Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec brutalnie zamordowanej Marty Bryły: mordercy córki śmierci nie życzę

Marta Paluch
Marek Bryła czasem zastanawia się, co dziś robiłaby jego córka
Marek Bryła czasem zastanawia się, co dziś robiłaby jego córka Anna Kaczmarz
Ojciec Marty nie życzy śmierci zabójcy swojej córki. - Życzę mu, żeby się nawrócił. Bo on spada w jakąś ogromną ciemność - mówi Marek Bryła. Od siedmiu lat jest na każdej rozprawie, walczy o sprawiedliwy wyrok. A według niego, za takie bestialstwo sprawiedliwe byłoby tylko dożywocie - pisze Marta Paluch.

Maks, ukochany pies Marty, od razu poznał się na jej nowym chłopaku - Marku. Rodzice nie widzieli w zachowaniu miłego i słownego studenta ochrony środowiska niczego niepokojącego. Kiedy jednak pierwszy raz przyszedł do domu Bryłów, Maks ugryzł go w rękę. - Tak jakby chciał im powiedzieć: "Uwaga na tego człowieka". Wówczas nie zwróciliśmy na to uwagi - mówi Marek Bryła, ojciec Marty. Pół roku później ten miły student brutalnie zabił Martę, kiedy okazało się, że jest z nim w ciąży. Miała 16 lat.

Nie oglądamy zdjęć

Dom Bryłów stoi w Krakowie, ale jakby na wsi. Drzewa, spokój, cisza. Ptaki śpiewają. W ogrodzie pięknie utrzymane kwiaty, ozdobne krzewy. Na tarasie ogrodowa huśtawka. W salonie na szafce kilka zdjęć w ramce. Marta jest tylko na jednym, niewielkim. - Robiłem to zdjęcie w październiku, była piękna pogoda. Marta mruży oczy, bo słońce świeciło jej w twarz- mówi Marek Bryła.

- To jedyne jej zdjęcie na wierzchu. Stoi sobie w kąciku. Inne jej fotografie pochowaliśmy. Samo patrzenie na nie nadal sprawia nam ogromny ból - mówi. Ma jeszcze jedno. Marta z siostrą na wakacjach, w drodze z ojcem na Jaworzynę Krynicką. Wcale nie marudziły, że nogi bolą. Marta ma na tym zdjęciu aparat prostujący zęby. Uśmiecha się do obiektywu, taka młodziutka. Wygląda na 14 lat.

- A ten album dostaliśmy od jej klasy na pamiątkę - pokazuje mama Marty, delikatna blondynka. Nie chce jednak uczestniczyć w rozmowie. - Nie dam rady - tłumaczy. Ją ta śmierć dotknęła najbardziej.

A tak mu ufaliśmy

Zdobyła się jednak na to, żeby spotkać się z matką zabójcy jej córki, panią K.

Może chciała zrozumieć?

- Nie wiem. Wiem za to, że lepiej jest być rodzicami ofiary niż mordercy. My, choć strasznie cierpimy, jesteśmy dumni z tego, iż nasza córka stanęła w obronie swojego dziecka, że się nie zgodziła na aborcję - mówi Marek Bryła.

To jesienne zdjęcie Marty zna cały Kraków. 4 kwietnia 2006 r., dzień po jej zniknięciu, od rana jej koledzy z liceum rozlepiali je po mieście. - 3 kwietnia Marta była umówiona z mamą na godz. 18. Nie przyszła i nie odbierała telefonu. To nas ogromnie zaniepokoiło. Zawsze odbierała albo oddzwaniała - mówi pan Marek.

Wieczorem zgłosili jej zaginięcie na policję. - Potraktowali mnie jak przewrażliwionego tatusia. Przez następne godziny dzwoniłem do szpitali - mówi.

Trzy tygodnie jej szukali. Marek K. też pomagał. - 4 kwietnia zadzwoniliśmy do niego z pytaniem, czy chce pomóc w poszukiwaniach. Przyjechał. Mimo, że Marta nie żyła od kilkunastu godzin, potrafił nam spojrzeć prosto w oczy - mówi Marek Bryła. Dodaje, że K. pytał wtedy Maćka, brata Marty, jak można zlokalizować telefon komórkowy. - Interesował się tą sprawą jeszcze zanim doszło do tragedii. Wiemy dlaczego - telefon zdradza miejsce pobytu użytkownika - mówi Bryła.
3 kwietnia K. rozmontował telefon Marty i wyrzucił części w różnych częściach miasta.

- A tak mu ufaliśmy. Był uczynny, słowny. Nie mieliśmy pojęcia, że miał drugą dziewczynę - studentkę, że chciał się z nią ożenić - wspomina ojciec Marty.

28 kwietnia 2006 r. policjanci zatrzymali Marka K., a on przyznał się do zabójstwa.

Jeszcze długo potem ojciec Marty nie potrafił uwierzyć w jej śmierć. Przeglądając policyjne zdjęcia nie rozpoznał ciała wyłowionego z zalewu w Zakrzowie. - Tak bardzo była zmieniona - wspomina.

Postanowił wykonać powtórne badanie DNA, żeby mieć stuprocentową pewność, że to zmasakrowane ciało należy do jego córki. Miała 36 śladów od ciosów nożem. - To było niepojęte - mówi Bryła. - Gdy mój wujek zobaczył wiadomość o jej śmierci w Kronice Krakowskiej, pękło mu serce i zmarł. Ciężko chora babcia Marty, przykuta do łóżka, dowiedziała się o wszystkim po wielu miesiącach. Nie można jej było nic powiedzieć, chociaż ciągle się dopytywała o wnuczkę - opowiada Bryła.

