Dlaczego specjalnie? Na szczęście nie ma tu żadnej reguły. Ludzie wrażliwi są na różne sprawy, twórcy także. Ale rozumiem, że pytając o "paliwo dla wyobraźni", pytamy o to, czy twórca sam sobie potrafi stworzyć takie warunki, aby jego odbieranie świata było intensywniejsze, by ta intensywność potrafiła się przemienić na autentyczną, prawdziwie żywą sztukę.
Reguł tu pewnie nie ma, raczej własne sposoby. Ostatnio np. aktorzy Krzysztofa Warlikowskiego, razem z nim, pojechali do Grecji, aby tam, na miejscu, medytować nad "Oresteją". Mają ją realizować w Warszawie, więc pojechali, aby zaczerpnąć ze źródła. Wiedzy? Tradycji?
Może chcieli zobaczyć na własne oczy, czy ten starożytny dramat, w kulturze, w której wyrósł, na ziemi, na której się narodził, ma jakąś specjalną tajemnicę, której z odległości geograficznej można nie zauważyć? Może szukali specjalnego śladu lub uzupełnienia tego, co wiedzieliśmy dotychczas? Pytania o meritum sprawy można mnożyć, ale wszystkie sprowadzają się do tego, że to świetny pomysł! I wspaniale, że teatr może sobie na taką podróż edukacyjną pozwolić. Nie powiem, że za moich czasów..., ale faktem jest, że Stary Teatr, który tak wiele jeździł po świecie w swym najwspanialszym czasie, jeździł z gotowymi dziełami. Właściwie powinienem napisać arcydziełami, żeby przypomnieć choćby światową karierę "Biesów" Wajdy.
Ale nie było warunków, żeby jechać po inspirację. Mówię o tym bez zazdrości, konstatuję odmienność czasów. Oczywiście, teraz, gdy świat się zmniejszył, bo wszędzie dotrzeć można szybko i wygodnie, albo odległy zakątek świata zobaczyć w telewizji lub w internecie, to często nawet klasyczna inspiracja może nie wystarczać! Choć może chciałoby się, aby jakiś nowy Goethe potrafił opisać swoją "włoską podróż" równie obszernie i z równym zachwytem, jak zrobił to niemiecki geniusz tyle lat wcześniej. Włochy są inspiracją. Zawsze. Wiem coś o tym.
Opowieści o inspiracji można mnożyć. Wszystko może nią być. Krzyś Krauze ma nieraz do mnie pretensje za różne wypowiedzi. Zwłaszcza gdy mu mówię, że ja też mógłbym wziąć notatkę prasową i zrobić z tego film. Ale nie wiem, czy chciałbym to zrobić. A to przecież świadczy tylko o tym, że coś, co dla niego jest inspiracją, dla mnie może nie być. Różni twórcy mają nieskończenie różne inspiracje. Ja najbardziej podglądam pisarzy.
Myślę nawet, że gdybym się drugi raz narodził, chciałbym być pisarzem. Bo największą satysfakcję odczuwam pisząc. Jak mi zapłacili za pierwszy scenariusz, "Historie miłosne", byłem tak dumny, że do dzisiaj to pamiętam. Bo przecież, mówiłem sobie w najgłębszym zdumieniu, oni mi zapłacili za wytwór mojej myśli. Nie za jakieś aktorskie fiki-miki, ale za myśl. A wszystko, co najważniejsze, istnieje w mózgu. Z mózgu wszystko trzeba wysnuć i skonstruować. Może więc tam jest największa inspiracja? W nas samych?