- Woda nadawałaby się do picia, gdyby ta wartość wynosiła zero - mówi dyrektor WIOŚ Ewa Gondek.
Wyniki analizy potwierdziły przypuszczenia policji, że winę za zanieczyszczenie potoku ponoszą pilarze, ścinający drzewa w pobliżu ujęcia wody. Kłody buków i jodeł, a także gałęzie, trociny i igliwie wpadły wprost do strumienia. Nie można wykluczyć, że właśnie tam dokonywano cięć, dlatego ropa bądź benzyna z silników i łańcuchów pilarek wpadała do wody.
- I jest tam nadal - podkreśla Tomasz Dul, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Mszanie Dolnej. - Wystarczy unieść gałęzie, żeby na powierzchni wody pojawiły się tłuste plamy.
Koryto skażonego potoku wciąż jest oczyszczane, a samo ujęcie wyłączone z eksploatacji. Dostawy bieżącej wody do miasta docierają z ujęcia na potoku Szklanówka i rezerwowego źródła przy ul. Krakowskiej.
Mszańska policja wie już, jaka firma prowadziła wycinkę w lesie. Nie ustaliła jednak, który z pilarzy mógł doprowadzić do skażenia potoku.
- Nie możemy oskarżyć o to firmy, musimy mieć konkretną osobę - zaznacza podinspektor Marek Szczepański, komendant mszańskiego komisariatu policji. ZGK może domagać się w postępowaniu cywilnym odszkodowania od wykonawcy wycinki. Nie wiadomo jednak, czy skorzysta z tej możliwości.
- Trudno wybiegać tak daleko w przeszłość, skoro nadal nie znaleziono winnych zanieczyszczenia - zauważa dyrektor Tomasz Dul.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+