FLESZ - Koronawirus. Część sklepów zamknięta
Łukasz Ostręga, rzecznik bocheńskich policjantów informuje, że na razie mężczyźnie nie postawiono zarzutów, a sprawa jest prowadzona w oparciu o przepis kodeksu karnego, który mówi o narażeniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - W sprawie musimy mieć kontakt z lekarzami bocheńskiego szpitala i od tego będą uzależnione dalsze kroki prawne - dodaje.
Poradnia chirurgiczna została zamknięta i zdezynfekowana. Mężczyźnie wykonano badanie na obecność grypy i pobrano próbki do badań na koronawirusa. W międzyczasie do rodzinnego domu pojechali policjanci, którzy chcieli zawiadomić jego bliskich. Na miejscu mundurowi dowiedzieli się, że 60-latek nie był zagranicą, choć powiedział tak pracownikom szpitala. Koszty dezynfekcji oddziału i wykorzystania karetki do przewozu pacjenta oszacowano na 20 tys. zł. Szpital w Bochni rozważa wystąpienie o odszkodowanie od pacjenta.
Z kolei po śmierci w Poznaniu 12 marca br. pierwszej ofierze śmiertelnej koronawirusa w Polsce. Tego samego dnia prokuratorzy zwrócili się do dyrekcji szpitala z żądaniem wydania dokumentacji medycznej. Ich podejrzenia wzbudził list, który pojawił się w mediach społecznościowych i zwracał uwagę na nieprawidłowości podczas leczenia tego przypadku. Informację o działaniu prokuratury potwierdził rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Łukasz Wawrzyniak.
Natomiast właścicielka jednego z klubów muzycznych w Rudzie Śląskiej nie posłuchała zakazu i zorganizowała dyskotekę i już usłyszała zarzut narażenia wielu osób na utratę życia lub zdrowia. Wyjaśniała w prokuraturze, że klienci już kupili bilety i nie chciała stracić pieniędzy.
Z kolei prokuratura z Gliwic oceni przypadek lekarki ze szpitala w Knurowie. Policjanci nie zastali w domu kobiety objętej kwarantanną. - W rozmowie telefonicznej ustalili, że kobieta znajduje się w gabinecie lekarskim na terenie knurowskiego szpitala, gdzie przyjmuje pacjentów. Policjanci pouczyli lekarkę, że łamie prawo i polecili natychmiastowe przerwanie pracy oraz powrót do domu celem kontynuowania kwarantanny. Rozmówczyni zastosowała się do polecenia. Później okazało się, że jest zakażona koronawirusem.
Na Podkarpaciu 34-latek z gminy Nozdrzec postanowił zażartować sobie z pandemii. Zadzwonił na pogotowie i powiedział, że źle się czuje, a dwa dni temu wrócił z Włoch. Mężczyzna uruchomił sanitarne procedury. Okazało się, że wszystko sobie zmyślił, bo… postanowił wygrać zakład z kolegą. Założył się, że przejedzie się na sygnale karetką do szpitala. Zgłoszenie 34-latka z gminy Nozdrzec zaalarmowało służby ratownicze. W stosunku do mężczyzny zachowano wszelkie środki ostrożności i wdrożono procedury, które obowiązują w stosunku do osób z podejrzeniem zarażenia koronawirusem. Przyjechał specjalny ambulans i ratownicy w maskach.Wkrótce policjanci odkryli, że „pacjent” był we Włoszech, ale trzy lata temu. A pogotowie wezwał dla żartu, bo założył się z kolegą. Teraz 34-latek odpowie za swoje zachowanie. Za wywołanie fałszywego alarmu grozi mu od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
- Gdzie jest koronawirus w Polsce i na świecie? Zobacz mapy
- Koronawirus w Polsce. Gdzie stwierdzono zachorowania?
- Sława papieru toaletowego w memach
- Tego Krakowa już nie ma. Zobacz prawdziwe skarby [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!
