Niestety, procesy ociosywania andrychowskiego zucha z A-klasowych naleciałości nieco się przeciągnęły. Minęły trzy sezony nauki zawodu futbolisty, a adept ciągle nie mógł przeskoczyć statusu czeladnika. Do gry w pierwszoligowej jedenastce sporo mu brakowało, więc nie dziwota, że rzadko wskakiwał do składu. Starsi koledzy Cleber i Głowacki, wciąż przewyższali go o klasę. Trener Skorża wykorzystywał każdą okazję, by Adam nie nabawił się odcisków w trakcie wysiadywania ławki rezerwowych.
I pewnie z upływem czasu wyszlifowałby człowieka na podporę wiślackiej defensywy. Niestety,
w pewnym momencie do akcji wkroczył selekcjoner, udzielając Kokoszce przesadnego kredytu zaufania w postaci nominacji do kadry na EURO 2008. W zestawieniu ze skreśleniem kandydatury Głowackiego, owa decyzja kadrowa była wyraźnym pstryczkiem w nos szkoleniowca Wisły.
Kokoszka miał prawo wziąć reprezentacyjny awans za dobrą monetę. Co też uczynił, budując równocześnie w sobie przekonanie, że w Krakowie nie poznano się na nim. Piłkarz wrócił z austriackiego turnieju napakowany wirusem wielkości. Zagrał jedynie pół meczu z Chorwatami, aliści owa połówka posłużyć ma uzasadnieniu wspinania się Kokoszki na transferową karuzelę. Temu celowi podporządkowane są jego epistoły do klubu, uzasadniające wolę odejścia z Wisły, na podstawie tzw. prawa Webstera, czyli za czapkę gruszek.
Z treści pisma wyziera przyśpieszona edukacja prawno-finansowa piłkarza, aplikowana przez okołoreprezentacyjnych menedżerów. Gwałtowny przypływ sodówki zaowocował nie tylko pismami
o zerwaniu więzi z Wisłą. Zawodnik podpisał się również pod zdumiewającym listem adwokackim, żądającym od krakowskiego Ośrodka Szkolenia Młodzieży satysfakcji za użycie jego wizerunku
w ramach naboru do tej placówki PZPN! Poczuł się mianowicie urażony, bo jego zdjęcie ilustrowało folder promocyjny OSM. Jeśli szkoła go nie przeprosi, złoży skargę do sądu! Coś niesłychanego...