Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomogła uchodźcy, uratowała psa, którego nikt nie chciał

Magda Hejda
Jarko ma siwy pysk i na karku sporo lat. Leżał w przydrożnym rowie, wycieńczony i obolały. Teraz jednak jest szczęśliwym psem
Jarko ma siwy pysk i na karku sporo lat. Leżał w przydrożnym rowie, wycieńczony i obolały. Teraz jednak jest szczęśliwym psem fot. Magda Hejda
Życie Seraja było w rozsypce, gdy wylądował w krakowskich Balicach. Zmieniło się, jak poznał Basię. Basia pomogła uchodźcy z Syrii. Dzięki niej obok Seraja jest także Jarko - pies, którego nikt nie chciał.

Basia - lekarz weterynarii, w latach osiemdziesiątych odwiedziła Syrię. Seraj - uchodźca z Syrii, używa spolszczonego imienia, które w jego ojczystym języku znaczy: latarnia.

Jarko - stary, bezdomny pies, znaleziony w gminie Kozłów.

Droga do Polski
Seraj mieszkał z rodziną w Damaszku, studiował anglistykę. Kiedyś na tym samym uniwersytecie jego dziadek skończył literaturę angielską. Tato Seraja jest farmaceutą, w Damaszku miał aptekę, mama zajmowała się domem, dziećmi. Seraj ma jeszcze dwie nastoletnie siostry.

Kiedy wybuchła wojna, ojciec wyjechał do Szwecji i w ramach łączenia rodzin ściągnął do siebie żonę i córki. Okazało się, że syna sprowadzić nie może, bo jest już pełnoletni. Próbowali zrobić to legalnie kilka razy. Nie udało się. Seraj został w Damaszku sam, coraz bliżej jego mieszkania wybuchały bomby, brakowało prądu.

Na drugim roku studiów już nie chodził na uczelnię, było zbyt niebezpiecznie. Materiały do nauki dostawał przez internet. Ubywało wykładowców i kolegów, wielu uciekło z kraju w obawie o życie.

Dzięki pomocy taty Seraj przepłynął szczęśliwie do Turcji, potem do Grecji. Grecy patrzyli trochę przez palce na dokumenty uchodźców, którzy chcieli jechać dalej. Dzięki temu Seraj znalazł się w samolocie do Polski, o której nie wiedział nic.

Wylądował w Balicach. Został zatrzymany na lotnisku. Sytuacja była poważna, urzędnicy ściśle trzymali się procedur, a jednak Seraj twierdzi, że to było jedno z jego najlepszych doświadczeń.

- Zarówno policja, jak i Straż Graniczna były wobec mnie bardzo przyjazne. Funkcjonariusze wypełniali swoje procedury, ale w tym wszystkim zachowywali się po ludzku. Do dziś z wdzięcznością przypominam sobie imię i nazwisko oficera emigracyjnego, który się mną zajmował - mówi Seraj.

Był zatrzymany na lotnisku przez 24 godziny. Po sprawdzeniu wszystkich danych i wyjaśnieniu niejasności znalazł się w Krakowie. Wynajmował mieszkanie, ale pieniądze szybko topniały. Cały czas starał się o wyjazd do Szwecji.

Spotkanie
Basia jesienią ubiegłego roku poszła na manifestację pod hasłem „Witajcie w Krakowie”. Potem na Facebooku powstała grupa społecznościowa o tej samej nazwie, skupiająca ludzi, którzy wiedzieli, że chcą zrobić coś więcej dla uchodźców. Seraj i Basia spotkali się przez znajomą z tej grupy.

On potrzebował tymczasowego lokum, bo nie stać go już było na wynajem, ale szukał mieszkania, w którym nie ma zwierząt.

Strach przed nieznanym
- Wiesz, ja po prostu bardzo bałem się psów, ich szczekania. Przed kotami też czułem respekt, bo nigdy nie miałem z nimi do czynienia. W naszym domu kiedyś były koty, ale ja miałem wtedy cztery lata i nie pamiętam tego - mówi Seraj.

Czworonogi omijał szerokim łukiem, a jednak zdecydował się na mieszkanie w domu, w którym żył kot Bombaj i działa lecznica dla zwierząt. Dlaczego? Czy był aż tak zdesperowany? - Dla mnie tu wszystko jest inne, nowe. A ponieważ chcę poznawać nowe rzeczy, więc postanowiłem przezwyciężyć strach przed psami - wspomina Seraj.

Przyjaciel Bombaj
Szesnastoletni kocur Bombaj niedawno odszedł, ale zdążył jeszcze zaprzyjaźnić się z Serajem i odkryć przed nim fascynującą kocią naturę. - Ja nigdy nie prosiłam go o zajęcie się Bombajem - zastrzega Basia.

- To przyszło samo z siebie. Przekonałem się, że on jest bardzo delikatny, nigdy nie drapie - wspomina Seraj. - Kiedy Bombaj odszedł, płakałem - dodaje.

Z psami nie poszło tak łatwo, zwierzaki znajomych były przyjazne, ale rozbrykane, nadal budziły w nim strach.

W przydrożnym rowie
Ma siwy pysk i na karku sporo lat. Leżał w przydrożnym rowie w gminie Kozłów. Wycieńczony, obolały, tylne łapy odmówiły mu posłuszeństwa. Zabrała go do domu mieszkanka Karczowic. Zawiadomiła gminę, ale urzędnicy nie zrobili nic. Pies wymagał diagnozy i leczenia, a ona nie miała na to pieniędzy, bo w jej domu już jest kilka znajdek.

Kobieta zwróciła się o pomoc do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które też bezskutecznie próbowało przymusić gminę do działania. Pies wymagał natychmiastowej interwencji lekarza, dlatego inspektorzy zabrali go do Krakowa. Tak trafił do gabinetu Basi, potem miał wrócić pod opiekę gminy, ale żaden urzędnik nigdy w jego sprawie nie zatelefonował. Na początku pies wcale nie chodził, ale dostał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe i po kilku dniach stanął na czterech łapach.

Druga mama
- Dla mnie Polska miała być krajem tranzytowym w drodze do Szwecji, bo tu życie nie jest łatwe. Poza tym obawiałem się, że nie przyjmą mnie na uniwersytet - wspomina Seraj. Dziś o spotkaniu Basi mówi, że to było przeznaczenie.

Obydwoje zgodnie przyznają: - Jesteśmy niesamowicie do siebie podobni, choć pochodzimy z różnych kultur.

Mają podobną wrażliwość, charaktery, kolor oczu. Są tak samo roztargnieni, no i przede wszystkim nadają na tych samych falach. Seraj w domu Basi miał zostać kilka dni, no, może parę tygodni. Dziś jej dom, tak jak Kraków, uważa za swoje miejsce na ziemi.

Zyskał status uchodźcy, od października będzie studiował anglistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim.

O Basi mówi „mama”. - Teraz w Polsce mam drugą mamę. Swoich rodziców będę odwiedzał, ale tu zostaję. Zamierzam starać się o obywatelstwo polskie.

Podwójna adopcja
Jarko - tak nazwał kundelka z przydrożnego rowu. - To pierwszy pies w moim życiu, którego dotknąłem i pogłaskałem. Jego się nie bałem, od początku był bardzo spokojny i niesamowicie poczciwy - mówi Seraj.

Nie znał jego historii, ale od razu coś między nimi zaiskrzyło. - Basia powiedziała mi, że to pies bezdomny, poczułem, że chcę i muszę go adoptować - wspomina chłopak. - Ja w pewnym sensie też byłem bezdomny, Basia mnie adoptowała. Chciałem ofiarować Jarko to samo.

Niedawno odeszły dwa stareńkie psy Basi. Żył jeszcze Bombaj, ale był już bardzo chory, poza tym kocur niezbyt lubił towarzystwo obcych psów. - Nie byłam gotowa na przyjęcie zwierzaka, nigdy nie zdecydowałabym się na Jarko - mówi Basia. - Miałam duże psy, a on jest malutkim kundelkiem. Mimo to zgodziłam się.

Razem
Siedzimy na tarasie w domu Basi. Leniwe letnie popołudnie. Popijamy wodę z cytryną. Jarko wpatrzony w Seraja jak w obrazek. Razem wychodzą na spacery, razem jedzą śniadanie. Rozpieszcza go, karmi przy stole, rodzicom przesyła jego fotografie.

- On pomógł mi przełamać strach. Jak zacząłem z nim być, obserwować, poznawać zachowanie, emocje, mowę ciała, to zrozumiałem psie uczucia. Wreszcie wiem, kiedy jest szczęśliwy, smutny, głodny, wiem, co mówi jego ogon - śmieje się Seraj.

Stary kundel, wyrzucony przy drodze, swoją łagodnością i bezbronnością otworzył przed Serajem świat psów dotychczas mu niedostępny i budzący paraliżujący strach. Pomogli sobie nawzajem. Bo „obcy” nie znaczy groźny. Tylko trzeba się trochę wysilić i spróbować go poznać.

Kto wie, może w ostatecznym rozrachunku przyznamy, że ten „inny” to jakiś taki „swój”, może to ktoś nawet nam bardzo bliski, ktoś, kto przełamuje nasze strachy? W końcu pewnego dnia odkrywamy: z nim nasze życie jest lepsze! Nieważne, czy ten „inny” jest dwu- czy czworonożny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska