Mieszkańcy Oświęcimia są przerażeni. Na baczności mają się zwłaszcza właściciele sklepów i ich pracownicy. Trudno im się dziwić. W obu napadach - na punkt zakładów bukmacherskich przy ul. Dąbrowskiego i na Spółdzielczą Kasę Oszczędnościowo-Kredytową przy ul. Królowej Jadwigi - bandyci mieli w ręku broń.
Policja zaraz po tych napadach zapewniła, że stworzy specjalną grupę szybkiego reagowania, której zadaniem będzie błyskawiczne ujęcie groźnych rabusiów. Efekty pracy tej grupy, która - jak udało nam się ustalić - składa się z trzech osób, są jednak mizerne.
- Na razie sprawcy nie zostali ujęci, ale na pewno wpadną - przekonuje Zbigniew Żwawa, naczelnik wydziału kryminalnego policji w Oświęcimiu. - Z doświadczenia wiem, że sprawy wyjaśniane operacyjnie zawsze wychodzą, ale niestety na to trzeba czasu - dodaje.
Sklepikarze są już zniecierpliwieni. Kiedy na zewnątrz robi się szarówka, drżą gdy do pustego sklepu wchodzi klient.
- Sama prowadzę działalność gospodarczą i boję się o siebie. W Oświęcimiu bandyci upatrzyli sobie małe sklepy i lokale, ponieważ banki mają lepsze zabezpieczenia - mówi Ewelina Miłoń, właścicielka zakładu fryzjerskiego na osiedlu Chemików. - Policja powinna bardziej się przyłożyć, bo jeśli nie złapią tamtych zbirów, to inni będą czuli się niezagrożeni - dodaje.
Niepokojącym sygnałem był kolejny napad, do którego doszło w minioną środę przy ul. ks. Knycza, tuż przy Rynku. Młoda dziewczyna weszła do sklepu z galanterią. Chwilę się rozglądała. Kiedy ekspedientka wyszła na zaplecze, 17-latka ruszyła w kierunku kasy. Wyciągnęła z kasetki pieniądze i próbowała wyjść, jak gdyby nic się nie stało. Złodziejkę w porę dostrzegła córka sklepikarki. Wszczęła alarm. Zatrzymała nastolatkę i zamknęła drzwi sklepu. Zaraz potem wezwała policję.
Młoda złodziejka była tak zdesperowana, że postanowiła ratować się wybijając szybę. Zanim zdołała uciec, na miejsce przyjechała policja i straż miejska. - Teraz boję się wrócić do pracy. Nie wiem czy ta osoba albo jej znajomi nie wrócą i nie będą chcieli się mścić - mówi przerażona Aleksandra ze sklepu na Knycza.
Handlowcy nie liczą już wyłącznie na pomoc policji. Przed bandziorami starają się strzec na własną rękę.
Pan Bogdan, właściciel sklepu spożywczego z Oświęcimia, po serii napadów zaopatrzył się w gaz paraliżujący. - Człowiek jest zdany na siebie. Kiedy nie daj Boże bandyci napadną na mój sklep, to zanim przyjedzie policja, ich już nie będzie - mówi kupiec. - Trzeba być czujnym.