Gospodarze byli zdecydowanym faworytem w starciu z beniaminkiem z Przybysławic, ale początek był zaskakujący. To goście kilka razy odważnie zaatakowali, zmusząjąc Dominika Zawartkę do wysiłku. Ten jednak za każdym razem spisywał się bez zarzutu. - Taki mieliśmy plan. Wiedziałem, że Proszowianka raczej nie strzela bramek na początku. Dlatego my chcieliśmy to zrobić. Mieliśmy tym razem nie być lisem, a lwem. I dlatego zaatakowaliśmy. Mieliśmy swoje okazje, ale ich nie wykorzystaliśmy i zostaliśmy skontrowani - mówił trener gości Łukasz Michalczyk.
Lew z Przybysławic zaryczał zatem kilka razy, ale animuszu starczyło mu na pół godziny. Gospodarze doszli bowiem do wniosku, że nawet mecz z outsiderem sam się nie wygra i wzięli do boiskowej pracy. Efekty przyszły błyskawicznie. W odstępie czterech minut do siatki trafili Michał Tyrka, Dawid Wrona i Piotr Dębski. Wszyscy strzelając z obrębu pola karnego.
- Strażak zagrał odważnie, chcieli grać w piłkę, odważnie, ale to była woda na nasz młyn. Brakło im umiejętności, żeby strzelić bramkę, to myśmy to z premedytacją zrobili - ocenił z kolei trener gospodarzy Mariusz Szarek, dla którego był czwarty ligowy mecz, który obejrzał z trybun. To efekt kary nałożonej na szkoleniowca za jego zachowania podczas meczu z Grębałowianka. W tych spotkaniach zespół zdobył 10 punktów (3 wygrane i remis). - Piłkarze śmieją się, że te punkty to zasługa naszego kierownika Artura Jędrysa - kończy szkoleniowiec, który na trenerska ławkę wróci dopiero wiosną.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 22
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska