ma odważnych obrońców, nawet wśród uczestników konklawe, jak kardynałowie Dziwisz i Nycz.
To efekt wspomnianego już układu sił, inne głosy się nie przebijają. Mentalnie wielu biskupów wciąż żyje w innym świecie. Choć od przełomu z 1989 roku minęło prawie ćwierć wieku, często zachowują się tak, jakby nadal toczyła się zimna wojna, a władza marzyła o tym, by zniszczyć chrześcijaństwo. Nie pamiętają przykładu prymasa Wyszyńskiego. Był odważnym obrońcą Kościoła, znakiem sprzeciwu wobec komunizmu. Ale czy powiedział jedno złe słowo o Władysławie Gomułce, człowieku reprezentującym wszystko, czemu się sprzeciwiał? Nigdy. Bo obok troski o los narodu tu i teraz - na pierwszym miejscu stawiał Ewangelię w tym ponadczasowym znaczeniu, który nadaje Kościołowi sens istnienia. Wierność przekonaniom, odwaga i twardość nie muszą przejawiać się w sile ciosów wymierzanych w adwersarzy.

Także wśród świeckich aktywni są ci, którzy chcą oddawać wrogom z nawiązką. Inni nie reagują na to, że ich biskupi zapominają o Ewangelii.
Część polskich katolików udała się na emigrację wewnętrzną. Spotykam tysiące ludzi, którzy swą wiarę realizują w małych wspólnotach, angażują się w działalność charytatywną, ale są głusi na to, co rozgrywa się na styku Kościoła, polityki i mediów. Sam, jako publicysta, jestem w ogniu sporów, ale widzę, że to, co skupia moją uwagę, nie interesuje tych głęboko zaangażowanych w wiarę katolików. To mechanizm podobny do widocznego w polityce. Przybywa obywateli, którzy na polityków nie liczą. Dbają o rodzinę, ale nie idą głosować, bo uważają, że prawdziwe życie rozgrywa się gdzie indziej. W Kościele podobny mechanizm jest o tyle niebezpieczny, że powinna to być żywa wspólnota wiary i miłości. Tymczasem w Polsce często skupiamy się na kwestiach trzeciorzędnych. Przysłuchiwałem się homiliom wygłaszanym przez biskupów do pielgrzymów ruszających na Jasną Górę, do ludzi, którzy mieli nieść do sanktuarium najważniejsze sprawy swego życia. Ktoś miał chore dziecko, innemu umierała matka. A jeden z biskupów wysłał ich w tę pątniczą drogę ze słowami o bezeceństwach Kuby Wojewódzkiego.
Tymczasem papież robi wszystko, by Kościół nie oderwał się od ludzi i ich spraw, bo Ewangelia wzywa do takiej bliskości. Sobie, nie tylko biskupom i księżom, zadaję pytanie, czy nie daliśmy się wciągnąć w kołowrót problemów, które z ważnymi sprawami nie mają nic wspólnego? Czy nie daliśmy się obsadzić w sztuce reżyserowanej przez miałkich, nienawistnych polityków?

Czytaj także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska