Staram się nie odmawiać, gdy chodzi o spotkania z Czytelnikami. A targi książki zawsze napawają mnie optymizmem, gdy patrzę na niekończące się tłumy wędrujące między stoiskami, na to zainteresowanie książką. Byłem za krótko, by komentować tę pożyteczną, oczekiwaną imprezę, ale kilka spostrzeżeń mam. I są one z gatunku tzw. mieszanych uczuć.
Myślałem np. o tym, kim przede wszystkim interesują się Czytelnicy? Otóż interesują się przede wszystkim tymi, którzy, jak to się nieraz mówi: odcinają kupony od swojej popularności. Pewnie dlatego największe tłumy stały po autograf Janusza Gajosa, a także i po mój. Nasze wydawnictwa sąsiadowały, więc zwróciłem na to uwagę.
Gajos podpisywał monografię o sobie, a ja dziennik choroby. Gajos miał obok siebie autorkę monografii, panią Elżbietę Baniewicz, a ja miałem jeszcze na stoisku Radia Kraków inne spotkania, gdyż ukazała się premierowo, wprost na Targi płytka CD i DVD ze słuchowiskiem "Ich czworo" Zapolskiej, które z Kasią Figurą, Sonią Bohosiewicz i Tomkiem Kotem zrealizowaliśmy kilka miesięcy temu.
Ucieszyłem się z tych płytek, wiem, że będą one sprzedawane też w lutym, w Teatrze Polonia, z okazji teatralnej premiery "Ich czworo", która tam w Warszawie będzie miała miejsce. Ale ta obecna zapowiedź radia Kraków była imponująca; nie tylko płytki w sprzedaży, ale i na ekranach, zawieszonych w boksie szły fragmenty przedstawienia.
Wracając do zainteresowania osobami, to ludzie oblegają właśnie tych, których znają z innych działań. W tym wypadku aktorskich, reżyserskich. A czy to świadczy o zainteresowaniu książkami, które popularyzujemy? Niekoniecznie. Często przychodził ktoś nie po książkę, a po autograf: na zdjęciu, na kartce, w pamiętniku, czy na programie Targów. O czym to świadczy? Może o tym, że książki są jednak ciągle za drogie?
Powiedziałem o tych mieszanych uczuciach nieprzypadkowo. Przecież wiem, jak "prawdziwi pisarze" traktują książki wydawane przez aktorów czy reżyserów, przez ludzi z innych dziedzin. Trochę nas traktują "per nogam". Tak było chyba zawsze. Muszę się przyznać, że trochę było mi przykro przy okazji ostatniej książki. Bo te inne, proszę bardzo, wiadomo, że powstają trochę "na boku" podstawowych działań.
Ale ta ostatnia? Okazała się nagle tak bardzo potrzebna i to ludziom chorym. Oczywiście, to u nich miała swoje największe powodzenie, stała się nawet lekturą na oddziałach szpitali onkologicznych, ale zanim do tego doszło… to było różnie. Nawet została niespodziewanie określona, jako… czytadło.
Pamiętam pierwszą recenzję, którą napisał pewien znany krytyk, nawet nie chcę tu wymieniać jego nazwiska, z takim właśnie sformułowaniem: "fajne czytadło". Fragment tej recenzji miał znaleźć się na okładce książki. Ale delikatnie poprosiłem Panie Redaktorki, żeby to zmienić, bo tu się jednak mówi o bliskości śmierci, więc może "czytadło" nie jest najszczęśliwszym określeniem… i to się udało.
Wracając do naszego zajmowania się pisaniem, to zastanawiam się, czy nie ma to jeszcze jednego podtekstu. Swoistej potrzeby "uporządkowania": jesteś aktorem, to bądź. Nie wychylaj się, nie zajmuj się czym innym, nie wprowadzaj zamieszania.
To samo dotyczy i innych działalności. Jak widzę antologię reżyserów polskiego kina z ostatnich dwóch dekad i nie ma tam mojego nazwiska, to znaczy, że nikt mnie nie uważa za reżysera. Czy np. we Włoszech ktoś się pyta aktorów Benigniego czy Morettiego, czy ma odpowiednie papiery, żeby wyreżyserować film? A u nas - jest to sprawa: przepraszam, pan z Filmówki czy może ze Szkoły Katowickiej? Nie? A to przepraszam!
Ale, oczywiście, nie chcę się skarżyć - przecież… jest dobrze!
Notowała: Maria Malatyńska
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+