Początkowo była to sieć ARPANET stworzona do celów wojskowych. Jej głównym zadaniem było przetrwanie ataku atomowego. Potrzebny był taki system informatyczny, który niezależnie od tego, ile jego części się zniszczy, nie powinien utracić możliwości wymiany informacji dla sprawnego dowodzenia. Potem ARPANET przejęli uczeni i chcieli z niej uczynić ogólnoświatowe forum wymiany idei, więc nazwali ją Internetem.
Wkrótce jednak wkroczył do niego biznes, przekształcający go w rynek informacji. Teraz jednak do Internetu dorwali się dosłownie wszyscy. Skutek jest taki, że będąc nadal forum wymiany idei oraz rynkiem informacji - stał się on także wysypiskiem różnych opinii. Wysypiskiem, bo chociaż czasem zdarzają się opinie mądre (na śmietniku brylanty też się zdarzają), to dominują opinie, które niosą z sobą ładunek złych emocji.
Źródłem problemu jest powszechność dostępu. Wyjaśniam, że nie chodzi mi o dostęp czyniący z coraz większej liczby ludzi odbiorców internetowych przekazów. To jest dobre i pożyteczne. Groźne jest to, że w Internecie każdy może rozgłaszać co chce, zaś rozróżnienie informacji prawdziwych, mądrych i roztropnych od informacji błędnych lub kłamliwych - jest niesłychanie trudne.
Wystarczy byle jaki komputer i łącze dostępu do globalnej sieci - i już można rozgłaszać wszystko i na każdy temat, niezależnie od posiadanych kwalifikacji. Dodatkowym czynnikiem zwalniającym od poczucia odpowiedzialności jest anonimowość nadawców. Anonimowość ta (pozorna, bo źródło informacji można wyśledzić, ale „hejterzy” o tym nie wiedzą) powoduje, że wypowiedzi, publikacje i opinie są formułowane i rozpowszechniane w Internecie bez żadnych zahamowań i ograniczeń.
Patrząc w twarz rozmówcy trudno jest podle kłamać i znieważać, natomiast poprzez ekran komputera nie widać przerażonych, oburzonych czy pokrzywdzonych oczu odbiorców internetowego komunikatu. No więc każdy folguje najgorszym stronom swojej natury, a zasoby podłości zdają się niewyczerpane. Wydaje się, że w cyberprzestrzeni przestały funkcjonować jakiekolwiek pryncypia - poczynając od Dekalogu a kończąc na regułach ortografii.
Na szczęście tych ostatnich zwykle pilnują programy sprawdzające pisownię. Ale o elementarną przyzwoitość i zwykłą uczciwość nie ma się kto upomnieć. Nie wynaleziono jeszcze komputerowego odpowiednika sumienia a wielu użytkowników komputerów najwyraźniej zapomniało o jego istnieniu.