Sytuacja na rynku pracy w 2023 roku

Kiedy Skaldowie pojawili się na polskim rynku muzycznym w 1965 roku, zostali zaliczeni do grona młodzieżowych zespołów specjalizujących się w bigbicie, rezonującym echem dokonań The Beatles, The Shadowes czy The Beach Boys. I była w tym jakaś prawda, bo bracia Zielińscy, którzy powołali do życia grupę, inspirowali się dokonaniami zachodnich wykonawców. Wprowadzali jednak do swych piosenek elementy muzyki klasycznej i góralskiego folkloru, co wyraźnie odróżniało ich od Czerwonych Gitar czy Niebiesko-Czarnych.
- Przykładaliśmy ogromną wagę do kompozycji, aranżacji, wykonawstwa. Piosenki były wręcz dopieszczane w studio. Słychać to było już na pierwszym analogu „Skaldowie”, wydanym w dwa lata po stworzeniu grupy. Zdaniem recenzentów górowaliśmy muzykalnością nad światkiem ówczesnego bigbitu. Kiedy inni muzycy katowali bez umiaru gitarowe brzmienie, my sięgaliśmy po delikatne dźwięki skrzypiec czy wiolonczeli. Dla jednych było to całkowite zaskoczenie, dla innych wielka frajda – mówi Jacek Zieliński w „Słowie Podlasia”.
Szybko okazało się, że przy całym wyrafinowaniu kompozycji Andrzeja Zielińskiego, ma on lekką rękę do pięknych melodii. Nic więc dziwnego, że zaczął sypać przebojami, jak z rękawa: „Cała jesteś w skowronkach”, „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”, „Prześliczna wiolonczelistka”, „Medytacje wiejskiego listonosza” czy „Nie widzę ciebie w swych marzeniach”. Nie zaspokoiło to jednak ambicji krakowskiego muzyka. Gdy dzięki koncertom w USA kupił organy Hammonda, brzmienie Skaldów nabrało ciężaru, przypominając wręcz dokonania Deep Purple.
Wtedy rozpoczął się nowy okres w twórczości grupy, który dzisiaj jest ceniony wyjątkowo poza granicami Polski. W 1972 roku zespół wydał album „Krywań, Krywań”, na którym połączył rockowe brzmienia z jazzowymi harmoniami i podhalańskim folklorem. Kontynuację tych wątków przyniósł krążek „Stworzenie świata – Część druga” z 1976 roku. Płyty te sprawiły, że w tamtym czasie Skaldowie byli najważniejszą grupą rockową w Polsce obok SBB, Breakoutów i Budki Suflera.
- Mieliśmy podhalański folklor we krwi – bo nasza mama jest rodowitą góralką i często podrzucała nam różne melodie z tego regionu. Szybko okazało się, że podhalański folklor miał najwięcej tego „bitu”, który pasował do muzyki popowej czy rockowej. Te skrzypce i basy powodowały, że to było bardzo rytmiczne granie. Kiedy zagra kapela góralska, to przecież aż noga sama chodzi – mówi Jacek Zieliński w „Gazecie Krakowskiej”.
Pod koniec lat 70. muzyka zespołu skręciła w stronę estradowego popu. W tym samym kierunku podążyli Skaldowie, kiedy wrócili na scenę w 1989 roku po niemal dziesięcioletniej przerwie, spowodowanej pozostaniem Andrzeja Zielińskiego w USA. Mimo, że grupa ciągle nagrywa – fani i tak chcą słuchać przede wszystkim ich wczesnych przebojów. Dlatego na pewno zabrzmią one podczas czwartkowego koncertu w Nowohuckim Centrum Kultury.
- Te osoby nie dostaną ślubu kościelnego
- Tak wyglądał Kraków 1000 lat temu! Oto rekonstrukcja
- Tak oszukują nas sklepy spożywcze. TOP 10 nieczystych zagrań!
- Horoskop miesięczny na grudzień 2022 dla wszystkich znaków zodiaku
- Otwarto nowy prywatny akademik w Krakowie. Prawdziwy wypas dla studentów z kasą
- Budowa S7 na północy Małopolski. "Ekspresówka" widziana z góry robi wrażenie