Sprawdził się czarny scenariusz dla mieszkańców ul. Marcinkowickiej w Nowym Sączu. Pomiędzy domami rodziny Rośków i Zipserów uruchomiono bezdotykową myjnię samochodową.
- Skończyła się nasza sielanka. Hałas dochodzący z myjni jest nie do zniesienia. Weekendu w ogrodzie już nie spędzimy - żali się Mariusz Rosiek.
Siedem lat temu wyprowadził się z żoną z blokowiska do spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych, żeby odpocząć od hałasu. - A teraz urzędnicy zgotowali nam takie piekło - dodaje pan Mariusz.
Ustalali warunki
Sąsiadujący ze sobą Rośkowie i Zipserowie latem ubiegłego roku dowiedzieli się, że na działce między ich domami ma powstać myjnia samochodowa. Inwestor miał nawet zabrać ich do Brzeznej i pokazać, jak ona będzie wyglądać.
- Wyobraziłam sobie hałas, zapach detergentów w powietrzu i zachlapane okna - wspomina Beata Zipser. Na otwartą myjnię, w formie jedynie zadaszonej wiaty nie chciała wyrazić zgody. Zastrzeżenia przekazała do Wydziału Architektury i Budownictwa w Nowym Sączu.
- Byliśmy przeciwko tej inwestycji, ale urzędnicy nas przekonywali, że myjnia nie będzie dla nas uciążliwa - mówi Mariusz Rosiek. Opowiada, że podczas ich spotkania w Wydziale Architektury, dyrektor Mirosław Trzupek osobiście szkicował, jak myjnia będzie wyglądać. - Przekonywał, że będzie mieściła się w zamkniętym budynku. Jego pracownik podał nawet jako przykład, żeby nam to zobrazować, myjnię przy ul. Węgierskiej obok stacji paliw - relacjonuje Mariusz Rosiek.
Dlatego sąsiedzi zgodzili się na inwestycję obok swoich domów. Uspokoił ich zapis w warunkach zabudowy, który mówił, że myjnia ma być „zabudowana pełnymi, murowanymi przegrodami i zadaszona”.
- Zwłaszcza, że wielokrotnie dopytywaliśmy jeszcze później urzędników, czy to oznacza, że przegrody myjni, między które wjeżdżać będą samochody, będą miały murowane ściany. Zapewniano, że tak - mówi Rosiek.
Gdy na początku kwietnia ruszyła budowa, dowiedział się, że inwestor otrzymał zgodę na myjnię w formie wolno stojących wiat. Od nich domy Zipserów i Rośków miały być oddzielone jedynie murem.
Naruszone prawo
- Czujemy się oszukani. Dyrektor negocjował z nami warunki budowy, a później podpisał zgodę na powstanie zupełnie innej myjni. Naszym zdaniem sprzecznej z zapisami warunków zabudowy - mówi Rosiek, który swój sprzeciw wyraził w pismach wysłanych do prezydenta miasta i wojewody.
Zanim Zipserowie i Rośkowie doczekali się reakcji ze strony Urzędu Wojewódzkiego, inwestor dokończył budowę myjni. - Uspokoiliśmy się jednak, że do jej otwarcia nie dojdzie, gdy 15 września otrzymaliśmy od wojewody pismo, w którym stwierdził nieważność decyzji o zatwierdzeniu projektu budowlanego myjni.
Wydał też postanowienie o wstrzymaniu wykonania decyzji o pozwoleniu na budowę - opowiada Rosiek.
Wojewoda uznał, że zezwolenie na budowę myjni w formie wolno stojących wiat narusza przepisy prawa budowlanego. Mając taki dokument w ręce, Rośkowie i Zipserowie liczyli, że prędzej doczekają się rozbiórki powstałego obiektu, niż jego uruchomienia.
- Tymczasem tydzień później myjnię otwarto i rozpoczął się horror, którego próbowaliśmy uniknąć - mówi Beata Zipser, skarżąc się na uciążliwe sąsiedztwo działającej przez całą dobę myjni.
- Mur, który wybudowano w granicach naszych działek, nie chroni nas ani od hałasu, ani od detergentów, które, gdy tylko zawieje silniejszy wiatr, lądują na szybach naszego domu - mówi Zipser.
Zdaniem mieszkańców Marcinkowickiej władze miasta powinny natychmiast nakazać zamknięcie myjni.
- Kto w ogóle wydał pozwolenie na otwarcie? Miasto w pierwszej kolejności powinno dbać o interes mieszkańców, a tymczasem urzędnicy nas lekceważą - oburza się Mariusz Rosiek.
Myjnia może działać
Agata Sajdak, właścicielka myjni mówi jedynie, że działa zgodnie z przepisami i pozwoleniami, a od niekorzystnej decyzji wojewody przysługuje jej odwołanie.
Krzysztof Marcinkiewicz, rzecznik prasowy Urzędu Wojewódzkiego, zastrzega, że decyzja wojewody nie jest ostateczna i wpłynęło już od niej odwołanie do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Warszawie. Zaznacza jednak, że od chwili wejścia w życie postanowienia wojewody, nie mogła być wydana decyzja o pozwoleniu na użytkowanie myjni. - Jeśli jednak Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał zgodę wcześniej, czyli przed datą wstrzymania wykonania pozwolenia na budowę, myjnię można było uruchomić - dodaje Marcinkiewicz.
Jak nas informuje Krzysztof Witowski, rzecznik prasowy prezydenta miasta, tak właśnie w tym wypadku było, bo 9 września inwestor złożył do PINB kompletną dokumentację związaną z zakończeniem robót budowlanych. - Zgodnie z przepisami po 14 dniach mógł przystąpić do użytkowania obiektu - mówi rzecznik. Dodaje, że nadzór budowlany nie miał podstaw do wniesienia sprzeciwu. Nie ma też w tym przypadku podstaw do zamknięcia myjni.
Dalsze losy inwestycji i mieszkańców zależą więc teraz od decyzji Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego.