Na początek przekręćmy wajchę czasomierza i przenieśmy się tak mniej więcej w lata siedemdziesiąte. Robert, wówczas sześcio może siedmiolatek dostaje od taty zestaw kolejki firmy Piko. Ojciec kupił go na Dworzysku, gdzie handlowali Rosjanie. Nie był to jakiś bogaty komplet – trochę torów, lokomotywa, kilka pasażerskich i kolejowych wagonów. Chłopiec z zachwytu, miał oczy jak spodki. A tata? Jeszcze nie wiedział, jakie ziarno zasiał.
Pierwsze kolejowe dioramy Roberta Surmanka stanęły na półkotapczanie
Stacja Surmanki w środku rzeczonych Gorlic. Jakieś prawie zimowe przedpołudnie. Żeby wejść na jej teren, trzeba się trochę pogimnastykować, bo przecież torów dla kaprysu gości przestawiać nie można. Gdy już podniesiemy się z klęczek i początkowa niedogodność zniknie, następuje chwila konsternacji. Człowiek otwiera usta i… przenosi się do innego świata.
- Nie, nie jestem kolejarzem – uprzedza pytanie gospodarz, ów zawiadowca. Ale dawno temu z rodzicami jeździliśmy do Warszawy, do bliskich, którzy tam mieszkali. Zawsze pociągiem. Chyba wtedy „to” się zaczęło - opowiada.
Jako kilkulatek pewnie jeszcze nie znał słowa „pasja”, a jeśli nawet – nie wiedział, że może się wiązać ze ślęczeniem po dniach i nocach, żeby złożyć lokomotywę z „Modelarza”, szperaniem po rozmaitych giełdach, by trafić na wymarzony typ wagonu, albo po prostu ciężko pracować na to, by kupić sobie upragniony parowóz. Jak to z pasjami bywa – nie są tanie. Tak czy owak – Roberta kolejka wciągnęła, jak gąbka wodę.
- Pierwsze stacje-dioramy, a w zasadzie to niewielkie dioramki budowałem i stawiałem na półkotapczanie – dodaje z uśmiechem.
Czas działał na korzyść pasji, choć bywało i w drugą stronę. Zdarzyło mu się, że kolekcję zaczął wyprzedawać. Później przyszedł zimny prysznic i transakcję odwrócił.
Modelarska perełka, czyli Parowóz Pt 47
Kolekcja nie sprowadza się jedynie do wagoników i lokomotyw ustawionych na półce. Nie jest to też już tylko dioramka, ale potężna makieta z pełnym elektronicznym sterowaniem i ze wszystkim, co na stacjach spotkamy w rzeczywistości – są drzewa, klombiki, nasyp kolejowy, budka dróżnika, krzyż św. Andrzeja. Tory leżą na podkładach umocowanych na ziemnym nasypie, przez opuszczonym szlabanem stoi konny wóz, są semafory, ale najpiękniejsza jest parowozownia z obrotnicą. Dla niezorientowanych – to potężne stalowe przęsło, które może obracać się w poziomie. Na tym przęśle zamontowany jest tor, na który wjeżdżają parowozy, lokomotywy, wtaczane są wagony. W ten sposób można odwrócić je o sto osiemdziesiąt stopni albo wjechać do jednego z wolnych hangarów remontowych. Ta akurat stacja ma ich kilka. We wszystkich coś się dzieje, nie są puste. Na taki widok wielu kolejarzy westchnęłoby głęboko do wspomnień, a modelarzom żołądek skręciłby się z zazdrości. Więc, gdy wydaje się już, że na stacji Surmanki nic większego nie może zaskoczyć, twórca czyni kilka ruchów na ekranie tabletu. Tutaj! Palcem pokazuje fragment dioramy, gdzie zaczyna dziać się magia.
- Parowóz Pt 47 wjeżdża na stanowisko nawęglania i nawadniania – opowiada.- Parowóz Pt 47 wjeżdża na stanowisko nawęglania i nawadniania – opowiada.
Biecz. Nowe oblicze dworca kolejowego. To koniecznie trzeba ...
W historii kolejnictwa takie stanowiska miały różnych wygląd. Akurat na stacji Surmanki działa wyciąg szybowy, tak zwany system Teudloffa. Podjeżdża do niego wspomniany parowóz. Staje dokładnie pod zaworem, z którego za chwilę „popłynie” woda. Z tła
dochodzi odgłos pracującego wyciągu. Już za moment do tendra trafi zawartość wypełnionych prawdziwym węglem wózków. Jeden, drugi, trzeci, kolejny…
- Dosyć. Wystarczy – zarządza. - Teraz trzeba jeszcze wszystko posprawdzać i… w drogę – komenderuje.
Parowóz zaczyna się lekko toczyć. W budce – broń Boże powiedzieć, że w kabinie – maszynisty praca wre. Widać „żar” w kotle, a z komina unosi się prawdziwy dym. Na semaforze podnosi się ramię. To sygnał, że droga wolna. Czas ruszać. Z tła dochodzi miarowy stukot kół. Skład odjeżdża w kierunku dowolnego punktu na mapie. W głowie świta wers ze starego przeboju: patrzeć jak wszystko zostaje w tyle...
Stacja Surmanki stoi niedaleko gorlickiego rynku
Czas by wreszcie zdradzić, gdzie te tajemnicze Surmanki się znajdują. O tym, że próżno ich szukać w rynku, już raczej wszyscy się zorientowali. Ale naprawdę są całkiem niedaleko. W prywatnym, niepozornym domu przy drodze wojewódzkiej.
- Wśród miłośników kolejowego modelarstwa dobrze widziane jest mieć własną stację – wyjaśnia gorliczanin. - Nie musi być to żaden konkretny, istniejący w rzeczywistości dworzec. Można ją sobie stworzyć według tego, co podpowie wyobraźnia. Ja akurat wymyśliłem sobie Surmanki, od nazwiska – dodaje z widocznym zadowoleniem.
Kolejowe modelarstwo musi jednak nadążać na trendami i tak się dzieje. Brać, która się tym zajmuje, jest podzielona. U jednych znajdziemy pendolino, a u innych, jak choćby u gorliczanina, oliwkowe wagony pasażerskie znane jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. O godzinach spędzonych na trasach obsługiwanych przez dwupoziomowe wagony zwane pieszczotliwie piętrusami, można byłoby napisać nie jedną książkę, a diorama gorliczanina, jest jak wehikuł czasu. Tym bardziej że w wagonach siedzą ludzie, korytarzem przechadza się konduktor, ktoś akurat wychyla się przez okno…
- Czy to wagony pasażerskie, czy parowozy i lokomotywy nie są przypadkowe. Mają oznaczenia, które jeszcze istnieją bądź istniały w rzeczywistości. Ot choćby parowóz zwany przeze mnie „jaślakiem”, czyli tendrzak Tkt 48 – wylicza.
Model powstał w łódzkiej manufakturze specjalne na zamówienie gorliczanina. Takich perełek na stacji Surmanki jest więcej. Eszelon, czyli wojskowy pociąg z czołgami to kolejna z nich. Mało się ich spotyka, nawet pośród wytrawnych kolekcjonerów.
Jak w piosence u Maryli Rodowicz
Nasz bohater spędza przy pracy wokół dioramy po kilkanaście godzin w tygodniu. Jak to na stacji, zawsze jest coś do zrobienia. To taki sposób na reset, oderwanie myśli od inflacji, topniejących lokat i wszędobylskiej drożyzny. Trochę, jak w piosence: uciec pociągiem od przyjaciół, wrogów, rachunków, telefonów, nie trzeba długo się namyślać, wystarczy tylko uciec z domu...