Dowiedzieli się również, że zginęła nie tylko Marta, ale też jej nienarodzone dziecko. Wcześniej nie wiedzieli, że jest w ciąży.
Kiedy Marek Bryła zaczął zapoznawać się z dowodami w tej sprawie, przeraził się. - To mogło być morderstwo doskonałe. Przemyślane w szczegółach. Wybór domu, gdzie miało nikogo nie być. Rozmontowanie telefonu. Ustawienie samochodu tyłem, blisko bramy garażu, by można było załadować ciało. W samochodzie kanistry i sznurki wykorzystane do obciążenia zwłok. Utopienie ciała na żwirowisku - wymienia.

Morderstwo nie wyszłoby na jaw, gdyby ciało nie wypłynęło na powierzchnię. - Dzięki Bogu, że się tak stało. Gdyby nie to, do dziś przeżywalibyśmy straszny koszmar. Nawet najgorsza prawda, patrząc z obecnej perspektywy, jest lepsza od nieświadomości - mówi.

Siedem lat w sądzie

Od siedmiu lat chodzi na każdą rozprawę w procesie Marka K. Jest oskarżycielem posiłkowym. Już tyle razy słyszał jak jego córka, nie broniąc się, przyjmowała ciosy od ukochanego chłopaka. - To było bestialstwo, nie można tego inaczej nazwać. Nie było litości, ani zawahania. K. zadaje jej pierwszy cios w szyję, ściąga spodnie, by ich nie pobrudzić krwią, po czym ją dobija. Po skrzywieniu jednego noża, sięga po drugi. Obraca ciało, zadaje ciosy w plecy, potem pięć ciosów wałkiem w głowę. Gdy wałek się łamie, sięga po wok. Aby mieć pewność, że cel został osiągnięty, mierzy jej puls. Kończy wycierać krew z podłogi, bierze telefon i dzwoni na jej wylogowany telefon, chcąc zapewnić sobie alibi. Następnie dzwoni do nas z pytaniem, czy nie wiemy, gdzie jest Marta? - wylicza ojciec zabitej.

Słowa adwokata ranią ojca

Bardzo zabolało go oświadczenie obrońcy Marka K. - Mówił: przecież można było uniknąć tego kłopotu, wykonać aborcję za 1,5 tys. zł. Szczerze mówiąc, nie od razu to do mnie dotarło. Dzisiaj byłbym gotów wyciągnąć 1,5 tys. zł i dać adwokatowi, żeby tego nie słyszeć. Przecież "ten kłopot" to był niewinny maleńki człowieczek. Życie naszego wnuka zostało wycenione w trakcie rozprawy na 1,5 tys. zł. Jak mamy uwierzyć, że K. nie chciał zabić Marty ani dziecka, słysząc takie cyniczne kalkulacje, od osoby, która go reprezentuje? - pyta ojciec Marty.

W sądzie widząc Marka K. przeżywa ciężkie chwile. - Widzę aktora, który opowiada historię o tym, jak moja córka wpadła w histerię, zaatakowała go i upadając przypadkowo wbiła mu się na nóż - mówi.

W wyroku z 13 maja 2013 roku Sąd Okręgowy w Krakowie, opierając się na opinii biegłych, wykluczył taką wersję. Jednak wyrok nie jest prawomocny, będzie kolejny proces. Bryła mówi, że to zniesie, ponieważ ma cel.

- Muszę walczyć o sprawiedliwość. Oskarżony i obrońcy chcą przypisać współodpowiedzialność za tę zbrodnię mojej córce. Muszę jej bronić - mówi.

Jest rozgoryczony. - Kara 25 lat więzienia, orzeczona dla K. jest niewspółmierna, zbyt łagodna. Taki wyrok demoralizuje i rozzuchwala . Daje sygnał, że można zabijać, niewiele za to grozi - mówi.

Chce sprawiedliwego wyroku dla Marka K. - Nie życzę mu śmierci. Ale dożywocie mu się należy. Gdyby wyznał prawdę, byłaby to okoliczność łagodząca. Życzę mu, żeby się nawrócił, gdyż stoczył się w jakąś ogromną ciemność - kończy ojciec Marty.
Czasem zastanawia się, co by dziś robiła. Miałaby 24 lata. - A wnuczek lub wnuczka sześć. Pewnie mieszkaliby razem z nami w tym domu, Marta by studiowała. Mogliby być szczęśliwi. Marek nie dał im tej szansy - kończy ojciec.

Wstrząsająca śmierć Marty Bryły

Zginęła 3 kwietnia 2006 r. Zabił ją Marek K. - student UJ, jej chłopak. Zrobił to w domu Moniki K. (swojej drugiej dziewczyny), gdy wyszło na jaw, że Marta jest z nim w ciąży. Po tym jak test ciążowy dał wynik pozytywny, zadał jej 36 ciosów nożem i utopił zwłoki w zalewie w Zakrzowie. Według prokuratury i rodziny ofiary, K. zaplanował zbrodnię. Bo zawiózł Martę do pustego domu, zaparkował auto tyłem do garażu (łatwiej mu było włożyć ciało). I wiedział, że zbiornik w Zakrzowie ma być niedługo zasypany. Oskarżyciele żądają dożywocia. Sądy trzy razy orzekły K. 25 lat więzienia. Ostatni wyrok zapadł 13 maja 2013 roku. Jest nieprawomocny.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska