Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olimpijskie projekta, czyli polityczna ucieczka do przodu

Marek Bartosik
fot. archiwum Polskapresse
Pomysł wspólnego zorganizowania przez Kraków, Zakopane i Słowację igrzysk olimpijskich za 10 lat trudno traktować inaczej niż próbę politycznej ucieczki do przodu. Przed problemami, jakich władze lokalne i regionalne nie potrafią rozwiązać od dziesięcioleci III RP.

Wspomniani autorzy oceniają, że prawie wszystko, co potrzebne do przeprowadzenia takiej imprezy, już mamy. A brakuje zaledwie biegowych tras narciarskich i porządnych dróg. Nie tylko z Krakowa pod Tatry, ale i z Zakopanego na Słowację. Nie są to braki przypadkowe.

Zakopane, przywiązane do ksywki "zimowa stolica Polski", nieustannie tęskni za trasami alpejskimi, ale tych biegowych nie potrafi wybudować. Jakie więc są podstawy, by wierzyć, że stanie się to wcześniej niż Justyna Kowalczyk zostanie babcią? Podobnie jest z drogami. O zakopiance już nie chce się pisać, bo przecież już w końcu XX wieku, gdy nasz region przechodził pierwsze wzmożenie olimpijskich ambicji, było wiadomo, że trzeba z nią coś zrobić. Ile się w kilkanaście lat udało, każdy widzi.

A teraz zakopianka miałaby być przedłużona aż na Słowację?

Obawiam się, że pomysł ten napotka na opór, przy którym ten poroniński przed zakopianką może się wydać happeningiem pięknoduchów. Zakopane w dużej mierze traktuje Słowację jako swoją wielką konkurencję. Wygodna droga, może nawet z tunelem pod Tatrami, za południową granicę, niosłaby dla miasta potężne ryzyko, że ci Polacy już po igrzyskach na Zakopane tylko spojrzą, a noclegu, nart i wypoczynku poszukają na Słowacji.

Niepokoi mnie też, że póki co za pomysłem stoi wyłącznie władza. Nie przypominam sobie, by takie plany były dyskutowane w niedawnej kampanii wyborczej do samorządu. Dzisiaj włodarze dwóch kluczowych po polskiej stronie miast, mają kłopoty, które nie skończą się do końca kadencji. Burmistrzowi Majchrowi zakopiańscy radni przyłożyli do skroni lufę referendum, które miałoby go odwołać. Prezydent Majchrowski boryka się z dwumiliardowym zadłużeniem Krakowa i to, czy zdoła w tym fotelu wytrzymać do końca kadencji, wcale nie jest pewne. Ireneusz Raś, szef PO w Małopolsce i mocny człowiek Sejmowej Komisji Sportu, ponosi polityczną współodpowiedzialność za to, jak radni jego partii przyczynili się do fatalnej sytuacji finansowej Krakowa. Dla nich wszystkich olimpijski projekt jest więc szansą politycznej ucieczki do przodu. A dla mieszkańców regionu mrzonką.

Zimowe igrzyska to impreza trudniejsza do przeprowadzenia niż piłkarskie Euro. Potrzebne jest zaangażowanie silnej władzy albo wielkich środowisk społecznych. Tej pierwszej nie mamy. A drugie? Pomyślmy o małopolskim środowisku narciarskim, hokejowym itd. Są tak mikroskopijne, że właściwie nie ma o czym mówić. W takiej imprezie nie powinno chodzić tylko o to, by nasi ewentualni goście czuli się świetnie. Takiej imprezy muszą chcieć setki tysięcy Małopolan. Zechcą, tak aktywnie? Wątpię. Więc może znajdźmy lepszy pomysł na wydanie pieniędzy, jakie da nam, albo nie, ciotka Unia.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Śmiertelny wypadek w Bydlinie. Dwie osoby roztrzaskały się na drzewie [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska