Jeśli na należycie do żadnej z powyższych kategorii, jeśli zastawiacie się nad sensem egzystencji, jeśli interesuje was kierunek w jaki zmierza nasza cywilizacja, sięgnijcie po „Powrót fatum” Tomasza Stawiszyńskiego. To książka fascynująca.
Autor za pomocą szkiełka i oka przygląda się współczesnemu światu i jego ‘duchowej’ kondycji. Nie interesują go prezentacje doznań metafizycznych, bo te są poza spectrum racjonalnego opisu. Za to lustruje sposoby w jaki człowiek Zachodu radzi sobie z pytaniami o sens i cel życia własnego oraz każdego życia. Sprawdza też jakie są tego konsekwencje.
Stawiszyński bierze pod lupę trzy rodzaje odpowiedzi zgrupowane w trzy obszary: nauka, ezoteryka i chrześcijaństwo.
Wielu z nas uważa, że naszym życiem, jak całym kosmosem, kierują zasady nauki. Nikomu nie odbierając prawa do takiego oglądu, Stawiszyński zauważa, że w miarę rozwoju nauka odkrywa rosnące przestrzenie niewiadomych. Innymi słowy: im więcej wiemy, tym rozleglejsze tereny niewiedzy odkrywamy. Przecież nieusuwalną cechą nauki jest to, że nieustannie się weryfikuje: stare pewniki zastępowane są przez nowe, które mogą zostać uzupełnione lub obalone. Kłopot w tym, że bezosobowe mechanizmy nie tłumaczą sensu, ani celu istnienia. Mogą naświetlać lecz nie budują tak potrzebnych ludziom kodeksów moralnych. Te melodie przynależą zupełnie innym orkiestrom, niż charakterystyczne dla naukowych metodologii ciągi przyczynowo-skutkowe. W tym miejscu nauka napotyka na ograniczenia, które sama stworzyła, bo bez nich nie byłaby nauką. Sprzeczność tę usiłował (częściowo) unieważnić Thomas Nagel, którego myśl Stawiszyńskiego fascynuje, lecz finalnie jednak rozczarowuje.
Kiedy horyzont wiedzy pewnej nieustannie się przesuwa, nic dziwnego, że ludzie szukają odpowiedzi na egzystencjalne pytania w astrologii czy w teoriach gnostyckich, a w wersji pop w niezliczonych wróżbach, tarotach, kursach wzmacniania sił duchowych, numerologii albo magii. Tego jest milion. I stało się rodzajem dochodowego przemysłu oferowanego na straganach ‘duchowości’. Myślicie, że klientami są przysłowiowe ‘sprzątaczki’? Nic podobnego.
Autor „Powrotu fatum” kurtuazyjnie przemilczał, że kilka lat temu sporo szumu wywołała wypowiedź Elżbiety Bieńkowskiej, kiedy to odpowiadająca za rynek wewnętrzny polska komisarz Unii Europejskiej zachwycała się celnością horoskopu jaki zamówiła u numerolożki. Strach się bać decyzji politycznych uzależnionych od energii astralnej. Ten rozdział eseju Stawiszyńskiego jest szalenie ciekawy: naszpikowany wiedzą, z szeroką bibliografią, a zarazem osobisty, przywołujący doświadczenie poszukiwań gnostyckich. Nic jednak nie wskazuje, by o naszym losie decydowały siły kosmiczne. Już św. Augustyn polemizował z astrologami przywołując przykład bliźniaków, których życie toczy się kompletnie.
A gdyby jednak? Cóż, gdyby nasze losy pisały gwiazdy, bylibyśmy wydani na ich pastwę, czyli z definicji pozbawieni wolności.
Niedawno autor „Przewodnika dla ateistów” Peter Boghossian uznał, że krytyka chrześcijaństwa na kształt „Boga urojonego” była błędem. Z kolei powiązana niegdyś z Nowymi Ateistami Ayaan Hirsi Ali ogłosiła, że zakończyła przygodę z ateizmem i dokonała wyboru chrześcijaństwa. Zainspirowany spektakularnymi konwersjami znaczących postaci z kręgu Nowych Ateistów Stawiszyński postanawia przyjrzeć się bliżej chrześcijaństwu. I odkrywa, że mamy do czynienia z propozycją najbardziej logiczną, najskuteczniej chroniącą ludzką wolność, dającą najlepszą odpowiedź na pytanie o sens życia poprzez rozsądny balans między racjonalnością a znakami transcendencji. W tym fascynującym rozdziale znajdziemy arcyciekawe tropy i konstatacje, z którymi naprawdę warto się zapoznać. Nie będę robić tu kilkuzdaniowej ściągawki, bo to po prostu niewykonalne.
Muszę tylko ostrzec katolików przed pokusą triumfalizmu. W „Powrocie fatum” chłodnej analizie nie towarzyszy żadne Credo. Ani śladu deklaracji nawrócenia. Autor pozostaje agnostykiem. W gruncie rzeczy bowiem nie zajmuje się wiarą, tylko religią. Że są to rzeczywistości nierozłączne? Być może. Ale nie zawsze i nie dla wszystkich.
