https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O tym pamiętać nie chcemy

Jerzy Surdykowski
Advocatus diaboli: Przed nami 1 IX, czyli kolejna rocznica, której obchody podzielą Europę.

Rocznice i obchody wezbrały niczym małopolskie rzeki po ostatnich ulewach: jak nie awanturujemy się o to, czy przy Okrągłym Stole dokonano podstępnej zdrady, czy zawarto mądry kompromis, to kłócimy się z Niemcami o pierwszeństwo w obaleniu komunizmu i nasz wkład w rozbiórkę berlińskiego muru.

Wkrótce pokłócimy się z całym światem o 1 września 1939 roku, bo dla Francuzów i Anglików wojna wybuchła ponad rok później, dla Rosjan jeszcze jeden roczek więcej trwała przyjaźń z "socjalistą" Hitlerem, a Amerykanie chcą mówić tylko o Pearl Harbour.

Zresztą ostatnio państwowa telewizja moskiewska stwierdziła, że "jaśniepanowie polscy" szukali sojuszu z nazistami i cesarską Japonią, by rozwalić już wtedy - "niewzruszony", jak śpiewano w jego hymnie - Związek Sowiecki.

Coś w tym jest, bo rozwaliliśmy go w 1989 roku, taka jest nasza wraża i antysowiecka natura! Pewnie prawda, ale - jak powiadał mój stary przyjaciel ze Lwowa - "ino ruska".

W tej obfitości zniknęła rocznica być może najważniejsza, bo dająca Polakom prawdziwy powód do dumy: 1 lipca 1569 roku w Lublinie podpisano traktat miedzy Polską a Litwą potwierdzający dotychczasowe układy zjednoczeniowe, ale idący o wiele dalej, bo tworzący z obu państw jedno królestwo ze wspólnym monarchą, sejmem i senatem, polityką zagraniczną, bardzo zbliżonym (choć nie ujednoliconym w pełni) prawem.
Tak powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów, jako nie tylko wielkie mocarstwo ówczesnej Europy, lecz państwo najbardziej w owych czasach demokratyczne, wyprzedzające o cale stulecia resztę kontynentu w przemianach, które w konsekwencji doprowadziły do powstania dzisiejszych demokracji zachodnich.

Jakże to? - zdziwi się czytelnik, który już w szkole nasłuchał się o "szlacheckiej anarchii" i ,,szkodliwości liberum veto". To też prawda, ale tycząca czasów późniejszych, niemająca przede wszystkim nic wspólnego z polityczną rzeczywistością Rzeczpospolitej Obojga Narodów z okresu jej złotego wieku.

W wyniku długiego procesu stopniowych reform w państwie polsko-litewskim (złączonym przedtem tylko osobą monarchy) ukształtował się system rządów zbliżony do tego, co wytworzyły dużo później demokracje zachodnie.

Wprawdzie pełnię praw obywatelskich miał tylko stan szlachecki, jednak jego liczba sprawiała, że reprezentatywność tej demokracji była większa niż w Anglii czy Francji w połowie XIX wieku, kiedy prawa wyborcze zawężał cenzus posiadanego majątku.

Władza wykonawcza króla ograniczona była przez władzę ustawodawczą sejmu i kontrolną senatu, sądownictwo było też niezależne od innych władz, a sędziowie wybierani. Nietykalność osobista, wolność słowa i tolerancja religijna były zagwarantowane ustawowo.
Nawet Żydzi mieli osobny parlament, funkcjonujący aż do rozbiorów. Od wygaśnięcia dynastii jagiellońskiej i pierwszej wolnej elekcji w 1573 roku król przypominał już dzisiejszego prezydenta, tylko wybieranego dożywotnio; przed objęciem władzy musiał zaprzysiąc uchwalone przez sejm na tę okazję Artykuły Henrykowskie (od imienia pierwszego króla elekcyjnego Henryka Walezjusza) mające wszystkie atrybuty konstytucji państwowej - i to one, a nie dużo późniejsza Konstytucja 3 maja powinny być czczone jako pierwsza ustawa zasadnicza zarówno w Polsce, jak i w świecie.

Ten zadziwiający eksperyment demokratyczny nad Wisłą, Bugiem i Niemnem funkcjonował znakomicie przez dwa stulecia.

Zmarniał, popadł w ruinę i w ostatecznym rachunku zwalił się Polakom na głowy nie w wyniku agresji ościennych potęg, lecz rosnącego egoizmu i upadku ducha obywatelskiego polsko-litewskiej szlachty, która coraz bardziej unikała ciężaru odpowiedzialności za państwo, a ponad rozwagę i wspólne działanie przedkładała sejmikową burdę.

To także warto zapisać ku pamięci nie tylko dzisiejszym parlamentarnym gwiazdorom, ale i zwykłym obywatelom, którym nie chce się głosować.

Może więc dzisiaj w zjednoczonej Europie mamy coś innego do zaprezentowania niż tylko tradycję upadłych powstań i przegranych wojen?

Ale i tak nie chcemy o tym pamiętać -podobnie jak o zdewaluowanej przez nas samych Solidarności - wolimy daremne kłótnie o minione klęski.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska