https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poeta niskich pobudek

Katarzyna Kachel
Bartosz Sadowski
- Bałem się być zawężany tylko do poety, dlatego robiłem całkiem różne rzeczy. Poeta w sumie też, ale to niejedyna moją funkcja - mówi w wywiadzie z Gazetą Krakowską poeta Marcin Świetlicki

Panie Świetlicki...
Słucham?
Pana wiersze rodzą się z niskich pobudek?
Niektóre tak. No bo dlaczego by nie?
Jakie one są, te z niskich pobudek?
Złośliwe, kłótliwe, prymitywne. Ja nie mówię, że wszystkie, ale akurat w nowej książce ["Niskie pobudki" - przyp. red.] wiele się takich znalazło. I wcale się ich nie wstydzę, bo człowiek się składa z wysokich i niskich pobudek, a niektórzy poeci udają, że wyłącznie z wysokich.
A Pan nie lubi tych wysokich?
Pobudek?
No.
Nie. Jeśli wysoka pobudka jest rzeczą słuszną i konieczną, to dlaczego by nie pozwolić, by z niej powstał wiersz?
I jak powstaje? Budzi się Pan z nim na przykład?
Zdarza się.
Zapisuje?
Czasem. Zazwyczaj powtarzam sobie w głowie. Jak się tysiąc razy powtórzy, to się utrwala. Jest mnóstwo wierszy, które mi wypadają z głowy i to jest problem. Wymyśliłem ostatnio, podczas podróży, trzy świetne linijki i zupełnie ich nie pamiętam, bo je mało razy sobie powtarzałem.
Pan mówi, że z pisania jest kłopot i przepaść. Po co się Pan w takim razie za to bierze?
Bo jakby z pisania był tylko komfort i przyjemność, to pisanie byłoby bez sensu. Pisanie przynosi i kłopoty, i przyjemności.
Ale na Pana tomiku jest napisane: "Wiersze Świetlickiego nie są po to, by sprawiać przyjemność". Pan sam to wymyślił?
Być może ja. Być może nie ja.
To co mają sprawiać?
Mają drażnić, budzić refleksję. Bardziej drażnić niż sprawiać przyjemność.
Nie chce Pan nimi zmieniać ludzi?
Chcę, ale ja nie narzucam niczego, tylko proponuję.
Nadal nie czyta Pan cudzych wierszy?
Staram się nie czytać z tego powodu, że sam piszę. Mam taki zmysł naśladowania i bardzo często, gdy piszę, przyłapuję się na tym, że ktoś to już napisał. Czytanie innych wierszy utrudnia mi więc pisanie swoich.
Jak Pan o sobie myśli. Pisarz?
Chyba tak. Wszystkie inne czynności brały się z tego, że piszę. W filmie zagrałem dlatego, że piszę, w zespole jestem dlatego, że piszę. Tak, pisarz to podstawowa czynność.
Poeta?
Bałem się być zawężany tylko do poety, dlatego robiłem całkiem różne rzeczy. Poeta w sumie też, ale to niejedyna moją funkcja.
A co Pan robi, gdy nie pisze?
Też piszę, gdy nie piszę. Jak się żyje, chodzi, rozmawia, to też się pisze, tylko inaczej.
Dlaczego Pan się w wierszach z ludzi naśmiewa?
Ale tylko z tych niedobrych. Z dobrych się nie naśmiewam.

To Jacka Wójcickiego musi Pan wyjątkowo nie lubić.
Chodziło mi tylko o to, że Jacek Wójcicki zepsuł mi cały dzień, tutaj, na Małym Rynku. Przez cały dzień odzywał się z głośników głos z taśmy, że o godzinie 21 zaśpiewa polski artysta światowego formatu Jacek Wójcicki pod patronatem honorowym prezydenta miasta Krakowa profesora Jacka Majchrowskiego. I to mi mówiło tak co 30 sekund. To był dzień zepsuty przez Jacka Wójcickiego. Nawet gdybym go cenił, to po tym dniu przestałbym. A później jeszcze wyszedł i śpiewał piosenki operetkowe i piosenki ABBY. Uciekliśmy stamtąd wtedy.
Mógł Pan puścić Wójcickiemu Bacha albo Chopina z okna.
O nie, takiej kakofonii bym już nie zniósł.
Lubi Pan jeszcze jakichś innych krakowskich artystów?
Lubię bardzo krakowskich artystów. Większość nieżyjących. (śmiech)
A może jednak ktoś jeszcze żyje?
Maleńczuk na przykład. Cenię go, mimo że trochę pajacuje teraz.
I farbuje włosy.
Widocznie nie pasuje mu jego oryginalna barwa. Cenię też parę zespołów muzycznych, o których się za wiele nie mówi, Chupacabras na przykład i Wuhae.
Pan nawet nagrał z nimi piosenkę.
Ale tylko z Chupacabras. Z Wuhae bym chętnie nagrał. (śmiech)
A teraz zadam kilka krótkich pytań dla złapania oddechu. Dobrze?
Dobrze.
Chodzi Pan do kina?
E tam, rzadko.
Teatru?
Eee, w ogóle.
Ma Pan swoje miejsce w życiu?
Na cmentarzu mam. (śmiech)
Boi się Pan śmierci?
Pewnie tak, ale staram się unikać myślenia na ten temat.
Wzrusza się Pan?
Czasem. Jak kroję cebulę.
Więc gotuje Pan?
Tak.
Uważa się Pan za przystojnego?
Nie. Ale po latach stwierdzam, że przed laty byłem przystojny. Wtedy jednak nie uważałem się za przystojnego.

Dlaczego Pan pokazuje się tylko poza Krakowem?
Bo w Krakowie nie ma festiwali, na których bym chciał się pokazywać.
Prezydent Wrocławia lepiej płaci?
Nie o to chodzi. Jest inteligentniejszy, przyjemniejszy i na wyższym poziomie niż...
... Nasz??!
Tak jest. I nie daje wszędzie i wszystkim swojego honorowego patronatu.
Czyli będzie Pan za Kracikiem?
Nie będę za nikim. Nie uczestniczę w wyborach.
A w świętach Pan uczestniczy?
W Wigilię, wie pani, mam urodziny. Wszystko mi zepsuli w moim życiu. W imieniny - Święto Niepodległości, w Wigilię - urodziny. Niby troszkę więcej prezentów się dostawało w dzieciństwie, ale gdybym miał w normalny dzień urodziny, to dostawałbym pewnie jeszcze więcej. Co tu gadać, mam skopane osobiste uroczystości przez imprezy narodowe i ogólnoświatowe.
No, ale święta?
Święta coś tam dla mnie znaczą, ale znaczą również to, że się urodziłem i kolejny rok kończę.
A kolędy Pan śpiewa?
Gdzie tam!
Choinkę Pan ma?
Mam u rodziców. Bo ja na każde święta staram się jeździć do rodziców. Mama uważa za każdym razem, że to ostatnie święta w jej życiu i muszę być.
Szantażuje Pana.
I to tak od dobrych kilkunastu lat. Właściwie w domu nie byłem na święta tylko dwa razy: wtedy kiedy byłem w wojsku i jak mi się syn urodził. I w tym moim rodzinnym domu wszystko się odbywa jak trzeba. Ale kolęd nie śpiewam, bo się wstydzę.
Jakich pytań Pan nie lubi od dziennikarzy?
W ogóle dziennikarzy nie lubię.
A kobiety Pan lubi?
Nie... Nie wiem. Jeszcze się nie zdecydowałem.
(Wymiana myśli po zakończeniu rozmowy) Strasznie krótko gadaliśmy.
Ale błyskotliwie.
Kupił Pan sobie drugiego psa?
Nie. Po co?
Bo mi Pan tak mówił.
Okłamałem panią.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska