Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Krakowa do Brukseli. Jak kończą się złudzenia

Paweł Kowal
Putin od kilku tygodni ostrzeliwuje obficie przygraniczny pas na zachodniej Ukrainie. On wie, że to rodzi ryzyko rozmaitych incydentów i wywołuje strach - także po polskiej stronie. Mieliśmy przykład w ubiegłym tygodniu, do jakich to może prowadzić skutków - rakieta, która zabiła na polskim terytorium w Przewodowie dwóch polskich obywateli, z całą pewnością znalazła się tam z powodu działań Putina.

Gdy Niemcy zaproponowały, że przekażą Polsce swoje zestawy Patriot, a minister obrony narodowej M. Błaszczak bez wahania przyjął propozycję - pomyślałem, że to wreszcie jakiś powiew normalności. Polskie niebo nie jest chronione wystarczająco jak na taką skalę działań Putina. Jesteśmy wspólnie z Niemcami w NATO itd., więc powinni się poczuwać do większego wsparcia. Przyszło mi nawet do głowy, że warto pocisnąć Niemców i innych sojuszników w NATO i UE o szybsze i większe wsparcie w ochronie przygranicznego pasa z Ukrainą. W końcu rakieta jednak wleciała na polskie terytorium ze względu na wojnę, w której Putin ma na celowniku nas wszystkich - chociażby w sferze energetyki.

Radość trwała jednak do czasu, gdy minister Błaszczak zaproponował na Twitterze, żeby Patrioty z Niemiec przesłać na Ukrainę. Mniejsza już o to, że zapewne wiedział, iż nie jest to zręczne wobec Ukraińców, bo ani polscy, ani niemieccy żołnierze wojny na Ukrainie nie prowadzą, a baterie Patriotów wymagają obsługi przez przeszkolonych do tego specjalistów. Czyli propozycja od samego początku była bez ładu i składu: takie sobie twitterowe przepychanki polskiego rządu z Niemcami, z Ukrainą w tle.

Coś się zepsuło także u pana prezydenta. Nie robię ludziom złośliwości z powodu pomyłek. Ale jednak, do diaska, w kancelarii prezydenta pracuje grubo ponad czterysta osób. Naprawdę nie ma tam ludzi, którzy prezydenta ochroniliby od połączeń z rosyjskimi youtuberami, którzy sobie z niego robią jaja, a którym prezydent opowiada, o czym rozmawiał z przywódcami światowymi po poważnym incydencie w Przewodowie? Taka sytuacja zdarzyła się przecież kolejny raz.

Czy my w Polsce możemy się czegoś uczyć z popełnionych błędów. Czy w kancelarii ktoś się czuje odpowiedzialny za to, jak pracuje prezydent w warunkach wojny, gdzie każde nieopatrzne słowo i jego konsekwencje mogą prowadzić do niewyobrażalnych skutków? Swoją drogą dostał pan prezydent po łapach od losu za małostkowe opowiadanie o tym, że nie zaprasza na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego Donalda Tuska, ponieważ „nie ma do niego zaufania”. To my wszyscy mamy prawo stracić zaufanie do pana prezydenta, że nie wie z kim rozmawia. Pycha przed upadkiem kroczy.

Dotychczas, liczę od 24 lutego, można było powiedzieć, że panowie prezydent i wicepremier Duda i Błaszczak wyróżniają się wśród politycznego establishmentu władzy jakąś powagą wobec wojny. Czy ciągle można zostać przy tej resztce złudzeń?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Od Krakowa do Brukseli. Jak kończą się złudzenia - Plus Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska