- Takie słowa i czyny Daniela S. muszą się spotkać z surową reakcją - nie krył sędzia Konrad Gwoździewicz. I wymierzył 30-latkowi karę 6 lat więzienia. Zakazał mu także zbliżania się do matki przez 10 lat na odległość mniejszą niż 50 m. Na mocy tego wyroku karnego, a nie eksmisji, o której decyduje sąd w procesie cywilnym, syn musi się też na 10 lat wyprowadzić z mieszkania w Brzeszczach, w którym zamieszkiwał wspólnie z matką Barbarą S.
- Oskarżony Daniel S. jest multirecydywistą, czyli osobą wielokrotnie karaną, także za znęcanie się nad matką. To musiało zostać odzwierciedlone w wymiarze kary - dodał sędzia.
Średniego wzrostu, łysy, wytatuowany na ręce Daniel S. w milczeniu wysłuchał wyroku. Wykształcenia nie posiada, zawodu także. Ma za to narzeczoną w czwartym miesiącu ciąży oraz liczne wyroki na koncie. W 2006 r. skazany za rozbój, pobicie, zniszczenie mienia, kradzież. Dwa lata później ukarany odsiadką za znieważenie policjantów oraz wielomiesięczne znęcanie się nad matką.
Gdy ją brutalnie bił, tylko zasłaniała głowę przed kolejnymi kopnięciami. Po wyjściu z więzienia w 2011 r. jeszcze bardziej zaczął pokazywać, "kto rządzi w mieszkaniu". Urządzał domowe piekło. Kobieta uciekała do znajomych, u nich ukrywała swoje pieniądze. Siniaków już nie była w stanie maskować. - Bił mnie, kopał, dusił, wyzywał. Zmuszał do płacenia pieniędzy - nie kryła matka przed policjantami. Szczególnie agresywny bywał po 25. każdego miesiąca, gdy matka odbierała emeryturę. W sumie wymusił od niej kwotę 2500 złotych.
- Były dwa powody znęcania się nad kobietą. Domaganie się pieniędzy na alkohol oraz przekonanie oskarżonego, że matka jest osobą, która wsadziła go do więzienia. Dlatego nazywał ją milicyjną k... - opowiadał w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Konrad Gwoździewicz.
Kulminacja agresji nastąpiła w kwietniu br. Sąsiedzi wezwali policję słysząc odgłosy bicia i płacz kobiety. Gdy funkcjonariusze stanęli pod drzwiami Barbary S. syn zagroził matce, że ją zabije, gdy wpuści policjantów do środka. Do ręki wziął nóż i młotek. Mówił, że "żywcem go nie wezmą". Gdy się oddalili, nastawił budzik na godzinę 5.00 rano, by policjanci nie zaskoczyli go w łóżku. Matka całą noc nie spała, bała się agresji syna. Daniel S. został ujęty następnego dnia, do winy się nie przyznał. Matka zgłosiła się do lekarza, który zrobił obdukcję. Kobieta miała twarz siną od bicia.
- Czasem kłócimy się z matką, ale jej nie biję, nie wymuszam pieniędzy - przekonywał jej syn. Barbara S. nie chce teraz rozmawiać o Danielu S. -Prasa? Ja nie jestem żadną celebrytką. Mam dość własnych kłopotów - mówi przez uchylone drzwi. Nie chce nawet wiedzieć, że przez sześć lat nie zobaczy syna, bo ten trafił za kratki i w areszcie pozostanie do grudnia. Do tego czasu sąd przedłużył mu areszt tymczasowy, bo wyrok nie jest prawomocny.
Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!