FLESZ - Jak się uchronić przed cyberpandemią
Basia trafiła z infekcją na oddział zakaźny szpitala na początku lipca 2016 r., ale 8 lipca zmarła. Śledczy twierdzą, że pielęgniarka podała dziewczynce chlorek potasu w niedozwolonej dla niej dawce. Do tragedii, zdaniem śledczych, miały się też przyczynić dwie lekarki.
Pielęgniarka Aleksandra P. nie przyznała się do winy. Opowiadała, że tamtego dnia podała dziecku chlorek potasu, bo takie było ustne polecenie jednej lekarki. Substancję dodała do kroplówki, którą dziecko przyjmowało w związku ze swoimi dolegliwościami.
Jednak z zapisów dokumentacji wynika, że lekarka zleciła podanie dziewczynce chlorku sodu, czyli sól fizjologiczną. I tę wersję oskarżona lekarka podtrzymała na rozprawie. Kategorycznie zaprzeczyła, by ustnie poleciła pielęgniarce, by mała pacjentka otrzymała inną substancję. Reanimacja dziecka trwała kilkadziesiąt minut, ale nie udało się mu pomóc.
- Pielęgniarka popełniła szereg błędów, które nie dały nam szans na uratowanie Basi - nie kryła lekarka. Już po tragedii, jak mówiła, wyszły na jaw nieprawidłowości w pracy personelu pielęgniarskiego, w tym fakt, że prowadził swój zeszyt, w którym pielęgniarki zapisywały zlecenia podawanych leków i wykonanie takich zabiegów. Nie kryła, że jej zdaniem za nieprawidłowości odpowiadała oddziałowa, która miała też po pewnym czasie od tragedii zasugerować współoskarżonej Aleksandrze P. wersję o ustnym zleceniu lekarki, by podać chlorek potasu. Jak mówiła lekarka, wcześniej oddziałowa Dorota S. i pielęgniarka były w konflikcie.
- Po tragedii Dorota S. otoczyła opieką Aleksandrę P., a ta skwapliwie z tego skorzystała - mówiła oskarżona lekarka.
Oskarżona pielęgniarka twierdziła, że przyjmowanie ustnych poleceń od lekarzy to była codzienna praktyka, bo karty zleceń dla pacjentów stale były u medyków i pielęgniarki często nie miały możliwości wglądu w tę dokumentację. Także tylko lekarze mieli możliwość otrzymywania wyników badań w wewnętrznym systemie szpitala.
- Dlatego pielęgniarki prowadziły swój zeszyt, w którym zapisywały zlecenia na podawanie leków i czy one faktycznie zostały wykonane. Zdarzało się, że potwierdzałam wykonanie zlecenia, jeszcze przed jego realizacją. To wynikało ze stałego braku dostępu do kart zleceń - wyjaśniała oskarżona.
Oskarżona lekarka powiedziała, że pielęgniarka po tragicznym zajściu była w rozpaczy i krzyczała, że podała zły lek. Aleksandra P. temu zaprzecza. Ta oskarżona potem jeszcze klika miesięcy pracowała w szpitalu Żeromskiego, teraz jest zatrudniona w innej placówce medycznej.
- W moim aktualnym miejscu pracy wszystkie zlecenia są na piśmie, mamy stały dostęp do kart zleceń i lekarzy, których możemy zapytać o każdą rzecz - mówi. Nie kryła, że tak nie było w kontaktach z lekarką.
- Z nią nie było możliwości dyskusji, my pielęgniarki miałyśmy tylko wykonywać jej polecenia - dodała. Wyjaśnień na procesie nie składała jeszcze druga lekarka dr Anna G.
Oskarżycielami posiłkowymi w tej sprawie są rodzice zmarłej Basi, oboje byli na sali rozpraw i przysłuchiwali się relacjom oskarżonych.
Z opinii biegłych wynika, że dawka chlorku potasu była potencjalnie śmiertelna dla trzymiesięcznego dziecka. Tym bardziej, że podano go bez uzyskania wyników badania krwi. Oskarżona lekarka zakwestionowała jednak na procesie kompetencje biegłych z Wrocławia i wyraziła nadzieję, że inny zespół medyków wyda fachową opinię w tej sprawie.
- Te rasy psów są najmądrzejsze. Chcesz nauczyć psa sztuczek? Wybierz którąś z tych ras
- Kto nie może wziąć ślubu kościelnego? Oto przypadki, gdy ksiądz odmówi narzeczonym
- Pseudografficiarze niszczą Kraków. Czy to również efekt pandemii? [ZDJĘCIA]
- Tylko prawdziwe maseczki, przyłbice na Grunwald MEMY
- Nowa lista leków refundowanych. Najwięcej zmian dla pacjentów onkologicznych
