https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przed świętami na kozetkę

Katarzyna Janiszewska
Dorośli ludzie mówią, o co im chodzi, a nie czekają na domysły. Myślenie, że para ma się porozumiewać bez słów, jest nierealistyczne - podkreśla terapeutka
Dorośli ludzie mówią, o co im chodzi, a nie czekają na domysły. Myślenie, że para ma się porozumiewać bez słów, jest nierealistyczne - podkreśla terapeutka Wojciech Matusik
Piotrek i Magda (oboje lat 30, dwa lata po ślubie, od siedmiu lat razem): on zawsze lubił stawiać na swoim. Od dziecka na święta wyjeżdżał do babci. Po ślubie ani myślał rezygnować z tej pięknej tradycji. Rodzinne spotkanie przy suto zastawionym stole, biesiadowanie do późnej nocy - to coś, czego w święta nie mogło zabraknąć.

Ona ten czas spędzała bardziej kameralnie, bo tylko z rodzicami. Ale też nie w smak było jej to zmieniać. Chciała jak dawniej spędzać święta u siebie. Do tej pory podporządkowywała się woli męża. Teraz tupnęła nogą i powiedziała: dosyć!

Problem nr 1: u kogo święta?
Mały, schludny gabinecik w jednopiętrowym domku na obrzeżach Krakowa budzi zaufanie. Jasne ściany, miękkie fotele, szafka, a na niej fikus w doniczce. Niczego więcej, co mogłoby rozpraszać uwagę. Pani psycholog sprawia wrażenie osoby gotowej wysłuchać każdego problemu.

- Na początek chciałabym, żeby pani popatrzyła na męża i zapytała, dlaczego mu tak zależy, żeby święta były u niego - zagaja miękkim, spokojnym głosem. Dla Piotra sprawa jest prosta: zawsze z rodzicami i siostrą wyjeżdżał do babci, do Torunia. Inni krewni, którzy założyli swoje rodziny, też przyjeżdżali.
- Taka tradycja - mówi Piotrek i zapada się głęboko w fotelu. - Rodzina zawsze wciągała nowe osoby. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. A żona nie ma tradycji wielkich, rodzinnych zjazdów. Spędza święta tylko z rodzicami. Łatwiej jej będzie zrezygnować.

Terapeutka: To bardzo ciekawe, dlaczego panu się tak wydaje. Gdyby racjonalnie do tego podejść, to jeśli państwa zabraknie w domu żony, rodzice będą sami. A w pana rodzinie, nawet jak was nie będzie, zostanie sporo osób. Każdy z was ma inny sposób na przeżywanie świąt. Na razie jesteście na etapie, że jego model lepszy. Nie wypracowaliście wspólnego. Każdy chce przeciągnąć na swoją stronę. To naturalne, bo każdy z nas jest lojalny wobec swojej rodziny. Jak pan postąpi inaczej w tym roku, będzie się pan czuł winny. Podobnie pani. Dlatego trudno wam ustąpić. Co pan na to?

Problem nr 2: żona nie umie gotować!
Piotr pomyślał o złocistym karpiu, którego robi babcia, pachnącym żurku mamy, półmiskach ciast i… skromnych kulinarnych umiejętnościach żony. Jeśli to ona zabierze się za przygotowanie wigilijnej kolacji, z celebrowaniem jedzenia będzie krucho. O tradycyjnych 12 potrawach, które w jego rodzinie zawsze są na stole, też może zapomnieć.

- Jak zostaniemy na święta w domu, to będę jadł barszcz z torebki - zasępił się Piotrek. - W pracach domowych żona średnio sobie radzi. Gorący kubek i mrożonki to szczyt jej możliwości. Jadamy na mieście, bo żona nie ma kiedy gotować. Najważniejsza zawsze jest praca!
- Ale przecież nie mogę robić wszystkiego - odparła z irytacją Magda. - Całe przygotowania spadają na moją głowę. Mąż nigdy nie uczestniczy w świątecznych porządkach. Niech mi trochę pomoże: odkurzy, wyniesie śmieci. Albo chociaż nie bałagani.

Terapeutka: Chcę, żeby się pani zastanowiła i poprosiła o to, co jest naprawdę ważne. I nie eskalowała próśb. Konkretnie: co mąż ma robić. Czy wystarczy, żeby nie bałaganił? Czy ma pomagać sprzątać? Niech pani popatrzy na męża i powie: proszę, wkładaj skarpetki do kosza. Pan ma jasność co do życzeń żony? Wie pan, co to znaczy nie bałaganić?

Piotr: Byle mnie tym sprzątaniem nie nadwyrężała. Nie czuję się do tego stworzony. Mogę odkurzać, ale od święta. Problem w tym, że ja mam naturę bałaganiarza. Taka cecha charakteru. A żona jest pedantką. Nie robię jej specjalnie na złość. Jak sobie o skarpetkach przypomnę, to odniosę. Nie wiem, czy to jest kwestia genów, czy wychowania. Bałagan sam się robi. Żona powinna wyluzować. Oboje mamy porywcze charaktery i kłócimy się o głupoty.

Terapeutka: To, że państwo tak się dobraliście pod względem porządku, to ogromna wartość. Bo pani się może nauczyć trochę bałaganiarstwa, luzu, a pan porządku. Każdy może te skrajne cechy zbliżyć do dobrego środka. Ale to wymaga zaangażowania.
Problem nr 3: on nawet w święta pracuje
Jakby problemów było mało, oboje mają sobie za złe, że za dużo pracują. Ona u rodziny męża czuje się wyobcowana. Zarzuca mu, że nawet na święta bierze laptopa. I zamiast z nią porozmawiać, iść razem na spacer czy wspólnie obejrzeć film, godzinami siedzi z nosem w monitorze.
- Wyolbrzymiasz! - broni się Piotrek. - Prawie cały czas spędzamy razem. Mam firmę i muszę trzymać rękę na pulsie. Ty też często pracujesz, nawet jak masz wolne.

Terapeutka: Pani przedstawiła swój punkt widzenia. Nie może pan mówić: wyolbrzymiasz, bo nie słucha pan wtedy, co mówi żona. Pani twierdzi: nie umiemy razem spędzać czasu, a pan mówi: umiemy. Istotne jest, że się w tym nie zgadzacie. Jak ludzi pochłania firma, to znaczy, że coś zastępuje. Pełni funkcję nie tylko pracy, ale też czegoś innego. Jeśli państwu trudno być razem, to kłótnie bardzo fajnie działają. Pan czuje żonę, żona pana. Na pewno was to zbliża. Są emocje dzięki temu. Na razie kłótnie są bardzo potrzebne.

Problem nr 4: nietrafione prezenty
No i jeszcze te prezenty, takie typowo użyteczne, bez krztyny polotu. W zeszłym roku dostała od niego komplet filiżanek, dwa lata temu teflonową patelnię. Trudno o bardziej nietrafiony prezent, biorąc pod uwagę, jak rzadko bywała w kuchni… - Teraz chcę coś bardziej romantycznego - wypaliła. - Mogą być perfumy albo muślinowa haleczka.

- Bardzo się cieszę, że tak otwarcie pani o tym powiedziała - pochwaliła terapeutka. - W każdej rodzinie jest inny model tego, jakie mają być prezenty. W jednej praktyczne, w innej romantyczne. To bardzo ważne, żeby o tym wyraźnie mówić, bo państwo musicie się siebie nawzajem uczyć. Mąż dostał instrukcje, że ma szukać haleczki, to będzie szukał. Mógł tego wcześniej nie wiedzieć. - Mógł się domyślić.

- Nie da się domyślić - stwierdziła autorytatywnie. - Dorośli ludzie mówią, o co im chodzi, a nie czekają na domysły. Myślenie, że para ma się porozumiewać bez słów, jest nierealistyczne, to iluzja. Trzeba mówić o swoich potrzebach, zadawać pytania. A pan był z prezentów zadowolony? To niech pan popatrzy na żonę i powie: dziękuję ci żono, że takie prezenty mi robiłaś.
Rozwiązanie
Terapeutka: Przyszedł czas, abyście państwo wypracowali wspólny model. O ile chcecie być razem. Chciałabym, żeby każde z was pomyślało, jak zorganizować te święta. Ale nie jak do tej pory, tylko według nowego schematu, w którym jest uwzględniona pani rodzina, pana rodzina i wy. Jakie macie pomysły? Każdy musi coś odpuścić. Do zagospodarowania są trzy dni. Całkiem sporo.

- No to może wigilia u mnie, a pozostałe dwa dni u ciebie - zaproponowała ona.
- Ale Kraków i Toruń dzieli spora odległość - kręcił nosem mąż. Samochodem kilka godzin. Takie święta w rozjazdach są męczące. To może spróbować czegoś zupełnie nowego? Wyjechać razem na te trzy dni, odpocząć, rozerwać się. Na Słowację, na ciepłe źródła. Albo jeszcze inny wariant: spędzać święta na przemian, rok tu, rok tam. A może uda się przekonać rodziców, żeby pojechali do babci Piotra?

Terapeutka: Warianty są takie: albo ja wygrywam, albo ty wygrywasz, albo idziemy na kompromis i każdy trochę rezygnuje, albo próbujemy czegoś całkiem nowego. Ryzykownym podejściem jest wariant, że ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa. Jedna osoba musi się podporządkować, nie ma więc poczucia wspólnoty. W ten sposób możecie przegrać związek. Szukając kompromisu, będziecie budować wasze relacje.

Piotr doszedł w końcu do wniosku, że trochę winy jest po jego stronie. I że trzeba iść na ustępstwa, na które wcześniej nie chciał się zgodzić.

- Ta rozmowa pomogła mi zrozumieć, że mogę być postrzegany jako egoista - przyznał. - Więc na pewno pójdę na kompromis. A jaki? Do świąt jest trochę czasu. Każda z tych opcji jest do rozważenia.
Magda dalej nie była przekonana. Bo skoro wcześniej nie udało się pogodzić różnych oczekiwań, to teraz nagle się uda?

Terapeutka: Nie zajmujmy się przeszłością. Dziś wypracowujecie rozwiązanie. Jestem za tym, by myśleć o przyszłości, a nie rozlewać żale. Rozumiem, że ma pani pretensje do męża, ale to nic nie da. Jeżeli mąż zaczyna iść na kompromis, to trzeba klaskać w ręce, a nie wyrzucać mu, że wcześniej nie szedł. Pretensje powodują wycofanie. Pani się na to godziła. To jest pani odpowiedzialność, że nie tupnęła nogą wcześniej. A męża, że bardziej myślał o sobie, niż o was. Pan się oferuje. Może pani popatrzeć na męża? Co pani myśli? Z czym pani kończy to spotkanie?

Mówiąc serio
Kończę z portfelem lżejszym o 90 złotych. Tyle kosztowało godzinne spotkanie. To i tak 30 zł taniej niż w innych poradniach. I termin się znalazł, choć musiałam trochę nakłamać. Do głowy mi nie przyszło, że przed świętami terapeuci są tak oblegani.

- To gorący okres, mogę panią wpisać najwcześniej za trzy tygodnie - usłyszałam próbując się umówić na wizytę w jednym z gabinetów. Na szczęście nie mamy takich problemów. Święta spędzamy wspólnie z rodziną moją i męża. Nigdy nie dostałam od niego teflonowej patelni! Ale może jakaś inna para zobaczy w tekście odbicie swoich problemów i uda się jej znaleźć kompromis?

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska