– Jestem załamany i to dla mnie osobista porażka – mówi wczoraj Leszek Rykała, prezes PKSiS Oświęcim. – Przez zajęcie majątku na bruku wyląduje 370 osób – dodaje i tłumaczy, że za upadek firmy odpowiadają w znacznej części... pracownicy! – Jak to było jeszcze państwowe, to kradli paliwo i części, a jak stało się prywatne nic się nie zmieniło – mówił w rozmowie z naszą dziennikarką, którą początkowo wziął za mieszkankę.
Kierowcy, którzy wczoraj ustawiali się w kolejkach przed biurem prezesa z różnymi dokumentami do podpisu nie kryli złości. – Teraz prezes lamentuje, a to jego wina. Bujał się po wakacjach, auta sobie kupował, a na paliwo w firmie nie było – mówi kierowca z 16 – letnim stażem. – Pracownicy miesiącami próbowali go dorwać, a ciągle się ukrywał. Nie płacił, nie odbierał telefonów, więc jak to miało funkcjonować, skoro szef miał wszystko gdzieś? – pytał kolejny zdenerwowany kierowa.
Nasi dziennikarze od wielu miesięcy próbowali skontaktować się z prezesem i nigdy się to nie udało. Telefonu nie odbierał, nie oddzwonił, nie bywał w firmie.
Wczoraj plac PKSiS przy ul. Chemików zastawiony był autobusami. Wszystkie zamknięte, z wywieszonymi na szybach sądowymi kartkami. W budynku był prezes, który pakował swoje rzeczy. Obok, w kantorku kierowcy zalewali swoje smutki.
– Tu już nic nie ma – bełkotał pracownik. – Kto jest winien? Niech pani idzie do drugiej części budynku. Tam jest ta osoba. To on powinien to pani tłumaczyć. Nam zresztą też – dodał zamykając za sobą drzwi.
Od piątku całym taborem i majątkiem PKSiS Oświęcim zarządza syndyk z Krakowa Radomir Szaraniec. Jak sam przyznaje czeka go spore wyzwanie, aby „ogarnąć” to co zostało po oświęcimskim przewoźniku.
– W tym tygodniu muszę spotkać się z dyrektorami szkół, do których PKSiS dowoził uczniów. Spróbujemy zorganizować jakiś transport zastępczy – mówi syndyk. – Na szczęście są teraz ferie zimowe, więc mamy trochę czasu – dodaje.