https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pielęgniarka pokazała światu, że godność jest najważniejsza

Marek Bartosik
Dwójka młodziaków z jakiejś australijskiej rozgłośni radiowej jest ponoć teraz w szoku. Kiedy dzwonili do szpitala w Londynie, zapewne nie obchodziło ich, kto odbiera telefon, ani kogo nabierają imitując głos królowej Elżbiety II i jej psiaków. Robili to przecież rutynowo: dla jaj i radochy swych słuchaczy.

Zapewne nawet nie przyszło im do głowy, że mogą kogoś skrzywdzić. Nie brali przecież pod uwagę, iż nie wszyscy mogą sobie pozwolić na życie dla jaj, a niektórzy traktują to, co robią niezwykle poważnie. Normalnie przez parę dni mogliby się cieszyć globalną popularnością. Ich zadowolone miny jednak zastygły. Bo dowiedzieli się, że połączenie odebrała nie jakaś anonimowa siostra, ale Jacintha Saldhana, która nie chciała być pośmiewiskiem dla miliardów i wybrała śmierć.

Teraz spora część tego świata kwituje jej decyzję wzruszeniem ramion: Głupia jakaś.... Z powodu takiego głupstwa...

A przecież nie wiemy, co działo się w głowie tej dojrzałej kobiety, kiedy świat zachwycał się numerem Australijczyków.
Czy czuła się upokorzona, czy miała poczucie, że po prostu zawiodła? Nie dlatego, że nie dość starannie i troskliwie opiekowała się Kate wstrząsaną typowymi dla pierwszego trymestru ciąży wymiotami. Miała też chronić księżną przed światem, który przed laty zabił w paryskim tunelu jej teściową, Dianę.

I nawaliła.

Może bała się konsekwencji swojej łatwowierności. Może praca w szpitalu, w którym tradycyjnie leczy się brytyjska rodzina królewska, była szczytem jej marzeń, życiowym celem, podstawą dobrobytu jej rodziny w Indiach. Może była słaba psychicznie, w co jednak trzeba wątpić, bo praca pielęgniarki to nie jest zajęcie dla wątłych emocjonalnie kobiet. Może wreszcie, ten telefon był tylko ostatnim sposobem, w jaki świat i ludzie ją sponiewierali. Na więcej się już godzić nie chciała.

Bardzo mało wiemy o uczuciach Jacinthy między telefonem z Australii a jej śmiercią. Jedno jest pewne - musiały być niezwykle silne. Bo skłoniły ją nie tylko do przerwania własnego życia, ale także do odebrania matki dwójce swoich nastoletnich dzieci.
Pracowała latami spokojnie. Może i czytywała namiętnie przy lunchu angielskie brukowce. Kto wie czy podobnie jak dziesiątki milionów ich czytelników nie dostawała niezdrowych wypieków, oglądając zdjęcia odkrywające tajemnice świata celebrytów. W końcu ten świat do niej zadzwonił. Zastał ją łatwowierną, naiwną, zupełnie nieprzygotowaną do takiej konfrontacji. Ale nie pozwoliła mu się przemielić.

Po śmierci sama trafiła na okładki angielskich brukowców, które oczywiście "głęboko wstrząśnięte" grzebią teraz w jej życiorysie. Nie po to, żeby zrozumieć, ale by opowieściami o jej losie wywołać wypieki zainteresowania na twarzach kolejnych osób.
Jacintha myślała prostymi kategoriami. Nie zgodziła się na świat, który nie liczy się z godnością zwykłego człowieka i jego uczuciami. Zrobiła co mogła - ocaliła własną godność. Na to, że zmieni świat, na pewne nie liczyła. I słusznie.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
powiatowski&fidolny
u nas tak nie robia bo nie maja godnośći..I nie mówię o pielegniarkach tylko o decydentach których dezycje pozbawiają ludzi środków do życia
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska