Wszystko zmieniło się, gdy na posterunek weszła służąca Kowalowa, która przyniosła śniadanie i oświadczyła, że oto dotknęła ją ręka Boża, że za usługiwanie policjantom musi teraz zapłacić srogą karę.
Po uspokojeniu Kowalowej, stróże prawa wysłuchali mrożącej krew w żyłach opowieści. Mąż Kowalowej gospodarzył na pół morgu pola pod Wierzchosławicami, ona dorabiała posługując i jakoś wiązali koniec z końcem. Kilka tygodni wcześniej zawitał w ich progach jakiś z pańska ubrany młodzieniec i rozłożywszy na stole tajemnicze papiery stwierdził, że ich gospodarstwo jest zacofane i wymaga natychmiastowej reorganizacji.
Już samo słowo "reorganizacja" tak obezwładniło małżonków, że poczuli się zupełnie bezsilni. Następnie młodzieniec zaproponował Kowalom kupno nowoczesnej sieczkarni, napędzanej siłą mięśni ludzkich, czyli za pomocą wielkiej korby. Doskonale wiedział, że trafił na ludzi niezbyt majętnych, więc idąc im z pomocą wyliczył dogodny kredyt na trzyletnie spłaty.
Kowalowa nie wiedziała, co powiedzieć, ale jej mąż doskonale wiedział, że taka maszyna nie jest mu potrzebna i kategorycznie odmówił. Młodzieniec niezrażony zapisał dane Kowalów na kartce i poszedł precz.
Po kilku tygodniach, gdy już wszyscy zapomnieli o tym incydencie, do mieszkania małżonków zawitał urzędnik kolejowy z nakazem odbioru przesyłki. Paczka była adresowana na Kowalów i zabezpieczona czekała na dworcu w Tarnowie. Jak się okazało, w paczce była nowiutka sieczkarnia z wielką korbą do napędzania. Kowal początkowo nie zgadzał się na odbiór niezamówionej przesyłki, ale postraszony przez urzędnika wielkimi karami, zapłacił koszty transportu i zawiózł maszynę do domu.
I właśnie - jak opowiadała Kowalowa - jej mąż, jadąc dzisiaj skoro świt do sąsiedniej wsi, spotkał idącego drogą owego młodzieńca, który tak ich oszukał. Nie namyślając się długo zeskoczył z wozu i powitał oszusta lewym sierpowym i następnie poprawił solidnym kopniakiem. Gdy młodzieniec upadł na ziemię Kowal związał go postronkiem i przytroczył do wozu, a następnie powiódł jak krowę na targ do domu. Tam ukrył biedaka w stodole i uruchomił nowiutką sieczkarnię.
W pierwszej kolejności przepuścił przez ostre noże maszyny buty oszusta, następnie jego płaszcz, marynarkę i spodnie. Gdy już rozebrał go do rosołu, zapowiedział, że będzie tak przegoniony przez wieś na postrach i przykład dla innych.
Pewnie doszłoby do tego, ale młodzieniec zapłakał tak szczerze, że Kowalowi zmiękło serce i wymierzył mu tylko dwadzieścia razów paskiem klinowym od rzeczonej sieczkarni. Na szczęście dla małżonków policjanci otrzymali zawiadomienie o nieuczciwym ajencie, który fałszował podpisy i sprzedawał maszyny rolnicze chłopom. Natychmiast popędzili dorożką w stronę Wierzchosławic i szczęśliwie ujęli obolałego młodzieńca koło Ostrowa.