Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra: Sprawdziłem, Kuba to wyspa jak wulkan gorąca

Redakcja
Marcin Makówka
Kilka tygodni temu szykował się Pan do wyjazdu na Kubę. Mówił Pan wtedy o oczekiwanej intensywności doznań, o swoim zauroczeniu kubańskimi rytmami, a nawet chciał Pan sprawdzić wiecznie podobno aktualny stereotyp: o "Kubie, wyspie jak wulkan gorącej"… Jak wygląda konfrontacja oczekiwań z rzeczywistymi przeżyciami? - pyta Jerzego Stuhra Maria Malatyńska.

Pierwsze wrażenie, to wszechobecność muzyki. Idziesz normalnie ulicą, słyszysz skądś muzykę, wchodzisz tam, a to jakaś zwyczajna kawiarnia. I w ciągu półtorej godziny masz tam spotkania z trzema-czterema znakomitymi, profesjonalnymi zespołami estradowymi. Za chwilę jest podobnie w innej kawiarni, a potem jeszcze w innej.

Możesz przez cały wieczór i noc nie opuszczać jednej, przypadkowej ulicy. Klub, bar, wszystko gra! I to są profesjonaliści: studia muzyczne kończyli w Hawanie, występują zawodowo. Pytałem ich o to. Rozmawialiśmy po włosku albo mieszaniną latynoską, albo poprzez naszego tłumacza. Mieliśmy takiego, woził nas po Kubie. To Kubańczyk, który ma żonę Polkę, związany jest z biurem podróży, w którym wykupiliśmy sobie tę wycieczkę, on sam zresztą też ma swoje biura podróży, także i w Polsce. Pół roku siedzi w Warszawie, a pół roku w swojej ojczyźnie. Teraz ma grupę za grupą, turnusy na miejscu.

Właśnie dzięki niemu pół Kuby zwiedziliśmy. A dlaczego pół? Bo to spory kraj! I tak 3 tysiące kilometrów przejechaliśmy, czyli dziennie 200-300 km, jednak dużo! A trzeba się gdzieś zatrzymać, w Hawanie musisz być dwa dni, a na końcu - przecież i na plaży trzeba posiedzieć. Po drodze kąpaliśmy się codziennie. Bo tam jest mnóstwo cudownych, czystych, całkowicie opuszczonych plaż.

Ale wróćmy do muzyki. Wszędzie, w każdym miejscu, w miastach i nie tylko, wszędzie na Kubie mieszczą się szkoły tańca, wszędzie uczą tej swojej salsy. Ale oni są biedni, więc na bardzo przecież potrzebną reklamę nie mogą wiele środków przeznaczyć. Więc odbywa się to w ten sposób, że dyrektor szkoły, a widziałem to dwa razy w różnych miejscach, ma swój stolik w kawiarni i tam, wieczorem z jakąś swoją uczennicą bez przerwy tańczy.

Półtorej godziny są w tańcu. Ale jak! Tańczą tak, że oczu od nich oderwać nie możesz. I każdy może podejść do nich i zapytać: kiedy by pan mnie nauczył tańczyć? A on zapisuje: proszę jutro o trzeciej. Dyrektorzy szkół sami się w ten sposób reklamują wieczorami. Ale, co tam szkoła! Na plaży uczą! Każdy Kubańczyk jest tu mistrzem. A chyba grube Niemki są tu najbardziej chętne - jak w filmie Seidla, z pełną radością wykonują te wszystkie "ruchy kopulacyjne", bo "salsa tak ma". I są pewnie szczęśliwe! Niemców widzieliśmy w czasie tej wycieczki chyba najczęściej.

Cała plaża rzeczywiście tańczy! Wołają człowieka, ciągną, choć same kobiety się do tej salsy garną! Było mi bardzo miło, gdy byliśmy w Hawanie w takim klubie i … muzycy mnie rozpoznali! Przyszli do stolika i zapytali: czy pan jest aktorem? A czy może jest pan z Polski? A czy wiele lat temu grał pan w takim filmie, w którym prowadził pan bal? Bo tak między sobą mówiliśmy…
Radość ich była wielka, że rozpoznali po tylu latach. To byli tancerze flamenco, kubańskiej odmiany flamenco, takiej "miękkiej": wili się w tym rytmie jak węże. Dwa dni oglądaliśmy to kubańskie flamenco. Cała ta strona muzyczno-taneczna była fascynująca. Ale to tylko jedna maleńka, choć tak bardzo wszechobecna niezwykłość Kuby… Musielibyśmy kilka przynajmniej takich opowieści rozsnuć! Bo to jest kraj gigantycznych kontrastów i tak nieskończenie skorumpowany, że nie wiadomo, od czego zacząć! No, ale jak zarabiasz 60 złotych miesięcznie, to przecież to państwo wie, że za to nie wyżyjesz, i że … musisz kraść! I państwo ci mówi tak: kradnij , wiemy o tym, spokojnie sobie kradnij, tylko, jak "podskoczysz" - to cię mamy! Nawet zrobiłem takie zdjęcia: co parę domów, na domach właśnie są takie niewinne tabliczki: komitet osiedlowy… a to jest właśnie miejsce, gdzie przyjmuje się donosy. Jesteś cały czas pod kontrolą współmieszkańców. Oni mają nawet obowiązek, aby donieść na ciebie, gdybyś się jakoś tam nie zmieścił w przyjętej normie. Ale o tych kontrastach następnym razem.

Notowała Maria Malatyńska

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska