Ten urodzony w Polsce, ale wykształcony w Paryżu inżynier wyjechał w 1852 roku do Peru i dokonał tam wielu różnych dzieł. Projektował Mennicę Państwową i brukowanie miasta Arequipo. Fortyfikował port Callao koło Limy i osobiście walczył z Hiszpanami atakującymi Peru. Ale najbardziej wsławił się tym, że wybudował najwyżej na świecie położoną linię kolejową, łączącą stolicę kraju (Lima) z zasobnym w minerały regionem Cerro de Pasco i żyzną doliną Jauja.
Było to dzieło inżynierskie o wręcz niewyobrażalnym stopniu trudności. Trzeba było wykuć 63 tunele w ogromnych masywach górskich Andów i zbudować 30 mostów nad głębokimi górskimi przepaściami. Jeden z tych mostów (Verrugas) w czasie, gdy Malinowski go budował, był najwyższy na świecie (77 m wysokości przy 175 m długości). Do dzisiaj jadący przez ten most pasażerowie obserwują z zapartym tchem szybujące głęboko pod nimi ogromne andyjskie kondory, które jednak nie są w stanie wzbić się na zawrotną wysokość, jaką osiąga kolej transandyjska poprowadzona przez Malinowskiego w latach 1871-1876. Jej najwyższy punkt w miejscowości La Cima sięga 4818 m n.p.m. Była to przez prawie dwieście lat największa wysokość, do jakiej gdziekolwiek na świecie udało się doprowadzić linię kolejową! Rekord ten pobili dopiero w 2005 roku Chińczycy, budując linię kolejową z Pekinu do Lhasy (stolicy Tybetu). Ale Chińczycy dysponowali całą technologią XXI wieku i nie szczędzili pieniędzy, gdyż chodziło im przede wszystkim o efekt propagandowy i polityczny (połączenie Tybetu z Chinami). Tymczasem Malinowski 200 lat wcześniej na andyjskim bezludziu dysponował tylko pracą rąk miejscowych robotników i swoją wiedzą inżynierską.
Nie było mu łatwo. Brakowało wszystkiego: żywności, wody, a nawet powietrza, bo na wysokości ponad 4 tys. metrów niezaaklimatyzowany człowiek zaczyna się dusić. Pomyślmy tylko: nasz najwyższy tatrzański szczyt, Rysy, ma wysokość 2499 m, a Malinowski pracował na blisko dwa razy większej wysokości, krusząc skały, wnosząc i wciągając na te szczyty szyny, podkłady, dźwigary i budując tory.
Pieniędzy mu również brakowało, bo w Peru nastąpił krach finansowy i państwo zawiesiło dotacje na budowę kolei. Malinowski nie chciał porzucić niedokończonego dzieła, dopłacał więc do dalszej budowy z własnej kieszeni i nie pobierał żadnego wynagrodzenia. Był ambitnym człowiekiem i genialnym inżynierem, dlatego cieszę się, że jeden z ekspresów łączących obecnie Kraków z Warszawą nosi właśnie jego imię!