W gospodarstwie panuje na razie względny spokój. Bo nie ma jeszcze orgii pomidorowych kształtów i kolorów, a są sadzonki. Ryszard Barszcz chodzi pomiędzy nimi z taką uwagą, jakby doglądał skarbu jakiegoś wielkiego. Chucha i dmucha, bo wiosna w tym roku jest jakoś mało wiosenna.
- Grzać trzeba – mówi z dezaprobatą.
Rolnik, w swoim pomidorowo-paprykowym królestwie nie ma świąt. O ile kalendarz jest tutaj ważny, to nie w wydaniu „jak przeżyć od urlopu do długiego weekendu”. Tutaj po prostu trzeba być: pielić, sadzić, siać, przesadzać, pikować, podlewać, czasem przewietrzyć, innym razem szczelnie zamknąć. Lista koniecznych czynności jest jeszcze długa, więc grzebanie w ziemi zdaje się nie mieć końca.
- Ja to po prostu lubię – mówi cicho.
Poprzedni sezon razy dwa
Przed rokiem, w jedynym wówczas foliowym tunelu, miał ponad trzydzieści odmian pomidorów. Już to wydawało się jakimś szaleństwem – w oczach się mieniło od odcieni zielonego, pomarańczowego, czerwonego, żółtego, czekoladowego, fioletowego. Temperatura wewnątrz dokładała swoje.
- Z kilku pomidorowych odmian zrezygnowałem, bo mnie nie urzekły – zdradza. - Dołożyłem natomiast w ich miejsce inne. Jakoś mi tak wychodzi z obliczeń, że w tym roku mam ich ponad… sześćdziesiąt – dodaje zadowolony wywołanym zaskoczeniem.
Jedna odmiana, drugiej się nie równa. I nie chodzi o to, że któraś jest lepsza, a inna gorsza. Mają wspólny mianownik – wszystkie to pomidory, ale niuans sprowadza się do koloru, stopnia słodkości, winności miąższu, grubości skórki. Są takie, które można podjadać zamiast popcornu – zdrowiej i smaczniej, innymi zaskoczyć gości podczas rodzinnego przyjęcia – wszak na pomidora w kolorze czekolady każdy zwróci uwagę. I czasem dzięki temu można skierować rozmowę w bezpieczne, bo na przykład nie-polityczne, rewiry. W tym sezonie beNatur ma w ofercie jeszcze kilka innych takich warzywnych rozpraszaczy.
- Będą pomidory w kolorze soczystej pomarańczy w paski, ametystowe, wspomniane już męsko-anatomiczne, w kształcie serca – zapowiada.
Miłosne Sweetheart i bezwstydna Aurija
Krzaki gospodarza lubią. Nawet te niezwykłe. Rosną mu, jak szalone. W minionym sezonie ostatnie zbiory zaliczył 17 listopada. To i tak nic, w porównaniu do tego, gdy gospodarz zaczyna delikatnie przekonywać, że pomidor nie musi być li, tylko zupą czy dodatkiem na kanapkę, ale może być… afrodyzjakiem.
- Sweetheart. Już sama nazwa odmiany ociera się o miłość. A gdy jeszcze dodamy do tego chrupkość, słodycz w smaku, świetne dojrzewanie i idealny kształt, to mamy pewność, że to czyste emocje – opowiada żartobliwym tonem.
Na przeprosiny zaś, po sprzeczce oblubieńców, najlepsza będzie pozbawiona zawstydzenia Aurija. Zalet ma prawie tyle samo, co przywołania wcześniej poprzedniczka od słodkiego serca – idealny miąższ, doskonały smak, nadaje się na przetwory, jest bardzo plenna.
- No i ten kształt męskiego atrybutu – śmieje się.
Żółte bawole serce jak kukułcze jajko
Mówią, że lepiej żartować, niż chorować. I sporo w tym prawdy, a i pomidorowa pikanteria zdaje się nikomu nie szkodzić. Zresztą, podobnych historii, można byłoby wyciągnąć jeszcze bez liku.
- Przed rokiem namawiałem wielu moich odbiorców na bawole serca – opowiada. - Przyzwyczailiśmy się, że to potężny czerwony pomidor, a ja usiłowałem przekonać do tego samego, tylko żółtego. Oj, co się nasłuchałem, że „bawół”, to tylko czerwony, bo inaczej to nic z niego, że absolutnie nikt nie chce, że to pomidorowa obraza. Ja i tak podrzucałem im jedną sadzonkę, niczym kukułka jajo. Efekt był taki, że nie mogłem się opędzić później od pytań, czy aby nie mam gdzieś w zakamarkach spiżarni kilku owoców. Bo oni chętnie kupią – opowiada.
Ważne miejsce pośród sadzonek ma Ildi, czyli żółty koktajlowy. Idealny do podjadania przed telewizorem. Na jednej kiści może urosnąć nawet kilkaset sztuk drobnych, ale pysznych, pomidorowych kuleczek. Curranty z kolei można sadzić w doniczce, niczym kwiatki.
- Zwisają z niej później kiście podobne do porzeczek – zachwala.
Zalety innych odmian można byłoby wymieniać bez końca. Ale im ich więcej, tym większą trzeba mieć świadomość, że w foliowym tunelu nic nie dzieje się ot, tak, samym pstryknięciem palców. Gdy trzeba podwiązywać pędy, w słoneczny dzień, wewnątrz jest plus pięćdziesiąt stopni. Żeby nie uciec – trzeba mieć dużo samozaparcia. Żeby jednak nie zwiać z niego z krzykiem: precz z pomidorami – trzeba tę robotę kochać.
