https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Łukasz Mamica: - Większa część świata żyje tak, jak gdyby nie widziała nadciągającej katastrofy

Marek Długopolski
Prof. Łukasz Mamica, kierownik Katedry Gospodarki Publicznej, prorektor ds. współpracy i projektów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, a także twórca konceptualnych rzeźb re-form
Prof. Łukasz Mamica, kierownik Katedry Gospodarki Publicznej, prorektor ds. współpracy i projektów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, a także twórca konceptualnych rzeźb re-form Archiwum prywatne
- Środowisko naturalne do tej pory było traktowane jako wolny zasób, taki, który możemy dowolnie eksploatować i wykorzystywać. Bez żadnych konsekwencji. Teraz okazuje się, że nie jest tak - mówi prof. Łukasz Mamica, kierownik Katedry Gospodarki Publicznej, prorektor ds. współpracy i projektów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, a także twórca konceptualnych rzeźb re-form.

Dekarbonizacja, zielona transformacja, zmiany klimatyczne… Gdzie tu jest miejsce dla Katedry Gospodarki Publicznej?

Wszędzie. Misją katedry, która legła u podstaw jej utworzenia, było i jest efektywne programowanie polityki gospodarczej. Jednak nie chodzi o wąskie znaczenie tego słowa, sprowadzające się do czysto biznesowego punktu widzenia, ale o jego bardzo szeroki kontekst, obejmujący polityki publiczne i ich ludzki wymiar. Wszystkim chodzi przecież o to, aby rozwój gospodarczy nie odbywał się kosztem środowiska i naszego potencjału, a tworzył podstawy do życia kolejnych pokoleń na Ziemi.

Trochę jednak nabałaganiliśmy już na naszej Ziemi.

Delikatnie powiedziane... To wszystko, co nas teraz dotyka - nie tylko nawalne deszcze i powodzie, brak opadów śniegu lub ich nadmiar, katastrofalne susze - występują znacznie częściej niż niegdyś, także w coraz większej skali. Niestety, jest to skutek tych działań, które zapoczątkowaliśmy w połowie XIX wieku, gdy rozpoczęliśmy na potęgę spalanie paliw kopalnych. W ten bowiem sposób zaczęliśmy uwalniać do atmosfery olbrzymie ilości dwutlenku węgla, który przez miliony lat był akumulowany najpierw w roślinach, a potem węglu, ropie naftowej i gazie. Uwalnianie się, w efekcie spalania paliw kopalnych, gazów cieplarnianych sprawia, że na Ziemi rośnie temperatura. I ta zmiana wpływa na pogłębianie niebezpiecznych zjawisk, rodzi kataklizmy, które nas coraz częściej i boleśniej dotykają.

Jest szansa na odwrócenie tych niekorzystnych zjawisk?

Wciąż jest, nie przekroczyliśmy jeszcze wszystkich czerwonych linii. Musimy jednak do tej problematyki podejść bardzo poważnie oraz konsekwentnie. I to właśnie między innymi tym obszarem polityk publicznych się zajmujemy. Analizujemy np. koszty wprowadzenia - także braku wprowadzenia - różnego rodzaju bezemisyjnych źródeł energii, a więc opartych na wykorzystywaniu energii słońca, wiatru, wody, w jakimś stopniu także biogazu.

Jeśli nie podejmiemy żadnych działań?

Zmiany klimatyczne będą następowały w jeszcze większym zakresie. I będziemy coraz więcej za to płacić. Ostatnio dramatyczne skutki zmian klimatycznych mogliśmy obserwować na przykładzie tego, co działo się w Hiszpanii, na Dolnym Śląsku, czy też w trawionym pożarami Los Angeles. Niosą one ze sobą śmierć, ludzkie dramaty, ale także gigantyczne koszty.

Czy przejście na odnawialne źródła energii pozwoli odwrócić te procesy?

Może nie odwrócić, ale zmniejszyć częstotliwość ich występowania. Odejście od paliw kopalnych jest więc koniecznością. Im szybciej to się stanie, tym lepiej dla nas i środowiska.

Czy jednak OZE są w stanie zastąpić energię pozyskiwaną z klasycznych źródeł. Zapotrzebowanie na energię nie maleje, a rośnie, i będzie rosło.

Wzrost zapotrzebowania na energię jest widoczny. Dostrzegamy również problemy związane z niestabilnością odnawialnych źródeł energii - wiatr nie zawsze wieje odpowiednio mocno, słońce znika za chmurami…

Jest więc jakieś rozwiązanie tego problemu?

Gra technologiczna, która obecnie się toczy, dotyczy przede wszystkim kosztów, nie tylko wytwarzania, ale przede wszystkim przesyłania oraz magazynowania energii. I w tej dziedzinie bardzo wiele się dzieje. Są innowacyjne, niekiedy bardzo abstrakcyjne pomysły, jak układ gigantycznych luster „zawieszonych” w atmosferze ziemskiej, które łapałyby promienie słoneczne, a wytworzona przez nie energia przesyłana byłaby na Ziemię jako skoncentrowana wiązka energii. Te bardziej dostępne pomysły dotyczą np. wykorzystania elektrowni szczytowo-pompowych. Gdy mamy nadmiar energii, woda jest pompowana z dolnego do górnego zbiornika. Gdy jest jej mało, spada z górnego zbiornika do dolnego, napędzając po drodze turbiny elektrowni. To jest bardzo dobry rodzaj magazynowania energii, niestety, bardzo kosztowny. W naszym regionie taką funkcję pełnią np. Elektrownia Porąbka-Żar czy Zespół Elektrowni Wodnych Niedzica.

Budowanie magazynów energii - takich czy innych - jest również obciążeniem dla środowiska.

Niestety, to prawda. Na razie nie mamy wyskalowanego takiego sposobu magazynowania energii, który byłby w pełni opłacalny i zarazem nieszkodliwy dla środowiska. Cały czas zmieniamy technologie, wprowadzamy innowacyjne projekty, ale nie rozwiązujemy całościowo tego problemu. Cała nadzieja w tym, że ten olbrzymi strumień pieniędzy, który jest przeznaczony na te obszary wynalazczości wreszcie doprowadzi nas do przełomu, który sprawi, że energię będziemy mogli pozyskiwać bez szkody dla środowiska i Ziemi.

Prof. dr hab. Łukasz Mamica jest również koordynatorem obszaru badawczego Industrial Policy and Development w międzynarodowym stowarzyszeniu ekonomistów
Prof. dr hab. Łukasz Mamica jest również koordynatorem obszaru badawczego Industrial Policy and Development w międzynarodowym stowarzyszeniu ekonomistów
Archiwum prywatne

Wciąż więc jesteśmy w okresie przejściowym?

Tak. Nie możemy więc powiedzieć, że definitywnie kończymy z tradycyjnymi źródłami energii. Natomiast powinniśmy stopniowo zmieniać podejście do zarządzania energią. Możemy ją dużo bardziej racjonalnie wykorzystywać, np. zmieniając nasze nawyki. Gdy więc Polskie Sieci Energetyczne informują, że jest nadmiar energii, wtedy powinniśmy korzystać z energochłonnych urządzeń domowych, np. pralki, odkurzacza, różnego rodzaju ładowarek, np. samochodowych... Wtedy energii jest bowiem dużo i jest znacznie tańsza. Wielu z nas nie ma o tym bladego pojęcia, a szkoda.

Kiedy jest największe zapotrzebowanie na energię?

Szczyt zapotrzebowania przypada przeważnie około godz. 17, a więc na wczesny wieczór i wieczór. Wtedy też energia może kosztować kilka razy więcej niż w ciągu dnia.

A kiedy jest najtańsza?

W ciągu dnia, zwłaszcza gdy świeci słońce i w nocy.

Wtedy jesteśmy w pracy lub śpimy. Chyba że ktoś pracuje zdalnie lub hybrydowo, albo jest nocnym markiem i nie ma sąsiadów...

Można też nieco zmodyfikować zachowania, zmienić urządzenia na programowalne. Sytuacja zmieni się również wtedy, gdy na szeroką skalę zostaną wprowadzone taryfy dynamiczne.

