Gdy Niemcy zaproponowały, że przekażą Polsce swoje zestawy Patriot, a minister obrony narodowej M. Błaszczak bez wahania przyjął propozycję - pomyślałem, że to wreszcie jakiś powiew normalności. Polskie niebo nie jest chronione wystarczająco jak na taką skalę działań Putina. Jesteśmy wspólnie z Niemcami w NATO itd., więc powinni się poczuwać do większego wsparcia. Przyszło mi nawet do głowy, że warto pocisnąć Niemców i innych sojuszników w NATO i UE o szybsze i większe wsparcie w ochronie przygranicznego pasa z Ukrainą. W końcu rakieta jednak wleciała na polskie terytorium ze względu na wojnę, w której Putin ma na celowniku nas wszystkich - chociażby w sferze energetyki.
Radość trwała jednak do czasu, gdy minister Błaszczak zaproponował na Twitterze, żeby Patrioty z Niemiec przesłać na Ukrainę. Mniejsza już o to, że zapewne wiedział, iż nie jest to zręczne wobec Ukraińców, bo ani polscy, ani niemieccy żołnierze wojny na Ukrainie nie prowadzą, a baterie Patriotów wymagają obsługi przez przeszkolonych do tego specjalistów. Czyli propozycja od samego początku była bez ładu i składu: takie sobie twitterowe przepychanki polskiego rządu z Niemcami, z Ukrainą w tle.
Coś się zepsuło także u pana prezydenta. Nie robię ludziom złośliwości z powodu pomyłek. Ale jednak, do diaska, w kancelarii prezydenta pracuje grubo ponad czterysta osób. Naprawdę nie ma tam ludzi, którzy prezydenta ochroniliby od połączeń z rosyjskimi youtuberami, którzy sobie z niego robią jaja, a którym prezydent opowiada, o czym rozmawiał z przywódcami światowymi po poważnym incydencie w Przewodowie? Taka sytuacja zdarzyła się przecież kolejny raz.
Czy my w Polsce możemy się czegoś uczyć z popełnionych błędów. Czy w kancelarii ktoś się czuje odpowiedzialny za to, jak pracuje prezydent w warunkach wojny, gdzie każde nieopatrzne słowo i jego konsekwencje mogą prowadzić do niewyobrażalnych skutków? Swoją drogą dostał pan prezydent po łapach od losu za małostkowe opowiadanie o tym, że nie zaprasza na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego Donalda Tuska, ponieważ „nie ma do niego zaufania”. To my wszyscy mamy prawo stracić zaufanie do pana prezydenta, że nie wie z kim rozmawia. Pycha przed upadkiem kroczy.
Dotychczas, liczę od 24 lutego, można było powiedzieć, że panowie prezydent i wicepremier Duda i Błaszczak wyróżniają się wśród politycznego establishmentu władzy jakąś powagą wobec wojny. Czy ciągle można zostać przy tej resztce złudzeń?
