Podejrzewam, że dla zawodowego reżysera jest to tylko sprawa odczucia wielkości sceny. Jeśli poczuje, że coś, co jest dookoła niego, też może być sceną, może się tak zdarzyć! I tak naprawdę "wszystko może być sceną". Jeśli ktoś ma w sobie wyobraźnię, a w ręku "moc sprawczą", to może umiejętności reżyserskie spożytkować tak, że u obserwatorów, którzy z różnych powodów znajdą się w obrębie oddziaływania takiego zdarzenia, czyli mogą z obserwatorów stać się uczestnikami, uznany zostanie niechybnie za zaskakującego demiurga pomysłów niekonwencjonalnych. Takich, jak powiedzielibyśmy
w Polsce, stworzonych "z ułańskiej fantazji"! Ale jestem pewny, że w świecie zawodowym nie dzieje się to na zasadzie improwizacji. Chyba że... szczegółowo przygotowanej.
Takie zaskoczenie przeżyłem, gdy byłem kilka lat temu jurorem na moskiewskim festiwalu i zobaczyłem, jak Nikita Michałkow, dyrektor tego festiwalu, ale też aktor i reżyser, o którym mówi się,
że jest "carem rosyjskiego kina", w czasie końcowego bankietu zamienił plac Czerwony w gigantyczną restaurację! Wiem, to nawet trudno sobie wyobrazić, ale tak było. Brałem w tym udział wraz z tłumem zdumionych i zachwyconych ludzi!
Na całym placu Czerwonym stały stoliki, wóda lała się w sposób nieograniczony, a chór Aleksandrowa stał pod kremlowskimi murami i śpiewał. Pamiętam, że Meryl Streep, która też w tym brała udział, wprost oszalała z zachwytu. A Nikita wraz z ojcem, który jest autorem różnych hymnów i przez wszystkie chyba epoki był i jest świetnie notowanym twórcą, przechadzali się między stolikami
w admiralskich czapach i kłaniali na prawo i lewo co znamienitszym gościom. I tak siedzieliśmy przy stolikach... na placu Czerwonym! A obok Lenin leżał w swoim mauzoleum! Ta sytuacja przerastała każdy znany dotychczas stereotyp na ten temat. Jakąż więc siłę, nawet polityczną, nie tylko reżyserską, musi mieć Nikita Michałkow, że to mu się udało! Albo jaka jest siła i potrzeba reklamy, że dla niej można zrobić "wszystko"?
A jak Meryl Streep odbierała na tym samym festiwalu Nagrodę im. Konstantego Stanisławskiego...
to dopiero było wyreżyserowane przez Michałkowa! W najdrobniejszych szczegółach! Sprowadził do Moskwy nawet prawnuczka Stanisławskiego, by jej tę nagrodę wręczył. Małego kilkuletniego chłopczyka, mieszkającego na stałe w Londynie i tam uczącego się śpiewu w angielskiej szkole. A gdy ów kilkulatek zaśpiewał aktorce przy tej okazji swoim ślicznym dziecięcym czystym głosem "O Sole mio", gwiazda po prostu się popłakała ze wzruszenia. Widziałem ten moment! Patrzyłem na to, w pełni doceniając reżyserski kunszt i pozareżyserskie możliwości Nikity Michałkowa. Choć, oczywiście, jemu łatwiej, bo gdzieś mieści się to w jakiejś rosyjskiej tradycji. Wszak jest to ta sama gama gestów nadmiernych, które tak obezwładniają wszelkich gości, zwłaszcza z Zachodu. Dla nich jest to całkowita egzotyka!