To znaczy?

Nasz domowy licznik będzie nam wtedy podpowiadał, kiedy energia jest najtańsza, a kiedy najdroższa. Jeśli np. będzie świecił się na zielono, to będzie oznaczało, że warto w tym momencie np. włączyć pralkę, zacząć ładować baterie komórki, samochodu elektrycznego…

Na razie jednak zielonego światełka nie ma.

To prawda. Pozostaje nam więc zmiana nawyków, świadomości oraz promowanie energooszczędnych zachowań.

Takie zachowanie da się przeliczyć na złotówki?

Zrobiliśmy nie tylko stosowne wyliczenia, ale też specjalne badania.

Jak wyglądały?

W badaniach pilotażowych brało udział kilkadziesiąt gospodarstw domowych. Część z nich co tydzień otrzymywała informacje słowno-graficzne, które wskazywały jak oszczędzać energię. Zachowania pozostałych rodzin były tylko monitorowane, zbieraliśmy od nich dane. Okazało się, że wyniki są bardzo, ale to bardzo obiecujące.

Ile więc możemy dzięki tym badaniom zaoszczędzić?

Sporo. Okazało się, że zapotrzebowanie na energię - w przypadku gospodarstw domowych, którym pomagaliśmy - spadło o około 18%. To bardzo dużo.

Może więc eksperyment powtórzyć w nieco większej skali?

Tak właśnie chcemy zrobić. Projekt ten będziemy realizować we współpracy z Akademią Sztuk Pięknych, Akademią Muzyczną oraz Urzędem Miasta Krakowa.

Jak będzie wyglądał?

Wiosną 2025 roku chcemy przeprowadzić, atrakcyjną wizualnie i muzycznie, dużą kampanię społeczną. Oparta będzie o monitory w tramwajach i autobusach, plakaty, strony internetowe, portale społecznościowe. Chodzi o to, aby trafić do jak najszerszego grona mieszkańców Krakowa.

Liczy Pan, że uda się przekonać krakowian do oszczędzania?

Mam taką nadzieję. Jeśli akcja się powiedzie, to na pewno odczują to portfele nie tylko krakowian, ale także Krakowa.

O czym będą te materiały?

Wydaje się, że o sprawach bardzo prostych i oczywistych. Będą odpowiadały na pytania, jak zmienić codzienne nawyki, by żyło nam się nie tylko wygodnie, ale przede wszystkim taniej. Przypomnimy w nich, np. że jeśli coś gotujemy, to powinniśmy zawsze przykrywać garnek przykrywką, nie powinniśmy też wkładać gorących potraw do lodówki, lodówki warto ustawiać w zacienionym miejscu domu, a kaloryfery można skręcić na noc…

I to wszystko?

Tak. Nie są to działania zbyt kłopotliwe ani kosztowne, a przynoszą wielkie oszczędności. Chcemy doprowadzić do tego, aby krakowianom znacząco spadły rachunki za energię.

Dlaczego biorą w nim udział również inne uczelnie? Takie projekty niezwykle rzadko się spotyka.

Chodziło nam o to, aby projekt miał również atrakcyjną oprawę wizualną i dźwiękową, taką, która przykuje uwagę i skłoni do oszczędzania. To zaś może nam zapewnić tylko współpraca z tak zacnymi uczelniami jak Akademia Sztuk Pięknych i Akademia Muzyczna w Krakowie.

Znacznie większe oszczędności energii może przynieść np. ocieplenie budynku. To jednak sporo kosztuje.

Bardzo szybko się jednak zwraca. Niekiedy nawet opłaca się zaciągnąć kredyt, by pokryć koszty ocieplenia budynku. O tym oczywiście decyduje ekonomia. Wspomnę tylko, że na stronie oape.uek.krakow.pl prowadzimy kalkulator, który wskazuje, ile kosztuje ogrzewanie domu różnymi typami energii i jak duże są oszczędności po wykonaniu termomodernizacji.

Jak więc są duże?

Kompleksowa termomodernizacja oznacza prawie trzykrotny spadek zapotrzebowania na energię. Zainwestowane w jednym roku pieniądze szybko nam się więc zwrócą. W ten sposób spalamy mniej paliw kopalnych, a mamy wyższy komfort cieplny w domu. Zyskujemy nie tylko my, ale także sąsiedzi oraz środowisko, których nie trujemy.

Energii odnawialnej nam nie brakuje. Czy jednak potrafimy ją „złapać”, zmagazynować i wykorzystać?

To bardzo skomplikowana sprawa. Wspomnę np. o wiatrakach, bardzo zresztą mocno związanych z politykami publicznymi. Rozwój farm wiatrakowych, które 8, 9 lat temu bardzo dynamicznie się rozwijały, został praktycznie zahamowany z powodu wprowadzenia regulacji, która mówiła, że wiatraki mogą być budowane w odległości od zabudowań, form ochrony przyrody i leśnych kompleksów równej dziesięciokrotności ich wysokości. To sprawiło, że w polskich warunkach, gdzie mamy dosyć rozproszoną zabudowę, miejsca pod takie farmy praktycznie zniknęły. Teraz przygotowujemy się do pewnej zmiany - tak jak w większości państw europejskich budowa wiatraka będzie prawdopodobnie możliwa w odległości 500 m od zabudowań. Ta odległość jest już rozwiązaniem akceptowalnym. Gdy więc wprowadzimy te zmiany to uwolnimy spore tereny pod nowe inwestycje. Nadzieje niosą też wielkie farmy wiatrakowe, które mają powstać w naszej części Morza Bałtyckiego. Takie wielkoobszarowe farmy wiatrowe buduje m.in. Orlen.

Mamy też energię jądrową.

To prawda. Jednak, patrząc w przyszłość, najlepszym rozwiązaniem byłaby fuzja jądrowa. To obiecująca i bardzo bezpieczna technologia. Aby zobaczyć, ile potencjalnie może przynieść energii, wystarczy spojrzeć na Słońce. Niestety, jej „poskromienie” to wciąż pieśń przyszłości.

W warunkach laboratoryjnych już się ją udaje przeprowadzić…

Na razie jednak więcej energii dostarczamy, aby uzyskać fuzję, niż z niej otrzymujemy. Badania są jednak bardzo obiecujące, więc to prawdopodobnie tylko kwestia czasu, kiedy uda nam się opracować odpowiednią technologię. Wtedy zaś problem z brakiem energii powinien zniknąć. Dodam tylko, że to w pełni kontrolowalna i czysta energia. Jest też dużo bezpieczniejsza od energii jądrowej, którą obecnie stosujemy.

Proces dekarbonizacji jest więc nieodwracalny?

Tak. Zdecydowanie odchodzimy od spalania. Robi to większość państw zachodniej Europy. Mocno stawia na to również Unia Europejska.

Decyduje o tym tylko ochrona środowiska?

Nie tylko. Decyduje także o tym czysto biznesowa kalkulacja. Bez taniej energii, jako Polska, nie jesteśmy w stanie zachować konkurencyjności. W tej chwili mamy bardzo drogą energię, nie tylko w stosunku do Stanów Zjednoczonych, ale również do zdecydowanej większości państw zachodniej Europy. Oczywiście są kraje, gdzie ta energia jest droższa, ale generalnie w Polsce mamy bardzo drogą energię. To zaś wpływa na konkurencyjność wielu sektorów przemysłu, szczególnie mocno tych najbardziej energochłonnych. Wspomnę przy tej okazji, że jeśli koszty energii są zbyt wysokie, to żadna firma nie wybierze naszego kraju na lokalizację swoich inwestycji, wybierze kraje, gdzie dostęp do energii jest tańszy. Tak więc bez rozwiązania tych problemów w sposób kompleksowy daleko nie „zajedziemy”.

Musimy więc zaprzyjaźnić się z OZE?

Tak, to tylko kwestia czasu. Tu nie ma już dyskusji o tym czy powinniśmy czy nie powinniśmy tak zrobić. Nie mamy wyjścia - musimy. To wyścig globalny. Kto to szybciej zrozumie, ten wygra. Wystarczy spojrzeć na to co teraz robią Chiny.

