Rok wielkich doświadczeń. Czy możemy powiedzieć, że Polska to gościnny naród?
Gościnność to zbyt słabe słowo w kontekście wspierania Ukrainy, ponieważ ona oznacza, że na chwile kogoś do siebie zapraszamy. Tutaj jest mowa o altruizmie. To z czym mamy do czynienia, to decyzja o wiele poważniejsza, niż zwykły gest gościnności. Przyjmujemy kobiety z dziećmi, ale nie na dwa, trzy dni, tylko na o wiele dłużej. Tutaj mowa o zupełnie innych motywacjach niż te, które towarzyszą gościnności. W tym wypadku mowa o poświęceniu. To co robimy to działania humanistyczne. Uczymy się doceniać człowieka, którego wyrzucono z własnego domu. Trzeba podkreślić, że przyjęliśmy uchodźców do naszych domów, a nie "skoszarowaliśmy" ich w jednym miejscu, tak jak w Palestynie czy Syrii.
Nie tylko coś ofiarujemy, ale też coś dostajemy w zamian
Widzimy, że ci ludzie są nam przydatni. Bardzo wiele z nich pracuje w sektorach, w których ciężko było kogoś znaleźć, np. w hotelach kobiety ukraińskie pracują w recepcji, sprzątają, podobnie jest w restauracjach. Postrzegamy Ukraińców jako obywateli i naszych partnerów, a nie tylko jako gości i uciekinierów, którzy bezbronni, bezrobotni i bezdomni wiszą na naszej łasce.
Czy ta pomoc oznacza, że potrafimy być ponad trudnymi doświadczeniami z przeszłości?
To jest przekleństwo historii, gdy wspominamy, że nasi pradziadowie tak się krzywdzili. Choć psychologiczne to nie do przyjęcia, to społecznie się przyjęło - oskarżanie kolejnych pokoleń, o to co robili ich poprzednicy. Wołyń był absolutną tragedią tamtych czasów, ale mam wrażenie, że o tym zbyt wiele się nie mówi. Jednak cieszy mnie, że mimo tych dramatycznych wspomnień potrafimy nie oskarżać współczesnych pokoleń o to co robili ich ojcowie. Przyjmijmy zasadę - niechaj dzieci nie odpowiadają za grzechy ich ojców. Mam wrażenie, że to psychologicznie zostało przyjęte i dlatego mamy ten ład. Gdybyśmy tak mieli rozliczać przeszłość to trwałoby to do końca świata.
Co zmieniła ta wojna?
Wszyscy się zgadzamy, że ta wojna z naszego punktu widzenia jest najbardziej absurdalna i niepotrzebna. Możemy tu mówić o kilku kryzysach, które zostały wywołane. Pierwszy to kryzys emocjonalny, czyli przeżywanie tej przemocy. Drugi to załamanie systemu poznawczego, gdy słyszymy, że 70% Rosjan popiera tę "specjalną operację" to znaczy, że im w głowach buduje się całkiem inny obraz niż nam. Nasze systemy poznawania świata rozchodzą się coraz bardziej, mimo, że była idea, że XXI wiek będzie wiekiem podania dłoni. Ostatni kryzys to ten społeczny i ekonomiczny, gdzie nagle okazuje się, że nie mamy budować szkół, czy filharmonii, ale czołgi i zbrojenia. Porządkowanie świata, które obserwujemy to niepokojąca idea, która wprowadza stratyfikację: lepszy i gorszy. Pojawia się wartościowanie człowieka mimo, że ciągle marzymy o równości bez względu na narodowość, płeć, religię i rasę. To wszystko zostało zanegowane.
Czy możemy szukać dzisiejszego zrzeszania się Polaków w Solidarności?
Solidarność, czyli ogólnonarodowy ruch wspólnotowy był znakomitym wzorem tego co można zrobić, kiedy uzgodnimy cele i będziemy je razem realizowali. Wydaje się, że to dzisiaj jest dobra nauka, która nas motywuje do tej wspólnoty. Jak najbardziej tłem społecznym jest tu właśnie ruch Solidarności, ale równocześnie tłem są dramaty historii polskiej, w której często wygnańcem był Polak. Te nasze słynne powstania nieudane militarnie, które budowały właśnie taką mentalność, że my znamy los wygnańców. Można wyodrębnić, że Solidarność budowała wiarę we wspólnotę, a los wygnańców budował motywację, żeby na wygnańców nie patrzeć z pogardą, ale ze zrozumieniem. Tak jak myśmy oczekiwali wsparcia ze strony świata, tak my teraz dajemy wsparcie tym nieszczęśnikom, których pozbawiono podstawowych wartości życiowych.
Czy nie jest trochę tak, że przyzwyczailiśmy się do tej sytuacji, która jest?
Obojętniejemy. Obawiam się, że ta wojna może jeszcze potrwać. Wojny często inicjowane są jako krótkie epizody, a większość z nich toczy się latami. Myślę, że w tym wypadku także trzeba się nastawić na długie, męczące walki. Oczywiście, że jest pewne znużenie tematem i wyczerpała się spontaniczna chęć udzielenia pomocy, ale też umiemy lepiej organizować to wsparcie. Pamiętamy, że początkowo były to indywidualne zrywy, a teraz są systemowe rozwiązania. Już nie tylko serce każdego Polaka współczuje wygnańcom i uchodźcom, ale też społeczne mechanizmy wspierają ludzi, którzy znaleźli się w tej beznadziejnej sytuacji. Ta pomoc zmienia się z indywidualnej na bardziej zorganizowaną, która powinna wytrwać tę próbę czasu. Nie jestem zdania, że to nam się znudzi, przeje i zobojętniejemy, ponieważ to są zbyt drastyczne wydarzenia, by można przymknąć oko na to co widzimy.
Czyli to czas przebudzenia także i dla nas?
Naturalnie. Obudziliśmy w sobie wiarę we wspólnotę. Wiara w to, że możemy coś razem robić, a nie tylko działać indywidulanie. Niech to co się teraz dzieje, ta opieka nad uchodźcami będzie naszym wspólnym dobrem. Brawo dla naszej społecznej organizacji, ponieważ coś takiego na przestrzeni lat w Polsce rzadko bywało. Dotąd było stanowczo zbyt mało wspólnoty.
- Ta dzielnica Krakowa przeszła ogromną metamorfozę! Dawniej były tu... pola
- Tu zakupów już nie zrobimy. Te sklepy zniknęły na dobre z krakowskich galerii
- TOP 10 miejsc na zimową wycieczkę w okolicach Krakowa!
- Oto 10 powodów, przez które życie w Krakowie bywa nieznośne
- Zobacz najpiękniejsze kreacje z małopolskich studniówek 2023 cz. II
