- Poczułem, jakby się ziemia rozstąpiła - wspomina Janusz. Trzy lata starali się o to dziecko.
W drugiej dobie życia lekarze z Myślenic, gdzie Małgosia rodziła, przyszli do niej i powiedzieli: coś jest nie tak, dziecko sine, saturacja fatalna. - Nie wiedziałam, co to znaczy. Dziś wiem: żyły między serduszkiem a płucami Kacpra źle działają, więc krew jest źle utleniona. Do tego płuca synka są niedorozwinięte, a serce za duże - opowiada kobieta.
Pierwszą operację chłopczyk przeszedł, gdy miał trzy miesiące. Kolejną - po półtora roku. Prof. Edward Malec, wybitny kardiochirurg dziecięcy, wtedy pracujący w szpitalu w Prokocimiu, "załatał" ubytki w przegrodzie międzykomorowej i założył stent - czyli "sprężynkę" przywracającą drożność - w tętnicy.
Podczas operacji chłopiec był reanimowany, potem przez miesiąc leżał pod respiratorem. Ale poprawiło się na tyle, że mógł zacząć naukę w szkole. Uwielbia uczyć się na pamięć wierszyków. I jeździć na rowerze, choć jest tak słaby, że tata musi go pchać.
Niestety, operacja miała swój "termin ważności". Teraz chłopiec potrzebuje kolejnej. Z tygodnia na tydzień mizernieje, prawie nie je. - Zgadza się tylko na rosół, ale musimy poświęcić godzinę, by wmusić choć jedną miskę - opowiadają Rakowie.
Kacperek ciągle ląduje w szpitalu z infekcjami. Małgosia policzyła, że spędził tam już 2,5 roku ze swojego krótkiego życia. Żaden lekarz w Polsce nie podejmuje się operacji chłopczyka. Bo za duże ryzyko, bo za skomplikowane, bo może z tego nie wyjść... Tylko prof. Malec daje im nadzieję. Chce go zoperować. Problem w tym, że dziś pracuje w szpitalu w Monachium, a tam operacja chłopca ma kosztować równowartość 155 tys. złotych.
Rakowie nie mają tych pieniędzy. Małgosia jest bezrobotna, zajmuje się dzieckiem. Janusz pracuje na pół etatu, ale niemal wszystko, co zarobi, idzie na leczenie Kacpra. Mieszkają kątem u rodziców Małgosi.
- Wiemy, że może nie przeżyć tej operacji. Że lekarze mogą wyjść i powiedzieć: przykro nam. Oddajemy życie naszego jedynego dziecka w ich ręce. Ale to jedyna szansa na to, by jednak żył - mówią Rakowie.
Kacper ostatnio przyszedł do ojca i zapytał: Tata, a czemu ja muszę mieć operację, a inne dzieci nie? - Poleciały mi łzy. I nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Więc powiedziałem tylko: chłopie, będzie dobrze.
Możemy pomóc
Chłopiec jest pod opieką fundacji "Cor Infantis". Można mu pomóc, wpłacając pieniądze na nr konta: 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem "Kacper Rak".
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+