Największy truciciel atmosfery inwestuje w zieloną energię?

Chiny przeznaczają miliardy dolarów na rozbudowę źródeł energii odnawialnej.

Dlaczego?

Bo to się opłaca. Chińczycy już jakiś czas temu zdali sobie sprawę z tego, że koszty niepodejmowania takich działań będą gigantyczne. W Chinach coraz dłuższe są np. okresy, w których są bardzo wysokie upały. Rośnie więc liczba urządzeń do klimatyzacji, zaczyna brakować prądu. Nie tylko dla ludzi, ale również dla przemysłu. A sprawy tej nie załatwi energetyka oparta na wodzie, gdyż tej również jest coraz mniej. To oznacza kłopoty z dostarczeniem odpowiedniej ilości energii dla intensywnie rozwijającego się przemysłu - zarówno tradycyjnego, jak i związanego z najnowocześniejszymi, innowacyjnymi technologiami.

Zmiany klimatu zmuszają wszystkich do coraz bardziej radykalnych działań?

Wszystkich, bez wyjątku. Koszty zaniechania procesu dekarbonizacji byłyby gigantyczne, nie do oszacowania.

Gdy jednak spojrzymy na wykresy, które wskazują ilość dwutlenku węgla trafiającego do atmosfery oraz spalanie, to one szybują.

To prawda. Pną się bardzo stromo. Jest gorzej. Spalamy coraz więcej paliw kopalnych w skali świata.

A przecież powinno być lepiej.

Europa robi wiele, aby zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Wydaje się więc, że spora część świata żyje, jak gdyby nie widziała nadciągającej katastrofy.

Do kiedy mamy czas na działanie?

Trudno to przewidzieć. Wspomnę tylko o lodowcach. Gdy zaczęto alarmować, że się topią, niewielu na to reagowało. Teraz jest już, w wielu przypadkach, za późno. Popatrzmy w tym kontekście np. na północne Włochy. Dolina Padu - bardzo żyzna, przez setki lat była spichlerzem Italii - latem zasilana była wodą z topniejących powoli lodowców. Zapasy te jednak się już praktycznie stopiły. Wody w rzekach jest coraz mniej lub niekiedy prawie jej nie ma. Region nawiedzają katastrofalne susze. Obniżony poziom wody w rzekach sprawił, że ich korytami - co gorsze - na tereny rolnicze wdziera się słona woda morska. Niszczy glebę, niszczy uprawy. Dopiero teraz wszyscy zaczynają sobie z tego zdawać sprawę. Wciąż jednak powtarzamy, że technologie odnawialne są drogie…

Patrząc na to globalnie.

Bardzo łatwo dojść do wniosku, że opłaca się finansowo rozwiązać ten problem i zatrzymać zmiany klimatu. Później mogą one być nieodwracalne.

- To rzeźby, które są odlane z przetopionych aluminiowych puszek. Mają kilkadziesiąt cm i są autorskim przetworzeniem zastanej rzeczywistości - mówi prof. Łukasz Mamica
- To rzeźby, które są odlane z przetopionych aluminiowych puszek. Mają kilkadziesiąt cm i są autorskim przetworzeniem zastanej rzeczywistości - mówi prof. Łukasz Mamica
Archiwum prywatne

Zmieniają się również prądy w oceanach.

Niestety, i takie obserwacje również poczyniono.

Nadciąga kolejne katastrofalne zjawisko?

Są takie modele, które wskazują, że być może na Atlantyku, w perspektywie kilkudziesięciu lat, może zostać zaburzony ruch Golfstromu, ciepłego Prądu Zatokowego, który ogrzewa m.in. Wielką Brytanię. Gdyby tak się stało, to Wielka Brytania może gwałtownie, w ciągu kilkudziesięciu lat, wejść w epokę lodowcową.

Do pewnych zmian człowiek, jako gatunek, przystosowywał się setki tysięcy lat. Teraz trzeba to robić znacznie szybciej?

Być może. Przekonamy się o tym za kilkadziesiąt lat. Na razie mamy jeszcze czas na reakcję. Widzę też, że rośnie świadomość proekologicznych zachowań. Dam taki przykład - transport lotniczy jest w tej chwili najbardziej nieefektywny pod względem obciążenia środowiska naturalnego. W krajach skandynawskich powstało nawet specjalne określenie na wstyd związany z lataniem na krótkie odległości. We Francji zakazano już lotów tam, gdzie można w stosunkowo krótkim czasie dojechać pociągiem.

To oznacza, że w Polsce nie będzie można w ogóle latać?

Może do tego dojść. Jeżeli będzie szybka, sprawna i bezpieczna kolej, to nie będzie potrzeby wzbijania się w powietrze. I czasowo i ekonomicznie - nie będzie to opłacalne. Już teraz, gdy porównamy czas lotu z Krakowa do np. Warszawy z przejazdem szybkim pociągiem, to powoli lot nie ma sensu.

A chodzenie w rzeczach używanych ma sens?

Tak. W ten sposób oszczędzamy nie tylko surowce, materiały, ale także wodę, energię… Na szczęście coraz mocniej na to zwraca uwagę młode pokolenie. Ubieranie rzeczy używanych przestaje być „obciachem”, a staje się powodem do dumy. Chodzimy przecież w czymś, co jest unikatowe, starsze. Moda się zmienia, a to ma olbrzymie przełożenie na zasoby, którymi dysponujemy. Teraz często coś wyrzucamy, bo nam się przestało podobać, bo firmy wmawiają nam, że to jest już niemodne. Wszystko to doprowadza do tego, że niszczymy środowisko. Stąd też warto wspierać np. second handy, które pozwalają na drugie, trzecie, a nawet niekiedy czwarte życie odzieży, zmniejszając de facto obciążenie środowiska.

Dotyczy to również tak drobnych spraw jak picie wody z kranu?

Nie są to takie drobne sprawy… W ten sposób oszczędzamy przecież miliardy litrów wody. Szczególnie ma to znaczenie w Krakowie, gdzie w kranach mamy idealną jakościowo wodę. To również jest oczywiście kwestia odpowiedniego promowania - piję wodę z kranu bo jest lepsza, piję wodę z kranu bo jest tańsza... Tak, krakowska woda jest zdrowsza i tańsza niż ta butelkowana. To jednocześnie oznacza, że mniej plastiku trafia do środowiska.

Do tego potrzebni są jednak odpowiednio wykształceni ludzie!

I tacy właśnie są absolwenci prowadzonego przez nas kierunku Gospodarka Energetyczna i Zrównoważona Transformacja. Kolejnym wymiarem naszej pracy jest tzw. ekonomizacja procesów. Kształcimy takie osoby, które potrafią np. liczyć ślad węglowy. Do tej pory ich nie było na rynku, a regulacje unijne coraz częściej wymagają, aby określać, ile dwutlenku węgla zostało wyprodukowane, aby mogła powstać np. butelka plastikowa. To wymaga specjalistów, którzy będą rozumieć tę problematykę i zarazem obsługiwać specjalistyczne bazy danych. Niedługo już tego typu raportowanie będzie dotyczyło nie tylko firm notowanych na giełdzie. Jako uczelnia odpowiadamy na te trendy i zarazem potrzeby.

Absolwentom, którzy ukończyli studia na wspomnianym, koordynowanym przez katedrę kierunku, nie grozi więc bezrobocie?

Wręcz przeciwnie. Już teraz są rozchwytywani na rynku. I dodam, że zapotrzebowanie na ich specjalistyczną wiedzę będzie rosło. Widać to m.in. po ogłoszeniach o pracę. Tych kompetencji w tej chwili brakuje na rynku.

Dlaczego?

Do tej pory nikt na rynku nie kształcił w tym zakresie, nie było takiej potrzeby. Chodziło przecież tylko o to, aby rozwijała się gospodarka. Niewielu patrzyło na koszty tego rozwoju.

Kwestie środowiskowe schodziły na drugi plan?

Tak. Środowisko było traktowane jako wolny zasób, taki, który możemy dowolnie eksploatować, wykorzystywać bez żadnych konsekwencji. Teraz okazuje się, że nie jest tak.

Niedługo prawdopodobnie będzie również liczony ślad wodny…

I to związane jest z kurczącymi się zasobami dobrej, słodkiej i czystej wody. Mamy jej coraz mniej, tak na świecie jak i w Polsce. Okazuje się, że za niskie jej zasoby odpowiadają błędy z minionych lat - melioracja, osuszanie bagien, likwidowanie jezior i stawów, regulowanie rzek. Próbujemy to odwracać i na wsiach, i w miastach. Wszystko po to, aby unikać katastrofalnych powodzi.

Ochronę środowiska ma Pan nie tylko w sercu, ale także w artystycznej duszy...

Myślę, że można tak powiedzieć. Nie ukrywam, że naukowa część mojej działalności jest mocno związana z artystyczną sferą życia. To wprawdzie inny rodzaj aktywności, ale na pewno dotykający tej tematyki, którą zajmuję się zawodowo.

Ma też związek z podróżami.

Z podróżami i jazdą na rowerze po Polsce. To podczas tych wypraw zauważyłem, że w przydrożnych rowach jest dużo aluminiowych puszek. Nie wiem z jakiego powodu ludzie je tam wyrzucili, przecież są kosze na śmieci, ale były tam. Zacząłem je zbierać. I ten nadmiar materiału był dla mnie inspiracją… W ten sposób powstały Re-formy.

Dość zagadkowe określenie.

To rzeźby, które są odlane z przetopionych aluminiowych puszek. Mają kilkadziesiąt cm i są autorskim przetworzeniem zastanej rzeczywistości. To również pokazanie, że „odpad” tak naprawdę jest bardzo szlachetnym materiałem. W dodatku takim, który nie podlega upływowi czasu. W sztuce odnoszę się więc do problemów, tak zresztą jak i w pracy naukowej, które uważam za istotne dla mnie, ale także dla świata.

Jakie treści uchwycił Pan np. w ostatnim cyklu rzeźb Morza Mody?

Tworząc cykl MOMO, czyli Morza Mody, nawiązałem do m.in. jednej z największych katastrof ekologicznych, do jakich doszło na naszym globie. Myślę tu o wyschnięciu Morza Aralskiego w Uzbekistanie. Gdy w latach sześćdziesiątych XX wieku wodę z kilku rzek, m.in. Syr-darii i Amu-darii, przekierowano na pustynię, by nawadniać pola, na których uprawiano bawełnę, morze zaczęło wysychać. W ciągu kilkudziesięciu lat doprowadziliśmy do praktycznego zaniku tego jeziora. W tym, co z niego pozostało, nie ma już praktycznie życia, gdyż tak wysoki jest tam poziom zasolenia. W ten sposób zniszczyliśmy potężny ekosystem, wszystko przez ludzkie widzimisię oraz modę na... ekologiczną, bawełnianą odzież.

To niejedyne nawiązanie do rzeczywistości.

Na pustyni Atakama w Chile powstaje ogromne wysypisko ubrań. Tak gigantyczne, że widać je na zdjęciach lotniczych, a pewnie także z kosmosu. Widzimy tam setki tysięcy ton ubrań z całego świata. Trafiły tam, bo nie zostały sprzedane. Często są to ubrania, które zostały wykonane z poliestru, czyli materiału, którego rozpad będzie trwał nawet do 200 lat. To gigantyczny „pomnik” ludzkiego marnotrawstwa - produkujemy ogromną liczbę niepotrzebnych rzeczy, wykorzystujemy do tego olbrzymią ilość bezcennej energii, wykorzystujemy rzadkie zasoby. I wszystko po to, aby trafiło na ten wielki śmietnik.

Te rzeźby pełnią również inną rolę.

To nie tylko dzieła sztuki, które pobudzają kreatywność odbiorcy. Postumenty pod rzeźby są jednocześnie pojemnikami, do których można wrzucić kolejną puszkę…

Wystawa niezwykłych dzieł prof. Łukasza Mamicy odbyła się w krakowskim Kinie Kijów.
Wystawa niezwykłych dzieł prof. Łukasza Mamicy odbyła się w krakowskim Kinie Kijów.
Archiwum prywatne
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska