Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton naczelnego. Wiedeński odruch Pawłowa

Wojciech Mucha
Wojciech Mucha
Określenie „triggerować” oznacza „przywoływać niepokojące myśli, albo wywoływać określoną reakcję u odbiorcy”. Coś jak ze słynnym eksperymentem Pawłowa na jego psach. Nie jest elegancko porównywać ludzi do zwierząt, pozostanę więc przy pierwszym, nowoczesnym określeniu. Pochodzi ono od angielskiego słowa "trigger", które oznacza spust lub wyzwalacz. Naciskając na odpowiednią strunę, uruchamia się u odbiorcy niekontrolowaną, choć oczekiwaną reakcję.

W Krakowie znamy to dość dobrze choćby z sytuacji, gdy ktoś pyta nas na ulicy: „Którędy dojdę na starówkę?”. Taki osobnik niemal na pewno zamiast wskazówek, jak dojść na Rynek Główny lub w jego okolice, dowie się, że „starówka to jest we Warszawie”, ew. że „w Krakowie nie ma starówki”, lub zostanie odesłany wprost na tutejszy Dworzec Główny, skąd odprawiane są pociągi do miast starówkę posiadających. Sam po kilku latach pobytu w stolicy z lubością triggeruję moich krakowskich przyjaciół powtarzając (niby to bezwiednie), że „wychodzę na dwór” lub „jestem w Vis a Vis, tak, na starówce”. Działa za każdym razem, podobnie jak rozpoczynanie zdania od „u nas w Warszawie”.

Niedoścignionym mistrzem w triggerowaniu swoich oponentów jest Jarosław Kaczyński. Wystarczy bowiem, by prezes PiS wypowiedział się mimochodem o czymkolwiek spoza wąskiego uniwersum bieżącej polityki, a już na baczność staje legion takich, którzy spieszą na to reagować, udowadniać, że jest zupełnie na odwrót, lub – mówiąc delikatnie - rozwiewać wątpliwości co do swojej inteligencji. Tak było choćby wówczas, gdy mówiąc o politycznej inspiracji jednego ze strajków pielęgniarek Kaczyński powiedział, że „inni szatani byli tam czynni”. Pastwiono się wówczas nad rzekomo zabobonnym „Kaczorem” i wyśmiewano go jako wstecznika. Wszystko do momentu, gdy ktoś przytomny nie uzmysłowił śmieszkujacym, że Kaczyński jedynie cytował fragment XIX-wiecznej pieśni Kornela Ujejskiego „Z dymem pożarów”.

Innym razem lider PiS ledwo napomknął o tym, że w naszym kraju zachowała się widoczna u niektórych Polaków tradycja zdrady narodowej. Tych „niektórych” określił mianem „gorszego sortu”. Część zajadłych przeciwników prezesa PiS z niewiadomych powodów wzięła to do siebie, a histeria, jaka się rozpętała, miała swój finał w sądzie. Ten w 2020 r. oddalił apelację działaczki „Obywateli RP” z Bydgoszczy, która pozwała Kaczyńskiego o… ochronę dóbr osobistych, czując się urażona jego słowami. Wszystko jest tym bardziej zaskakujące, że to właśnie „Obywatele RP” najczęściej obwieszali się deklaracjami o przynależności do „gorszego sortu”, przyklejając sobie na czoła nalepki z tym napisem, a z tablicą z taką deklaracją wystąpił w TVN24 sam Władysław Frasyniuk. Profil „Jestem gorszego sortu!” ma z kolei na facebooku ponad sto tys. polubień (bo chyba nie deklaracji). I tak dalej.

To dlatego co wybitniejsi znawcy polityki zastanawiają się, czy Kaczyński czasem nie opowiada tego wszystkiego celowo (triggeruje), by zajmować czymś swoich przeciwników. Niezależnie od intencji efekt jest dokładnie taki.

Tak jest i w ostatnich dniach. Oto Kaczyński podczas zakończonego wczoraj Forum w Karpaczu w trakcie rozmowy o kondycji Unii Europejskiej napomknął o tym, że goszcząc w 1989 r. w Wiedniu „poczuł obcość kulturową”. Cóż tam ujrzał, nie wiemy. Wystarczyło jednak, by striggerować swoich adwersarzy i obudzić w nich skrywaną dotąd wienofilię. Z miejsca politycy, publicyści, dziennikarze i celebryci jęli się snobować na bywalców nie tylko znanego z handlu w czasach PRL wiedeńskiego Mexicoplatz (ten istotnie mógł przerażać), ale także pałacu Schonbrunn, winiarni Heurige, degustatorów sznycli i wurstu, czy też udowadniać, że bębniąc w stół odegrają z pamięci tegoroczny Koncert Noworoczny Filharmoników Wiedeńskich. Co bardziej przerażające, zaczęły się pojawiać „poważniejsze” analizy, jak ta jednego z publicystów, mówiąca, że Kaczyński wypowiadając te słowa „przypomina trochę Sajjida Kutba, głównego ideologa Bractwa Muzułmańskiego, opisującego swój niesmak podczas wizyty w Stanach”. Ten sam jegomość nie omieszkał dodać (niepytany), że on sam podczas wizyty w Wiedniu nie czuł się obco kulturowo. „Obco kulturowo czułem się w np. w Sosnowcu, gdy już jako niewierzący poszedłem zobaczyć mszę papieską” - skwitował. To tylko jedna z dziesiątek reakcji.

Że to wszystko głupie? Cóż, czasem można odnieść wrażenie, że gdyby Kaczyński dziś powiedział, że należy myć zęby minimum dwa razy dziennie, to jutro jego przeciwnicy zorganizowaliby akcję odsyłania na Nowogrodzką swoich szczoteczek, a gdyby zaapelował o „twarde stąpanie po ziemi”, to wielu Polaków natychmiast stanęłoby na głowie. Choć w sumie to od dawna tak stoją. Ku uciesze prezesa, oczywiście.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Felieton naczelnego. Wiedeński odruch Pawłowa - Plus Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska