Ilu Polaków zmaga się z tym problemem - nie wiadomo. Wiemy jedynie o tych, o których historii wspomną media. O tym, jak dostają pieniądze od nieznanych ludzi, o dzieciach, którym udał się wyścig ze śmiercią, bo uzyskały wyrok sądu nakazujący ministrowi zdrowia zakupić dla nich lek... Ale czy go dostaną to nie wiadomo, bo urzędnicy są uparci.
Pieniędzy nie ma, bo nie lubimy płacić podatków. Według różnych szacunków rocznie budżet traci na tym od 40 do 60 mld zł. Nie płacimy, bo nie mamy zaufania do polityków, nie wierzymy im - nie bez podstaw - że pieniądze wydadzą sensownie. Z kolei oni uważają nas za przestępców i oszustów, są przekonani, że cokolwiek zrobią, my i tak będziemy kombinować. I tak nas traktują. Fiskus nie musi dowieść nam podatkowego przestępstwa, to my musimy udowodnić, że go nie popełniliśmy. A drobny błąd urasta do rangi podatkowej zbrodni. My widzimy po każdych wyborach skok polityków na koryto, które musimy zapełnić. Ale dla nich większość z nas to zdrajcy, ludzie gorszego sortu, ubecy lub potomkowie pełniących obowiązki Polaka itd.
Dotąd żadnemu ministrowi zdrowia nie udało się zadowolić wszystkich, tj. medycznego personelu i pacjentów jednocześnie. Obecny minister nie jest wyjątkiem. Obiecywał likwidację NFZ, tak jakby ta instytucja winna była wszelkich zaniedbań. A zaczyna od demontażu dobrze działającego programu. O tym, jak będziemy leczeni i w konsekwencji, jak długo będziemy żyć, decydują oprócz profesjonalizmu medyków pieniądze, czyli nasze podatki. Ile mogą zdziałać - pokazała kardiologia inwazyjna. Dzięki wysokim wycenom zabiegów w ciągu kilku lat staliśmy się krajem, w którym na zawały serca umiera najmniej ludzi na świecie! Ale minister zdrowia zamierza obciąć wyceny, a uzyskane pieniądze przerzucić m.in. na niedofinansowaną od lat psychiatrię.
Dlaczego akurat na nią, wyjaśniło się, gdy pewien psychiatra z tytułem profesora, więc nie byle kto, zapewnił, że jest w stanie uleczyć zwolenników KOD, tych, którym wydaje się, że w naszym kraju dzieje się źle, że jest zamach na demokrację. Czyżby rząd potrzebował pieniędzy na rozbudowę szpitali psychiatrycznych, w których będzie się leczyło Polaków gorszego sortu? Pan profesor zapewne wyleczyłby także Billa Clintona, którego Jarosław Kaczyński wysłał do psychiatry po tym, jak były prezydent USA skrytykował demokrację w naszym kraju. Może to mieć dyplomatyczne skutki. Jeśli wybory w USA wygra Hillary Clinton, to z wizytą do Polski przybędzie chyba bez męża. Tak na wszelki wypadek.