Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Myśli nie tylko świąteczne

Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr fot. Andrzej Banaś
Czy jest coś takiego, jak świąteczne myślenie o świecie? Na łamach, w radio, w TV pojawiają się "okolicznościowe" tematy: od rozważań religijnych, przez rozmowy o odpoczynku, do kulinariów. Czy jest w tym niebezpieczeństwo spłycenia tradycji?

Raczej warto się zgodzić, że to wszystko jest tradycją, którą każdy porządkuje na miarę swoich potrzeb i upodobań. Choć przyznam, że lubię wracać do takich tematów nie tyle przy okazji kalendarza, ile raczej przy okazji różnych podróży.

Nie tak dawno, wspominając Sri Lankę, mówiłem tu o formach religijnych, które tam istnieją, o wielkich świątyniach, na które natrafiałem, o naukach Buddy, które skojarzyły mi się z oświeconym racjonalizmem, choć z upodobaniem znajdowałem tam też "małe", bliskie nam zasady, jak ta: "Nie rób szkody drugiemu, gdy tobie niemiło" .

Lubię znajdować takie drobiazgi, bo myślę wtedy, jak ciekawa byłaby praca komparatysty, który by przebadał, co w samej tradycji i obyczajowości powtarza się w różnych religiach.

Gdybym tu popatrzył poprzez lepiej mi znaną kulturę włoską, to widziałbym też "wspólne miejsca" kultu. Na przykład dlaczego Panteon, jedno z największych miejsc pogańskich, stało się świątynią chrześcijańską? Miejsce tak mocno związane z kultem wszystkich bóstw starożytnych - jest od VII wieku katolickim kościołem pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny od Męczenników? A wielka świątynia rzymska, Santa Maria Maggiore, mieści się w tym samym gmachu, czy raczej pod tymi samymi kolumnami, gdzie za czasów pogańskich było miejsce kultu Junony, opiekunki płodności? Przychodziły tu kobiety modlące się o płodność, a potem o szczęśliwy poród.

To krążenie motywów, elementów, wspólnota miejsc bywają fascynujące. Są to takie momenty swoistego "zawłaszczenia" wzajemnego.

W jednym wnętrzu buddyjskiej świątyni na Sri Lance jest np. mnóstwo posągów Buddy. Siedzą w takiej samej pozycji, obok siebie, ale każdy ma inny gest ręki. I każdy ten gest co innego znaczy. To są gesty medytacyjne. Zachwyciłem się gestem, który znaczył: wstrzymaj się z osądem drugiego człowieka. Rzecz do odnalezienia przecież w każdej religii!

To wzajemne "zawłaszczanie" dotyczyło nie tylko myśli, ale i formy zewnętrznej miejsca.

Jak chrześcijanie przejęli w Rzymie władzę, w V, VI czy VII wieku, to nawet cały przemysł się taki wytworzył, który "wydzierał" te różne kawałki świątyń pogańskich, by nadawały się do kościołów i wbudowywali je. Były nawet zakłady rzemieślnicze, które się tym zajmowały, jak przyciąć, jak zutylizować, żeby wykorzystać. Tamci chrześcijanie nie znali pojęcia "dziedzictwa kultury", nie wiedzieli, że trzeba "podtrzymywać", "opiekować się". Znali potrzebę zdobycia i rozpoczęcia od nowa. Ale to też był symbol powstawania nowych wartości.

Lecz były też działania odwrotne: burzące. Niespodziewanie, zwiedzając różne rejony pomyślałem o sprawach nam bliskich.
Na przykład o tym, ile złego zrobiły w chrześcijaństwie wyprawy krzyżowe! To przecież od tamtego momentu zaczęła się ta wielka nienawiść muzułmanów do chrześcijaństwa! Czy to nie jest dziwne, że dopiero nasz papież, Jan Paweł II, przeprosił za te wyprawy? Tyle lat, tyle czasu musiało upłynąć…

Nieufność i nienawiść od wypraw krzyżowych. Jak to możliwe, że nagle w europejskich głowach powstała myśl, żeby pójść i zabrać ziemię ludziom, którzy się tam urodzili, tylko dlatego, że są innej wiary?

Rezultaty w świadomości tkwią do dziś. Jak mieliśmy zdjęcia w Jerozolimie, to przejeżdżaliśmy naszym autokarem przez dzielnicę palestyńską i tam, jak nam powiedziano, trzeba siedzieć nieruchomo, nawet nie patrzeć w ich stronę, bo jeśli na nich patrzysz, to wzbudzasz taką nienawiść, że mogą w autobus zacząć lecieć kamienie.

A inne podziały: złupienie Konstantynopola, przecież tam byli chrześcijanie? Przecież to Bizancjum? Dlaczego stają im pod bramą jacyś Francuzi czy Wenecjanie i zabierają im wszystko? Nawet moją ukochaną świętą Łucję, której grób przenieśli do Wenecji! Tu może o tyle dobrze, że mogłem ją w tej Wenecji odwiedzić!

Jak trzeba uważać, gdy się w imię religii podejmuje jakieś działania ekstremalne! I ile trzeba się douczyć, aby zrozumieć konteksty i procesy historyczne. Nawet w dzisiejszym myśleniu o religii jest to potrzebne.

I nawet niekoniecznie tylko wtedy, gdy zbliżają się święta, ale zawsze, gdy uświadamiamy sobie własną tradycję.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska