Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski syndrom wimbledoński

Przemek Franczak
Cała Polska dostała oczywiście kręćka na punkcie tenisa, a my jak to my, każdy sukces konsumujemy bez umiaru, w drgawkach i konwulsjach.

Już wkrótce ogłosimy więc narodowy program rozwoju tenisa, narodowy program budowy kortów, rozpiszemy konkurs na budowę narodowego centrum tenisa, ogłosimy zbiórkę publiczną na stworzenie narodowego muzeum tenisa, zaproponujemy nasz kraj jako organizatora piątego turnieju Wielkiego Szlema (stawiam na korty krakowskiego Nadwiślanu), zorganizujemy wystawę "polski tenis na starych fotografiach", Wojciech Fibak wyda zaktualizowaną o nowe wątki biografię, IPN opublikuje pracę naukową "Agentura w polskim tenisie w latach 1946-1989", politycy będą się kłócić, kto pierwszy miał rakietę w ręku i czyja bardziej jest Agnieszka Radwańska, a przeciętny Kowalski z małżonką Kowalską, obiecają sobie solennie, że od teraz będą grać w tenisa do upadłego i nawet zapiszą do tenisowej szkółki małego Kowalskiego.

Tak to będzie trwać przez czas jakiś - emocje naturalnie szybko przygasną, ale pod koniec sierpnia jest turniej US Open - a potem przyjdzie jesień, zima i o tenisie nikt już nie będzie pamiętał. No, ale Justyna Kowalczyk zdobędzie na igrzyskach w Soczi trzy złote medale, więc ogłosimy kolejne narodowe programy biegania na nartach i budowy tras w całej Polsce, a jak nie zdobędzie żadnego, to w odwecie pojawi się apel o zlikwidowanie refundacji leków dla astmatyków i wypowiedzenie wojny Norwegom.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że takie kompulsywne przeżywanie sportowych triumfów to cecha społeczeństw ubogich i niedowartościowanych, w których człowiek od sportowca nie oczekuje dostarczenia rozrywki, jeno uczucia spełnienia. W naszym przypadku również dowodu, że Polak potrafi. Potrafi utrzeć nosa innym i zgarnąć grubą kasę.

Przy okazji wimbledońskich cudów pada wiele (za) dużych słów. "Wielki sukces polskiego sportu", "sukces polskiego tenisa". Prawdę mówiąc, to jest tylko sukces tych młodych ludzi - Radwańskiej, Janowicza, Kubota. Polska, poza tym, że się tutaj urodzili, a niektórzy nadal tutaj mieszkają, nie ma z ich wynikami wiele wspólnego. To jest więc takie trochę podpinanie się pod cudzy wysiłek i poświęcenie. Dla lepszego samopoczucia.

Zresztą oni i tak będą bohaterami tylko do pierwszego potknięcia. My przecież nie tylko szybko wynosimy na ołtarze, ale jeszcze szybciej ściągamy w dół. Też, o ironio, dla lepszego samopoczucia. Wystarczy zresztą, że wkrótce ukażą się zdjęcia Radwańskiej dla magazynu ESPN, które u nas nie wiedzieć czemu nazwano odważną, rozbieraną sesją - bo w najlepszym razie zobaczycie odsłonięte plecy i kawałek uda - żeby zaczęła się w internecie prawdziwa jatka.

Sprowadzenie Radwańskiej na ziemię odbędzie się więc natychmiast, z hołubionej teraz gwiazdy światowych kortów znów stanie się podlewaną żółcią internetową pieczenią.

Taka jest cena sławy? W Polsce, niestety, tak. To jednak też wynika z naszej niskiej samooceny. W takiej dajmy na to Anglii ludzie nie odczuwają potrzeby bluzgania w sieci. Do końca normalni oczywiście nie są - no bo któż przy zdrowych zmysłach pasjonowałby się, jakiej płci będzie dziecko księcia Williama i księżnej Kate - ale nie widzą głębszego sensu, przynajmniej w znakomitej większości, w mieszaniu ludzi z błotem na internetowych forach. Mają tam ciekawsze rzeczy do roboty niż śledzenie i wpisywanie komentarzy. Na stronie internetowej "The Sun", najpopularniejszego brytyjskiego tabloidu, nawet głośne, kontrowersyjne tematy doczekują się kilkunastu, w porywach kilkudziesięciu wpisów. U nas liczy się je w tysiącach.

Polska, biało-czerwoni. Czerwoni z reguły ze złości. I zazdrości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska