Krakowianie przechodzący przez krakowski Rynek zastanawiali się, co przed otwartym niedawno klubem Cocomo przy ul. Grodzkiej robią zastępy policjantów.
- My dowiedzieliśmy się o sprawie od dziennikarzy - twierdzi Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. I odsyła do swojego odpowiednika w policji wielkopolskiej Andrzeja Borowiaka.
- Rzeczywiście, przeszukiwaliśmy klub na zlecenie prokuratury - przyznaje Borowiak.
Policyjne radiowozy pojawiły się wczoraj przed klubami Cocomo w Poznaniu, Warszawie i Krakowie. To element głośnego w ostatnich tygodniach śledztwa. - Zgłosiło się do nas 20 mężczyzn, którzy po wizycie w klubach zorientowali się, że ich konta zostały ogołocone - opowiada Borowiak.
Chodzi o sumy sięgające kilkuset tysięcy złotych. Niektórzy poszkodowani twierdzą, że pracownicy klubu wykorzystali to, że klienci stracili świadomość (spekuluje się, że podawano im tzw. "tabletki gwałtu").
Oficjalnie policja mówi o tym, że wczoraj zabezpieczała dokumentację w klubach. Została zatrzymana jedna osoba - menedżerka poznańskiego lokalu ze striptizem.
Natomiast szef erotycznej sieciówki Jan Szybawski winny się nie czuje. Przepytywany przez dziennikarzy programu "Superwizjer" odpowiedział, że boi się tylko Boga. - Ten biznes nie jest zły, to nie agencja towarzyska. Panowie przychodzą, kupują dziewczynom szampany za 15 tys. złotych. Są tego świadomi - opowiadał.
Krakowianom nie spodobał się otwarty w marcu klub, ze względu na wulgarny wygląd i erotyczne skojarzenia. Jego iluminacja jest też niezgodna z przepisami Parku Kulturowego.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+