Ogród rozkoszy to dwadzieścia kilka dzwońców, zięb, bogatek, modraszek i sikorek ubogich, które cały dzionek przesiadują w ogrodzie. Karmnik tkwi w połowie alejki o długości trzydziestu kroków utworzonej przez pas żywopłotu i ścianę domu. Wymarzone miejsce do ataku dla zwrotnego, latającego drapieżnika.
Kiedy by nie przybył, zawsze może liczyć na powodzenie. Ktoś jest akurat w powietrzu, inny ptak na ziemi. Komuś braknie refleksu lub się zagapi. Prawdopodobieństwo udanego ataku jest bardzo wysokie. Bywa i tak, że najedzony krogulec przycupnie na sośnie, gdzie długo pielęgnuje pióra. Na jego widok wszystkie ptaszki zamierają w bezruchu. Udają, że ich nie ma. Najwyraźniej napastnik nie dostrzega nieruchomych celów. Czy widzieliście kiedykolwiek sikorkę ubogą, która ani nie drgnie przez kilka długich minut? Toż to żywe srebro!
Ptasiej drobnicy mi żal, ale, cóż to, przyroda w całej krasie. Łańcuch pokarmowy z drapieżcą na szczycie. Krogulec też musi coś jadać. Jedyne co mogę, to przesunąć karmnik obok krzewu, gdzie plątania gałęzi daje cień szansy na ukrycie. Utrudnię krogulcowi życie, gdyż moja stołówka to nie masarnia. Niech się trochę pomęczy.
