Kto wie, czy dzisiaj mielibyśmy okazję zachłystywać się osiągnięciami Justyny Kowalczyk, gdyby nie jeden człowiek, który w najważniejszym momencie podał jej pomocną dłoń. Mowa o jej pierwszym trenerze i - jakby to dziś nazwano - menedżerze, Stanisławie Mrowcy.
Pamiętam jak pewnego czerwcowego lata (chyba to było w 1999 roku) na nowotarskim lotnisku odbywały się wojewódzkie biegi przełajowe. Podszedł do mnie Stanisław Mrowca i powiedział: - Pogadaj z tą dziewczyną, to wielki talent. Kiedyś będzie mistrzynią świata i złotą medalistką olimpijską. Wierz Staszkowi, on się nigdy nie myli.
Wykorzystałem okazję, tym bardziej iż przyszła mistrzyni zyskała wtedy pierwszego sponsora.
- Cieszę się, że pamiętasz - rozpoczyna ze mną rozmowę bardzo wzruszony Stanisław Mrowca. - Nikt jej wtedy nie chciał pomóc. Gmina i miasto Mszana Dolna odwróciły się do niej plecami. Zostałem sam na placu boju, a Justyna chciała uczyć się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem.
Mimo iż dzierżyła tytuł mistrzyni Polski młodziczek, musiała sama zapewnić sobie kosztowne narty
i częściowo opłacić internat. Rodzicom się nie przelewało. Uważałem, że trzeba pomóc temu dziecku. Rozpocząłem poszukiwania sponsora. I udało się. Znalazłem go w Nowym Targu. Było to PZU Życie SA. Dzisiaj serdecznie im dziękuję, bo oni też dołożyli cegiełkę do budowy aktualnych osiągnięć Justyny.
Wykorzystałem okazję, tym bardziej iż przyszła mistrzyni zyskała wtedy pierwszego sponsora.
Wtedy najważniejsza była pomoc, by nie stracić takiej "perełki". To był wielki talent, ale nie tylko. Sam talent to za mało, by odnosić sukcesy. To była i jest dziewczyna nieprzeciętna, jeśli chodzi o wydolność, wytrzymałość i cechy charakteru. Jest konsekwentna i uparta w dążeniu do wyznaczonego celu.
W dodatku jest osobą niezwykle inteligentną. Kiedyś mówiło się, że inteligencja przeszkadza w bieganiu. Justyna jest absolutnym zaprzeczeniem tego. Inteligencja pomaga jej w rozwiązywaniu taktycznym biegów, w rozgryzaniu konkurentek. Do tego tytan pracy. Od 13 roku życia ciężko i bardzo mądrze pracuje.
Podkreślam mądrze, bo każdy, jak się uprze, może ciężko pracować, ale nie będzie efektów. W ciągu roku przebiegła ponad 14 tysięcy kilometrów. To przeciętnemu zjadaczowi chleba w głowie się nie mieści. Niech Polska się cieszy, że ma taki talent, tak wspaniałą dziewczynę. Ona pokonała w pojedynkę całą koalicję skandynawskich, rosyjskich i włoskich biegaczek. Spodziewałem się, że będzie robić wielkie wyniki, ale nie spodziewałem się, że tak szybko i w takim rozmiarze.
Można zapytać, czy nie za szybko? Ale Justynie woda sodowa do głowy nie uderzy. Znam ją i wiem, że teraz stawia sobie nowe szczyty do zdobycia. W niedzielę mocno obejmowała "kryształową kulę", ale zapewne położy ją w domu na eksponowanym miejscu, a zacznie myśleć już o nowych zdobyczach.
W tej chwili jej celem jest złoty olimpijski medal.
Teraz zachodzi pytanie, czy sukces Justyny przełoży się na zainteresowanie tą dyscypliną w naszym kraju?
- Jestem przekonany, że zwiększy się zainteresowanie narciarstwem biegowym rekreacyjnym - uważa Stanisław Mrowca. - Dobrym przykładem jest Nowy Targ. Na lepiej lub gorzej przygotowanych trasach wokół lotniska spaceruje i biega coraz więcej ludzi. Wierzę, że ten sukces sprawi, iż będzie ich jeszcze więcej nie tylko w stolicy Podhala, ale w całym kraju.
Teraz zachodzi pytanie, czy sukces Justyny przełoży się na zainteresowanie tą dyscypliną w naszym kraju?
Obecnie szacuje się, że na nartach porusza się 2 mln Polaków. Jestem na każdych zawodach młodzieżowych z racji pełnienia swojej funkcji i widać sporo 13-, 14-latków, którzy chcą naśladować Kowalczyk. Stała się dla nich idolem.
Myślę, że odpowiedzialni za sport w kraju, w miastach i gminach, sprawią, iż Justyna będzie motorem napędowym, który zmobilizuje młodzież do sportu. Dla starszych koleżanek powinna być lokomotywą, która pociągnie je i sprawi, iż powstanie szeroka kadra olimpijska, która w Vancouver mocno wystartuje.