Słyszałem ostatnio, że w wielkich tłumach letnich turystów odwiedzających Kraków jest też całkiem spory tłum bezdomnych. Przyjeżdżają do Krakowa i na Plantach okupują ławki, często na nich także śpiąc. I to jest problem, gdyż turyści są zawiedzeni i zbulwersowani tym, że w Mieście Królów Polskich, zamiast wzruszać się świadomością, że te bruki szlifował stopami Miłosz, Boy-Żeleński czy święty Stanisław, muszą tłumaczyć dzieciom, że "ten pan brudny, pijany i śmierdzący to wcale nie jest smok wawelski".
W radiowej wypowiedzi przedstawiciel straży miejskiej stwierdził, że strażnicy w tej sprawie niewiele mogą. Niewiele mogą też często bezdomni, gdyż nawet gdyby chcieli się umyć, to najbliższym dostępnym miejscem jest fontanna na placu Szczepańskim. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej oferuje wprawdzie różne możliwości, nie ma jednak w Krakowie ogólnodostępnej łazienki, np. w okolicy dworca PKP. A łaźnia miejska funkcjonuje, ale już tylko jako metafora.
Czy taka łazienka coś może zmienić? Na pewno nie rozwiąże problemu bezdomności w Polsce, byłaby jednak jakąś próbą załatwienia sprawy. Najgorzej nie zrobić nic. Strażnik powie, że nic nie może. Porażony smrodem pasażer tramwaju lub przechodzień na Plantach będzie oburzony i powie coś, czego nikt nie wydrukuje. A bezdomny powie, że jest biedny, żeby mu dać piątkę i święty spokój.
Może więc królewski Kraków zerknąłby na Tarnów, który chociaż nieco mniej wspaniały, jednak przy dworcu łazienkę dla bezdomnych ma?